Tokio – sen szalonego społecznika

Pierwszy raz w życiu przylatujesz do Japonii. Z lotniska bierzesz pociąg, który dowiezie cię do tokijskiego przedmieścia. Później przesiadasz się na metro i jedziesz pod ziemią. Czego oczekujesz, gdy w końcu wyjdziesz na powierzchnię?

Chaotycznego ruchu wielkiego miasta? Tłumów przechodniów? Gwaru, trąbienia, nawoływania sprzedawców? Natłoku wrażeń?

Największe miasto świata okazuje się jednak cichsze, niż leniwa niedziela przy Rynku Wildeckim w Poznaniu. Ulice są prawie puste. Samochody jeżdżą wolno i niemal bezgłośnie. Nikt nie trąbi ani nie krzyczy.

Czujesz się nieswojo i zaczynasz się zastanawiać, czy to rzeczywistość, czy tylko percepcja wykrzywiona zmęczeniem i zmianą strefy czasowej.

Okolice stacji metra Tawaramachi, godzina dziesiąta rano
Okolice stacji metra Tawaramachi, godzina dziesiąta rano

Puste ulice

Ten szok byłby zapewne mniejszy, gdybyś swoją podróż rozpoczął od imprezowej dzielnicy w sobotę wieczorem. Lecz niezależnie od rejonu miasta, Tokio naprawdę jest dużo cichsze, niż można by sobie to wyobrażać. Po części to kwestia spokojnego usposobienia Japończyków, którzy nie podnoszą głosu podczas rozmów na ulicy. Nie gwiżdżą na palcach i nie proponują taksówek ani zegarków.

Jednak dużo większy wpływ na ciszę i ogólny komfort przebywania w mieście ma uspokojony ruch uliczny. Wielkich metropolii nie kojarzymy z pustymi ulicami – a może niesłusznie.

Skąd ten spokój? Wytłumaczeń może być kilka. Po pierwsze, zarządzenia zabraniające wjazdu do miasta starszym pojazdom z silnikiem diesla. Po drugie – drakońskie ograniczenia prędkości, które sprawiają, że samochodem po Japonii jeździ się dość niewygodnie (w mieście ograniczenie wynosi zazwyczaj 30-40 km/h, poza miastem 50-60 km/h, na autostradach w terenie zurbanizowanym również 50-60 km/h, na autostradach poza miastem można jeździć maksymalnie 100 km/h). Wreszcie – zdrowy tryb życia i dobrze rozwinięta sieć komunikacji miejskiej. Dodatkowe decybele oszczędza się dzięki większemu niż w Europie wykorzystywaniu samochodów elektrycznych. Oraz rowerów – mógłbym nazwać Tokio Amsterdamem wschodu, gdybym tylko miał pewność, że w Amsterdamie z dwukołowców korzysta się więcej. A wcale takiej pewności nie mam.

Stoisz więc pośrodku sześciokątnego skrzyżowania w centrum miasta i relaksujesz się, wystawiając twarz do popołudniowego słońca.

Cisza, spokój i spora ilość rowerów - codzienne tokijskie realia
Cisza, spokój i spora ilość rowerów – codzienne tokijskie realia

Czyste powietrze

Możesz się relaksować także dlatego, że nie oddychasz syfem niewiadomego pochodzenia. Wokół nie ma zbyt wielu źródeł zanieczyszczenia powietrza. Pomimo niezwykle gęstej zabudowy, na ulicach często spotyka się drzewa. A kiedy już pomiędzy betonem trafi się park – to nie byle kępka drzew, zapobiegliwie przycinanych każdej wiosny, ale prawdziwa dżungla pośrodku miasta. Szerokie drzewa splatają się koronami nad nielicznymi alejkami spacerowymi. W prawo i w lewo, gdzie nie spojrzeć – tam gąszcz. Człowiek stara się nie przeszkadzać przyrodzie, bo dobrze wie, że i tak zabrał już dla siebie wystarczająco dużo.

Główna alejka w Yoyogi Park
Główna alejka w Yoyogi Park
Zaraz za parkowymi alejkami rozpoczyna się gąszcz
Zaraz za parkowymi alejkami rozpoczyna się gąszcz

Świeżość powietrza w mieście to nie tylko brak spalin i kominowych wyziewów. Równie szkodliwe mogą być wyziewy z ludzkich płuc. Ale nie w Tokio – palenie na ulicach jest surowo wzbronione, a dla amatorów siwego dymu przeznaczono specjalne wydzielone strefy palenia.

Strefa dla palaczy - Tokio, Asakusa
Strefa dla palaczy – Tokio, Asakusa
Zakaz palenia!
Zakaz palenia!

Dlaczego więc tokijczycy często noszą maseczki na twarzach? Wbrew pozorom wcale nie chodzi o smog. Prędzej już o chorobliwy strach przed krążącymi w powietrzu wirusami. Albo – jak napomknął mi w żartach znajomy japonista – o zakrycie niedostatków makijażu.

Niech żyje wolność i swoboda

Stoisz więc pośrodku miasta, a czujesz się, jakbyś śnił. Bo to miasto, w którym nie trzeba zapinać roweru, zostawiając go na ulicy. Miasto, w którym przed sklepami stoją stacje wypożyczania parasoli. Kiedy pada, możesz wziąć potrzebny ci parasol, a następnie odstawić go w innym stojaku.

Miasto, w którym nie spotyka się policji. Nie jest bowiem zbyt potrzebna.

Miasto, w którym nie ma płotów. Jeżeli pośrodku kwartałów mieszkaniowych stoi obszerny kompleks świątynny, to można się do niego dostać z każdej strony. Nie trzeba robić kółeczek po okolicy, obchodząc osiedla i poszukując jedynego otwartego wejścia.

Wielkie miasto, w którym na lotniskach oraz przed znanymi budynkami nie stoją uzbrojeni po zęby antyterroryści… Ale to w końcu dobrych osiem tysięcy kilometrów od granic Unii Europejskiej.

Stojak z parasolami do wypożyczenia. Fotografia wykonana w miasteczku Nikko, ale podobne stojaki rozstawione są w całym Tokio
Stojak z parasolami do wypożyczenia. Fotografia wykonana w miasteczku Nikko, ale podobne stojaki rozstawione są w całym Tokio
Miasto otwarte i dostępne dba również o tych, którym poruszać się jest trudniej. Bardzo wiele ulic w Tokio pokrytych jest wypukłymi ścieżkami dla niewidomych (do zobaczenia również w fotografii tytułowej)
Miasto otwarte i dostępne dba również o tych, którym poruszać się jest trudniej. Bardzo wiele ulic w Tokio pokrytych jest wypukłymi ścieżkami dla niewidomych (do zobaczenia również w fotografii tytułowej)

Świadome społeczeństwo

Nie zobaczysz w Tokio graffiti. Niedbale rzuconego papierka po batonie. Czy przyklejonej gdzieś gumy do żucia. Albo zacieków po sosach wypływających z kebaba. Dzięki wspomnianym już wcześniej strefom palacza, nie uświadczysz też porozrzucanych niedopałków.

A może strefy nie mają tu nic do rzeczy? Może chodzi tu o coś innego – szacunek społeczeństwa do siebie i wspólnej przestrzeni?

Mieszkańcy, którzy lubią swoje miasto, często urozmaicają ulice różnymi przyjaznymi oku detalami. W tokijskiej dzielnicy Kappabashi można spotkać wiele figurek wodnych duszków kappa
Mieszkańcy, którzy lubią swoje miasto, często urozmaicają ulice różnymi przyjaznymi oku detalami. W tokijskiej dzielnicy Kappabashi można spotkać wiele figurek wodnych duszków kappa

Czystość w japońskich miastach utrzymywana jest pomimo niemal całkowitego braku ulicznych śmietników. Pewnego dnia spytałem o to znajomego Japończyka.
– Nie mamy śmietników? – zastanowił się. – A rzeczywiście, nie mamy.
– To nie jest trudne w codziennym życiu?
– Jesteśmy raczej przyzwyczajeni, że śmieci zabieramy ze sobą, żeby posegregować je w domowych pojemnikach – odparł znajomy.
– Grozi za to jakaś kara? – drążyłem, ale Japończyk tylko dziwnie na mnie spojrzał.

To dlatego nikt w Tokio nie rzuca śmieci na ulicę, nie parkuje na chodnikach, nie łamie zakazu palenia, ani nie kradnie rowerów. Nie ze strachu przed karą, lecz z powodu zwykłej wyuczonej przyzwoitości.

Wszystko ma oczywiście dwie strony, a ja nie wiem, czy mógłbym tam żyć. Przeraża mnie społeczeństwo, które karnie stoi na czerwonym świetle, podczas gdy ulicą od dwóch dni nie przejechał żaden samochód. Ale szacunku – do siebie, do przyrody i wspólnej przestrzeni, powinniśmy się od Japończyków uczyć.

Porządek w japońskich miastach przekracza czasami granice absurdu. Na zdjęciu remont chodnika przy stacji Ochanomizu. Pomimo wydzielonej ścieżki i doskonale widocznych ogłoszeń, z obu stron budowy stoją panowie, którzy każdemu przechodniowi kłaniają się i wskazują prawidłową drogę
Porządek w japońskich miastach przekracza czasami granice absurdu. Na zdjęciu remont chodnika przy stacji Ochanomizu. Pomimo wydzielonej ścieżki i doskonale widocznych ogłoszeń, z obu stron budowy stoją panowie, którzy każdemu przechodniowi kłaniają się i wskazują prawidłową drogę

Więc jak – chciałbyś mieszkać w takim mieście?

6 komentarzy

  1. Ja chceee do Tokioooo!

  2. Zwariowałbym w takim mieście. Chociaż przyznam, że brak poszanowania przez Polaków tego, co już milimetr za własnym progiem mnie denerwuje. Ale jak porównam to co jest teraz a 20 lat temu, to i tak dokonaliśmy wręcz skoku cywilizacyjnego.

  3. Rzuciles dość odmienny obraz na moje dotychczasowe wyobrażenie o układzie przestrzennym japońskiej metropolii. Kazdy z nas zaslyszy czasem to i owo o jakimś odległym kraju czy mieście, co potem rzutuje na naszą opinię.
    Oglądałem kiedyś program o architekturze i kulturze w Japonii. Moja uwagę zwróciła olbrzymią gęstość zaludnienia Tokio, na siłę zagospodarowywany każdy skrawek publicznej przestrzeni małymi budynkami lub krajami, przyklejonych do tego, co już istnieje. Ani słowa nie było o parkach, A tu patrzę na zdjęcia – jednak są. Podczas zwiedzania Tokio zaobserwowales zjawisko, o którym piszę, czy to już raczej stara ‘polityka’, która odeszła do lamusa?

    1. Dawidzie, w artykule piszę przecież o tym, że gęstość zabudowy w Tokio jest bardzo wysoka :) To rzeczywiście miejski gąszcz, ale mimo wszystko Japończykom udaje się jakoś znaleźć miejsce na naturę. Poza tym, tak mi się wydaje, Japończycy dlatego budują tak gęsto i ciasno, żeby nie odbierać naturze nadal ogromnych połaci przestrzeni – Japonia jest jednym z najbardziej zalesionych krajów świata.

  4. Piotr says: Odpowiedz

    Kocham Tokyo i Japonię

  5. fafax says: Odpowiedz

    I jeszcze jednej patologii tu nie ma: tatuaży. Ale są też minusy. W procedurach jest przerost formy nad treścią (odebranie JR Passa to droga przez mękę, podczas gdy w samolocie wystarcza w dzisiejszych czasach mieć właściwe nazwisko). W pociągu nie wolno usiąść w wagonie rezerwowanym, gdy się nie ma rezerwacji. Należy stać w przedsionku i przeszkadzać wsiadających. Na plaży nie wolno się kąpać, bo to nie sezon plażowy. No i te kosze… Ale w porównaniu z Singapurski widać, że do kszrałtowania postaw obywatelskich nie potrzeba dziesiątek kar

Dodaj komentarz