Wielki wąż, kogut, popularny internetowy mem, a może nawet zaprzęg konny? Jakuccy rzeźbiarze ulepią wszystko. Z krowiego nawozu.
“Rzeźbić z gówna” to po polsku robić coś bez sensu ani widocznych efektów. Na pewno nie zgodzi się z tym Michaił Bopposow ze wsi Uolba pod Jakuckiem. Mężczyzna od kilku lat tworzy zimowe rzeźby z zamarzniętego nawozu. Główną tematyką jego twórczości jest Chiński Nowy Rok i tradycyjne astrologiczne symbole. Rok temu stworzył trzyipółmetrowego koguta. Dwa lata temu – małpi gaj. W 2014 roku pan Michaił ulepił trójkonny zaprzęg. A jeszcze rok wcześniej na zmrożonej podjakuckiej ziemi stanęła dwumetrowa kobra ze złowieszczymi oczyma.
Wszystko to artysta wyrzeźbił – dosłownie – z gówna. Krowi nawóz dobrze trzyma się w zimowych temperaturach Syberii.


Jak czytamy w artykule na jednym z jakuckich portali, żona artysty Zoja Pietrowna martwiła się, czy aby na pewno wystarczy materiału. W końcu dawniej mieli więcej krów.
Sam rzeźbiarz uspokaja jednak:
Dawniej materiału było pod dostatkiem. Teraz zmniejszyłem oborę i mam tylko trzynaście krów, dlatego nawozu jest też mniej, w tym roku ledwo starczyło go na rzeźbę. Zajmuję się tym dla radości duszy oraz żeby cieszyć mieszkańców wsi, polepszyć im nastrój. Wiele czasu moje hobby nie zajmuje, w końcu i tak trzeba wywozić nawóz, a przy okazji sobie lepię.
W tym samym artykule artysta wyjaśnia, jak się to wszystko zaczęło:
Pewnego razu sąsiad spytał mnie, dlaczego wywóz gnoju z obory nazywa się czołgiem. Nie wiedziałem wtedy jak mu odpowiedzieć, więc powiedziałem, że pokażę mu – a sąsiad nie był w armii – jak wygląda prawdziwy. I ulepiłem czołg naturalnej wielkości. Sam służyłem w wojskach lądowych, na czołgach, dlatego nie było to dla mnie problemem.
Nadchodzący rok będzie według chińskiego kalendarza rokiem psa. Co ulepi Michaił Bopposow? Owczarka, golden retrievera, a może domowego jamnika? Trzymajmy kciuki, by wystarczyło mu nawozu na jakąś dostojną rasę.
Żarty żartami, ale dla cytowanego już jakuckiego portalu wypowiedziała się Irina Aleksiejewa ze Związku Architektów Jakucji. I… trudno nie zgodzić się z jej słowami:
Sądząc po fotografiach, rzeźbiarz jest z niego całkiem dobry. Z dużym szacunkiem obserwuję działalność takich twórczych ludzi. Poszukiwania nowego materiału – to dobrze. Niczego wstydliwego nie widzę w wyborze takiego naturalnego materiału, to w końcu nawiązanie do tradycyjnej kultury narodu Jakutów. Nasi przodkowie dawniej rozprowadzali po ścianach swoich domów właśnie krowi nawóz, pomagający im ocieplić chaty. Wszystko zależy od otoczenia, w którym żyje człowiek. Dla wioski – to naturalne środowisko. Co innego, gdyby to zjawisko pojawiło się w mieście. Tutaj podejście do tego byłoby jednoznaczne.


Tymczasem w ślad rzeźbiarza ze wsi Uolba poszli już inni Jakuci. Mieszkaniec wsi Modut ulepił nawozowego renifera, a emeryt Anatolij Filipow stworzył aż pięciometrową choinkę w kolorze brązu.


Sam noworoczny artysta uradował internautów figurą żduna (dosłownie “czekacza”), popularnego bohatera rosyjskich memów:

Rytualne spalenie fekalnego stalagmitu
Trudno przy tej okazji nie wspomnieć wydarzeń z minionego roku. W jednym z budynków w mieście Sierow na Uralu wyrósł, jak to określają media, “fekalny stalagmit” dwumetrowej wielkości. Nieproszony gość szybko zaczął utrudniać życie mieszkańcom – chodziło nie tylko o zapach, ale i o zacieki, wilgość, lęgnącą się pleśń.
Kiedy przyszła odwilż, zlodzona bryła zaczęła się powoli rozpuszczać. Na szczęście syberyjska zima to nie przelewki, więc wkrótce wszystko zamarzło ponownie.
Ostatecznie mieszkańcy, pozbawieni reakcji odpowiednich służb, wzięli sprawę w swoje ręce. Pewnego dnia do bloku weszło dwóch rosłych mężczyzn z siekierami. Odrąbali stalagmit i wyrzucili go na podwórko, w sam środek namalowanego czerwonym sprejem okręgu.
Fekalny stalagmit z Sierowa rytualnie oddano ogniu. Solidnie podlewając benzyną, bo bryła lodu niezbyt chciała się palić. Na filmie, przedstawiającym całą akcję, słychać bojowe okrzyki podwórkowych babuszek: “pal gówno! Ogień oczyszczenia!!!” (4:15)
A ja sobie wyobrażam, że podczas podróży (byłem kiedyś w Sierowie, swoją drogą), trafiam na blokowisko, gdzie grupa ludzi gromadzi się wokół rozpostartego na ziemi brązowego kształtu.
– Co się tutaj dzieje? – pytam.
– Palimy stalagmit z gówna – odpowiada wąsaty mężczyzna.
– To rytuał ognia. Oczyszczenie… – szepce przejęta staruszka.
[youtube=https://www.youtube.com/watch?v=ZWJ1i6thWw0]
Zobacz też:





Zapraszam także do polubienia Stacji Filipa na Facebooku.
Serdeczny uśmiech wywołał u mnie ten wpis. Nie dosyć, że “lepienie z gówna” nabiera nowego znaczenia, to jeszcze “gówno” nazywać “materiałem”… ;) Materiału ci u nas dostatek – chciałoby się rzec.
Ciekawy wpis, dzięki! :)