Pewnego razu na Dalekim Wschodzie. Najdziwniejsza eksploracja w życiu
Opublikowano
Miejska eksploracja. Urbex. Hobby nietypowe i pełne adrenaliny. Zazwyczaj jednak wiadomo, czego mniej więcej można spodziewać się w opuszczonych miejscach: podgniłych książek, listów, firmowych dokumentów i zardzewiałych maszyn. Tym razem wszystko było inne…
Drewniane domki rodem z westernu może nie byłyby takie dziwne, gdyby wokoło nie rósł ryż. Klasycznie, jak na filmach z Dalekiego Wschodu: niewielkie poletka zalane wodą na wysokość buta. Dalej, klasycznie, jak na filmach z Dalekiego Wschodu, wznosiły się skośne dachy domów mieszkalnych. A tu, na przekór logice, nie Bruce Lee królował, a raczej Billy the Kid. Dziki Zachód na Dalekim Wschodzie.
Okej, to przecież Japonia. Nie takie dziwactwa się tu ponoć spotyka. Opuszczony park rozrywki w klimacie Dzikiego Zachodu – to jeszcze brzmi sensownie. Dużo bardziej abstrakcyjnie byłoby eksplorować opuszczony park rozrywki w klimacie polskiej wsi. Wow. To byłoby coś – walające się pod nogami plastikowe pierogi, resztki stroju łowickiego i wielkie zardzewiałe logo z uśmiechniętą biedronką.
Nawet jeśli Dziki Zachód to melodia grana w wielu krajach na różne sposoby, to i tak opuszczone pluszowe misie dwumetrowej wielkości muszą robić wrażenie. A tam za każdym rogiem kryło się… coś innego. Nieoczekiwanego. Gotowi na wycieczkę po krainie japońsko-amerykańskich cudów?
[kliknięcie na fotografię uruchamia wygodną przeglądarkę zdjęciową]