Dolce vita

Jeździliśmy po Czasow Jarze i oglądaliśmy zgliszcza.

Ja widziałem, że to są zgliszcza. Miasto usiłowało udawać, że funkcjonuje normalnie. Na każdej latarni widniała świeżo namalowana ukraińska flaga – znak przynależności do tej prawidłowej, ukraińskiej części Donbasu. Nad ulicami wisiały transparenty o treści “Sława bohaterom” i “Ukraina ponad wszystko”.

– Skoro lubisz takie miejsca, to patrz, dokąd cię przywiozłem – powiedział Walera i zgasił silnik. – Oto… szagajuszczij ekskawator!

Gdyby tłumaczyć dosłownie, szagajuszczij ekskawator byłby po prostu chodzącą koparką. Ale to jakoś nie brzmi.

Stał więc ten ekskawator pośrodku bezkresnej łąki i rdzewiał. Był ogromny. Gdyby postawić mnie i Walerę obok metalowego cielska, ledwie sięgalibyśmy do podbrzusza. Żeby osiągnąć wysokość całej maszyny, trzeba by wziąć kilkoro mnie i kilka Waler. Z głowy potwora wyrastała plątanina rur i kabli, a po obu bokach widniały ogromne metalowe odnóża, dzięki którym ta wielka maszyna krocząca mogła się poruszać. Wyglądało to wszystko jak sceneria z kolejnej części “Gwiezdnych wojen”.

Wspięliśmy się na samą górę i oglądaliśmy dawne doły kopalniane, z których już nikt nie chce niczego wydobywać.

Potem ruszyliśmy dalej, a Walera coś do mnie mówił, ale nie za bardzo go rozumiałem. Muzyka, puszczona na cały regulator, skutecznie zagłuszała większość jego słów. Z głośnika wydzierał się Światosław Wakarczuk, lider rockowego zespołu Okean Elzy. “Nie poddam się bez walki, ja nie poddam się bez walki”, śpiewał, a ja wiedziałem, że włączenie tej akurat piosenki, albo w ogóle wybór zespołu Okean Elzy, którego wokalista aktywnie wspiera ukraiński marsz na zachód, było elementem politycznej pokazówki. Podobnie jak flaga zatknięta za kierownicę, paszport, który Walera obłożył w patriotyczną okładkę z napisem “keep calm and love Ukraine” i dwie opaski na jego dłoni – jedna w barwach państwowych, a druga czarno-czerwona, z symbolem trójzębu.

Walera miał około pięćdziesiątki i był kimś w rodzaju hipisa. Patriotycznego hipisa. Ultrapatriotycznego hipisa. W telefonie miał zdjęcie, na którym obściskiwał się z Dmytro Jaroszem, liderem skrajnego nacjonalistycznego ugrupowania Prawy Sektor. Trochę się jej bałem, tej fotografii, bo “prawoseki” nie słyną z otwartości, tolerancji i zrozumienia.

Ale nie Walera, on był w porządku. Zabrał mnie na jeszcze jedno wyrobisko. Pośrodku glinianych dołów stała lokomotywa i parę przewracających się wagonów. Wokół nich chodzili robotnicy, którzy od razu zainteresowali się nietypowymi gośćmi. Byli pijani w sztok i nie zauważyli nawet, że wypadająca z wagonów glina zasypała tor w paru miejscach.

– Uprzątniemy, uprzątniemy – machnął ręką człowiek w kraciastej koszuli, wyglądający na brygadzistę. Doleciał do mnie odór na wpół przetrawionego alkoholu. Wiem, że pisanie o pijaństwie na wschodzie już dawno się wszystkim przejadło, ale oni naprawdę ledwo się trzymali na nogach.

Tego dnia widzieliśmy jeszcze upadłe fabryki, nieczynne stołówki, zamknięty na głucho dworzec kolejowy, zardzewiałe lokomotywy, zamurowane bramy i zarosłe zielskiem kolumnady. Upadły fragment imperium. Na szczęście Walera nie pytał jak mi się Czasow Jar podoba, bo musiałbym mu powiedzieć, że w sumie to bardzo, bo uwielbiam wszystkie takie rozwalone, rdzawe, zapomniane, brudne miejsca, ale że jednocześnie to trochę wstyd, doprowadzić jakiekolwiek miasto do takiego stanu. Czasow Jar nie był przecież doświadczony przez wojnę. On był doświadczony przez transformację ustrojową, oligarchię, kolesiostwo na wszystkich możliwych etapach, brak poszanowania dla wspólnego dobra… w skrócie, jak mówią sami miejscowi – przez 25 lat istnienia niepodległego państwa ukraińskiego. Pamiętając o zdjęciu z Jaroszem, trochę głupio było mi prezentować ten punkt widzenia Walerze.

Okean Elzy nie przestawało grać. “Dla kogo tu więzienie, dla kogo słodkie życie” – retorycznie pytał wokalista, a ja odnosiłem tekst piosenki do przesuwającego się za oknami świata. Parę kilometrów dalej zaczynało się separatystyczne więzienie. Ale po tej stronie granicy wciąż trwało ukraińskie dolce vita.

Dodaj komentarz