Cisza opuszczonych hal fabrycznych… Wilgoć, pełno wilgoci. Śnieg topnieje i skrapla się całymi strumieniami. Rozsypane odczynniki chemiczne – czerwień krezolowa, zielone i białe proszki – tworzą niesamowite wzory. Tu i ówdzie na podłodze hal rosną paprocie.
Oglądaliście “Stalkera” Tarkowskiego? Kojarzycie te sceny z ponurymi komnatami i kapiącą zewsząd wodą?

To chyba od “Stalkera” wzięła się moja miłość do postapokalipsy i opuszczonych miejsc. Widziałem ten film pięciokrotnie i na jego podstawie napisałem pracę licencjacką.
Tym większe wrażenie zrobiły na mnie opuszczone hale fabryczne gdzieś w centralnej Polsce. Nic tam nie było, cholera, żadnych maszyn ani dokumentacji technicznej. Ale ten klimat… Żywcem przeniosłem się do Strefy. Zimnej, wilgotnej, przerażającej ciszą i zachwycającej regularnością kształtów Strefy:
O. Poznaję miejsce. Kocham to miasteczko. Nie dosyć, że można doń dojechać tramwajem, to jeszcze nieopodal mieści się kolej wąskotorowa, a nadto do fabryki wiodła, rozebrana już, niestety, bocznica, na końcu której, pod rzeką, mieści się lokomotywownia, w której do 2015 roku stała rozgrabiona lokomotywa Ls40; wcześniej stacjonował tam jeszcze parowóz Ferrum i kryty wagon towarowy. Niestety – całość została rozkradziona. Doszczętnie.
A kawałek dalej mieści się “Diabelski Młyn”, spalony młyn wodny ociekający złą sławą. To odludne miejsce spowite szumem rzeki przyjmowało w swe mury bowiem po zakończeniu działalności okoliczną młodzież, która smarowała na ścianach satanistyczne symbole. W końcu zaś, na wieść, że mordują koty, w miejsce skierowano policję. Uczestnicy “czarnej mszy” w popłochu podpalili młyn i jego okazała ruina straszy do dzisiaj…