Fantastyczne zwierzęta (wersja etiopska)

Kot z głową koguta, pies-rekin, koń z głową węża, gdzie indziej ananasosowa i żyrafa, która zaczęła tańczyć. Czysty surrealizm i psychodelia, podlane metafizyczno-hipsterskim sosem.

Etiopia, Addis Abeba. Starsza pani zza lady wnikliwie obserwuje przychodzących do księgarni klientów. Nie ma ich wielu. Choć aleją Menelika Drugiego przechadzają się tłumy mieszkańców miasta, mało kto zagląda do położonej przed kościołem księgarenki.

Pusta księgarnia. I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o porównania z Polską. Etiopskie książki są bowiem… inne.

Zszywane na grzbiecie, wydawane w miękkich okładkach i nierzadko w dziwnych, nawet poziomo zorientowanych formatach, bardziej przypominają szkolne zeszyty, niż prawdziwe książki. Drukowane monochromatycznie na słabej jakości papierze.

Warstwa wizualna może bardziej wrażliwych grafików przyprawić o zawał serca.

No i ten alfabet. Literki stawiane w języku amharskim przywodzą na myśl tańczące ludziki. Nie są podobne do żadnego innego popularnego systemu zapisu. Każdy znak to sylaba, a w podstawowej wersji języka istnieje ich 240.

Okładka książki "Giro, ukochana żyrafa"
Okładka książki “Giro, ukochana żyrafa”
Książka ilustrowana grafikami z filmu Disneya "Frozen". Widoczne na zdjęciu piksele i inne artefakty to nie wina słabej jakości fotografii...
Książka ilustrowana grafikami z filmu Disneya “Frozen”. Widoczne na zdjęciu piksele i inne artefakty to nie wina słabej jakości fotografii…
Opowieść o chłopcu wychowywanym przez krowę (?)
Opowieść o chłopcu wychowywanym przez krowę (?)

Fantastyczne zwierzęta

Prawdziwa przygoda zaczyna się jednak dopiero, gdy zaglądamy do środka którejś z wystawionych książek. Pozycja, która przykuwa naszą uwagę najbardziej, nazywa się “Walka psa i kurczaka”. To, co czeka na nas w środku, jest na tyle surrealistyczne i psychodeliczne, że od razu decydujemy się na zakup.

"Fantastyczne zwierzęta", wersja etiopska
“Fantastyczne zwierzęta”, wersja etiopska

Wnętrze “Walki psa i kurczaka” wypełniają krótkie wierszyki ilustrowane fotomontażami. Tu kot z głową koguta, tam koń z głową węża, gdzie indziej ananasosowa.

– Może nam to pani przetłumaczyć? – spytamy później kelnerkę w hotelowej restauracji.
– To jakieś dziwne – odpowie kobieta, z wyraźnym trudem wczytując się w treść książki. – Zaraz wam powiem, co to jest – mruknie, po czym odejdzie. My wzruszymy ramionami i zabierzemy się za stygnące powoli danie. Pół godziny później kelnerka ponownie stanie nad stołem. – Poem – powie. – Wiersz.
– Jaki wiersz?
– Ta książka składa się z wierszy. Wierszyków. Zapomniałam słowa po angielsku.

Dopiero po paru miesiącach uda mi się otrzymać tłumaczenie.

Okazuje się, że to nie byle jakie wierszyki dla dzieci, ale surrealistyczna poezja z nierzadkim metafizycznym wydźwiękiem.

Powtórzę: surrealistyczno-metafizyczna poezja dziecięca, napisana w języku amharskim. Czy może być na świecie coś bardziej hipsterskiego? Warto się jednak wczytać – dla mnie osobiście to przedmiot wielomiesięcznej fascynacji.

To kogucie życie,
lecz moja głowa utknęła.
Żyję, grzebiąc ziemię,
ja,
ktoś,
kto bywa i tu, i tam,
ktoś,
kto nie doświadcza pomocy i współczucia,
stwór,
który nie ma zębów
i nie może żywić się mlekiem z piersi,
moja głowa utknęła na szyi kota.

 

Ananas, który
wygląda jak sowa
(nie bądź podejrzliwy).
Hej, dzieciaki, jak minęło lato?
Wzięłyście mnie za sowę, kiedy otworzyłem szeroko oczy?
Nie martwcie się, to tylko ja,
słodki jak miód,
to ja,
coś, co może przemienić się w soczek lub cukierek.
Nawet jeśli widzicie moje ostre pazury,
to ja, ananas,
nie bądźcie podejrzliwi.

 

Zaczęłam tańczyć

 

Gdybym nie myślała o tym,
że nie dotrę już szybko z miejsca na miejsce,
i że nie jestem już tak cienka jak patyk,
a przy tym tak bezsilna,
chwaliłabym się wkoło, że jestem modliszką.
Weszła we mnie jednak nowa dusza,
stałam się żyrafą i wypiękniałam,
a do tego zaczęłam tańczyć.

 

Oto ja,
brodaty pan kozioł,
potężny bohater.
Nagle,
nieświadomie,
stałem się dużym ptakiem.
O, biada mi,
straciłem słuch.

 

Czy zastanawialiście się nad tym, jak trudno żyje się w morzu?
Samo zimno może mnie zabić.
Wczoraj pewien rekin, zobaczywszy mnie, odgryzł mi dolną wargę. Zmyliłem go i uciekłem. Teraz bardzo boję się go spotkać. Niechaj Bóg go ode mnie oddali.

 

Brzuchu mój pełny, pełny mój brzuchu!
W porze deszczowej jadałeś
koźlę i cielaka,
teraz zmieniłeś się w ptaka,
wyglądasz zaś jak szczeniak hieny.

 


Podoba się? Podyskutujmy o tym na Facebooku :)

Za konsultacje i tłumaczenie wierszyków serdecznie dziękuję Michałowi Markowi Kozickiemu, doktorantowi w Instytucie Językoznawstwa UAM, oraz członkom grupy Ethiopian Diaspora Mobilization na Facebooku.

Oryginalne teksty się rymują. Tłumaczenie, ze względu na zupełnie odrębną specyfikę języków polskiego i amharskiego, jest traktowane raczej umownie.


Zobacz też:

Zachodni i Wschodni Blińsk
“Wagonetka”, “półdzień” i “prozit”, czyli rozmówki polsko-hebrajskie
Profil autora na Patronite, gdzie możesz wesprzeć powstawanie tekstów o takich dziwactwach

1 komentarz

  1. Etiopia to kraj tak odległy, że wszystko tam pewnie jest inne. Natomiast z innej beczki na pewno czytałeś o otwarciu tam nowej linii kolejowej na wybrzeże. Szkoda że jak tam byliście jeszcze była w budowie, mielibyśmy relacje z etiopskiego ekspresu. Inna sprawa że do Etiopii byłbym się wypuścić, zwłaszcza że z Twoich poprzednich wpisów wynikało, że nie jest tam zbyt bezpiecznie.

Dodaj komentarz