Poprzerywane linie, chaotyczny system biletowy, brak rozkładów i całkowicie absurdalne rozwiązania. Czy tramwaje w Bukareszcie tworzą najgorszy system w Europie?
Pełna wersja artykułu została opublikowana w magazynie „Świat kolei”, nr 04/2018.
“Jeśli w tytule artykułu zawarto pytanie, to odpowiedź na nie zazwyczaj jest negatywna” – głosi prawo nagłówków Betteridge’a. Tym razem wymknę się temu schematowi. Bo naprawdę trudno pochwalić rozwiązania komunikacyjne stosowane w stolicy Rumunii.
Muszę jednak podkreślić dwie rzeczy: po pierwsze, porównuję Bukareszt z jego ligą, to znaczy innymi stolicami (lub dużymi miastami) Unii Europejskiej, a nie z Tiraną czy Donieckiem. Po drugie, nie oceniam tego, co wynika z niedofinansowania (stary tabor, zły stan torowisk, brzydkie przystanki itd.) To zupełnie inna kwestia – ja chcę się skupić nie na biedzie, lecz na organizacji przewozów. Zwłaszcza z punktu widzenia pasażera.
No więc dlaczego tramwaje w Bukareszcie są aż takie złe?

Paryż wschodu
“Paryżów wschodu” na świecie nie brakuje. Mianem tym określa się zarówno Szanghaj, jak i Pragę, Hanoi, Sankt Petersburg, czy nawet Szczecin. Również Bukareszt był nazywany Paryżem wschodu, dopóki nie nawiedziły go dwie potężne klęski: wielkie trzęsienie ziemi z 1977 roku oraz komunizm. Czasy rządów rumuńskiego dyktatora Nicolae Ceaușescu w dużym stopniu pozbawiły miasto uroku długich bulwarów zabudowanych kamienicami, w zamian pozostawiając je z dziedzictwem ogromnych betonowych bloków.

Ale pewne podobieństwo z Paryżem jest widoczne, przynajmniej w sensie urbanistycznym. Główny dworzec kolejowy nie pełni funkcji przelotowej, a kończy się ślepo (to tak zwany dworzec czołowy, rozwiązanie często stosowane w krajach Europy Zachodniej, dużo rzadziej w państwach wschodniej części kontynentu). Jest łuk triumfalny, są szerokie aleje i bulwary. Wreszcie – linie tramwajowe również kończą się ślepo, nie przejeżdżając przez ścisłe centrum.
Nie zawsze tak było. Na starych mapach wyraźnie widać czerwone kreski linii tramwajowych, przebijające się przez centrum z północy na południe i ze wschodu na zachód. Późniejsza przebudowa miasta spowodowała jednak ich przerwanie. W praktyce wygląda to tak: pasażer dojeżdża tramwajem do granicy centrum, a później czeka go długi spacer albo przesiadka na metro. Taki system sprawdza się w oryginalnym Paryżu, bo wielomilionowa rozległa metropolia i tak nie obędzie się bez przesiadek. Jednak w mieście wielkości Bukaresztu trudno nazwać to koniecznością. Bo wyobraźcie sobie taki scenariusz: warszawskie linie tramwajowe kończą się nagle przy Dworcu Gdańskim, Dworcu Wileńskim albo Polu Mokotowskim. I co dalej?
Uciążliwe przesiadki
Przymus przesiadki z tramwaju na metro nie byłby tak uciążliwy, gdyby w Bukareszcie zintegrowano systemy biletowe. Niestety, w tramwajach i metrze funkcjonują osobne stawki, skutecznie uniemożliwiające tanią i szybką podróż z przesiadką. (Ofiarą takiego systemu stałem się kiedyś – z własnej winy – we wspomnianym już Paryżu. Nie sprawdziwszy dokładnie możliwości przesiadek, dostałem karę za przejazd na jednym bilecie metrem i tramwajem).
Większość dużych miast europejskich oferuje na szczęście możliwość przesiadki lub przynajmniej wykorzystania tego samego rodzaju biletów w obu wspomnianych środkach komunikacji. Jednak nie Bukareszt. W stolicy Rumunii funkcjonuje całkowita rozdzielność taryfowa – wchodząc do metra, należy kupić osobny bilet.
Dodatkowym problemem mogą być słabo zorganizowane punkty przesiadkowe. Weźmy pod uwagę Piaţa Victoriei, jeden z głównych placów miasta. Dojeżdża tu metro i dwie trasy tramwajowe – jedna wiedzie z północy na południe, drugą puszczono w tunelu pod placem, skutecznie niszcząc możliwości sprawnej przesiadki. Żeby przesiąść się z tramwaju na metro, trzeba pokonać nawet ponad pół kilometra drogi, a po drodze co najmniej trzy przejścia dla pieszych! Piaţa Victoriei to drastyczny przykład na to, jak nie konstruować punktów przesiadkowych.


Minimum dwa bilety
Tyle dobrego, że za wszystkie te męczarnie nie trzeba słono płacić. Jeden przejazd bukareszteńskim tramwajem kosztuje 1,30 RON (tyle samo w złotówkach). Ale pojedynczego biletu nie da się kupić. Zarówno w tramwajach, jak i w metrze, minimalna liczba kupowanych przejazdów to dwa.
Co więcej, Bukareszt pozbył się papierowych biletów, więc aby przejechać choćby jeden przystanek, trzeba się zaopatrzyć w elektroniczną kartę. Samo rozwiązanie nie jest złe, praktykują je różni przewoźnicy na świecie. W niektórych metropoliach taki bilet wydawany jest za kaucją, której zwrot można uzyskać, zwracając kartę przewoźnikowi (Londyn, Tbilisi). W innych raz kupioną kartę można doładowywać wiele razy, a cena za jej wydanie jest nieznaczna (Lima). I tu dochodzimy do Bukaresztu, w którym karta na bilety jednorazowe kosztuje 1,60 RON (więcej niż sam bilet!) i… nie da się jej doładować ponownie.
To oznacza, że – jeśli chcemy tramwajem przejechać się tylko raz – musimy zapłacić co najmniej 4,20 RON, czyli ponad trzy razy więcej niż zakładana cena biletu!
Surrealistycznego obrazu transportowej taryfy Bukaresztu dopełnia sytuacja z metra. Po kupieniu biletu (2,50 RON za przejazd, minimum dwa przejazdy na karcie) nie zostałem przepuszczony przez bramkę. Włożyłem kartę na odwrót, potem w drugiej bramce, w trzeciej… Nic – karta nieważna. Po zwróceniu się o pomoc, usłyszałem od ochroniarza, że kartę wkłada się… odwrotnie do narysowanej na niej strzałki. Niech żyje logika!

Zabawa w ciuciubabkę
Nawigacja po Bukareszcie bez dobrej mapy to koszmar. Przystanki nie są wyposażone ani w schematy sieci, ani nawet w rozkłady jazdy. Trasy tramwajów pozostają tajemnicą, dostępną tylko dla przyzwyczajonych mieszkańców. Problemy tego typu dotyczą wielu miast w byłym Związku Radzieckim, ale nie stolic państw Unii Europejskiej.
Co więcej, jakość wyświetlaczy tramwajowych jest na tyle słaba, że często nawet z dwóch metrów nie widać, jaką trasą jedzie dany wagon. Brakuje także wyświetlaczy albo tablic kierunkowych umiejscowionych po boku tramwaju.
No i wreszcie kwestia źle oznaczonych przystanków. Kilka razy zdarzyło mi się w Bukareszcie, że czekałem na autobus, który minął wiatę przystankową i zatrzymał się dwieście metrów dalej. Znów – lokalizacja przystanków wyłącznie dla miejscowych!

Lepiej poza stolicą
Co może dziwić, stan stołecznej komunikacji jest zdecydowanie najgorszy spośród wszystkich odwiedzonych przeze mnie rumuńskich miast. W Braszowie, mieście położonym dwieście kilometrów na północ od Bukaresztu, każdy przystanek autobusowy wyposażony jest w rozkłady jazdy i schemat sieci. Problemów z odnalezieniem się nie miałem także w tramwajach Timiszoary, Aradu, Jassów i Ploeszti. I nawet mogłem kupić pojedynczy bilet.
Jest jeszcze jedna rzecz, która wyróżnia Bukareszt na tle całej Rumunii: wykorzystanie tramwajów rumuńskiej produkcji. Dawniej obecne w każdym mieście kraju, na przestrzeni ostatniej dekady zostały całkowicie zastąpione używanymi wagonami z zachodu. Rumuńskie wagony kursują tylko w Bukareszcie oraz Aradzie, ale w przypadku tego drugiego miasta mowa o niskopodłogowych wagonach z ostatnich lat.


Potwierdzam więc tezę zawartą w tytule. Tak złej komunikacji miejskiej jak w Bukareszcie, a przede wszystkim tak bezsensownych rozwiązań, nie widziałem w żadnym z dużych miast Unii Europejskiej. Należałoby się zastanowić, czy Rumuni spokrewnieni są tylko z Włochami i Francuzami, bo niektóre bukareszteńskie pomysły przypominają raczej wyśmiewane na całym świecie angielskie rozwiązanie z dwoma osobnymi kranami.
*** Aktualizacja ***
W komentarzach na Facebooku czytelnicy zwrócili mi uwagę, że od czasu powstania tego artykułu wprowadzono kartę łączącą metro i naziemne środki transportu. Co jednak ciekawe, wczoraj celowo wchodziłem na stronę RATB (przewoźnika tramwajowo-autobusowo-trolejbusowego, aby upewnić się, że opisywane taryfy nie uległy zmianie). I co? Zintegrowanej karty ze świecą szukać na stronie w wersji angielskiej… Tym niemniej – prawdopodobnie coś się powoli zmienia.
Bardzo ciekawy komentarz napisał natomiast Artur Grzegorz. Powołując się na swój czteroletni pobyt w stolicy Rumunii, dodał kilka punktów, o których nie napisałem. Najciekawszy jest chyba ten:
Bilet na tramwaj czy autobus można kupić jedynie do godz. 21 w dni robocze (20 lub 18 w weekendy), tylko w specjalnych kioskach. Bilet online nie istnieje – jest możliwość zakupu biletu przez sms, ale jest on droższy (!) niż papierowy.
Cały komentarz Artura do przeczytania tu, na blogu, pod wpisem.




Poza kadrem
Obaj pracowaliśmy na tym samym skrzyżowaniu. Ja – fotografując tramwaje do tego artykułu. On – sprzedając kwiatki zatrzymującym się na czerwonym świetle kierowcom.
Zawołał mnie i poprosił, żeby zrobić mu zdjęcie. To się czasami zdarza. – Photo, photo! – wołają, potem pokazuję im na ekranie jak wyszli, oni się uśmiechają i odchodzą. Bałem się, że chłopiec ze skrzyżowania będzie dodatkowo chciał pieniądze. Ale nic takiego się nie stało. Potem żałowałem, że sam mu tych pieniędzy nie dałem.
Komunikacji – zero. On ani słowa po angielsku, ja po rumuńsku znam parę słów na krzyż. Umiem zaśpiewać rapową piosenkę z tekstem “jedziemy na miasto wyrywać dupeczki”, ale w tej sytuacji niewiele by to pomogło. Bo chciałbym go spytać skąd jest i jak ma na imię, a wreszcie dlaczego sterczy cały dzień na tym nieszczęsnym skrzyżowaniu. Zupełnie tu nie pasował, z tym swoim niewinnym uśmiechem i promieniejącą dobrocią. Nawet jeśli to tylko pozory – to ciekawie byłoby je rozwiać.
Pokazałem mu jego twarz na wyświetlaczu aparatu i każdy z nas wrócił do swojej roboty. Ja – do fotografowania tramwajów. Jeden motorniczy pokazał mi środkowy palec. On – do nagabywania kierowców. Prawie każdy pokazywał mu środkowy palec.
Zobacz też:





Miałem podobne obserwacje po wizycie w Bukareszcie. Tyle czasu ile straciłem na kombinowaniu co gdzie jedzie wystarczyłoby na zejście tego miasta piechotą. I tak też najczęściej robiłem.
A, te krany ponoć mają sens. Dzięki tej separacji oszczędza się wodę ;)
Dzięki tej separacji na pewno “oszczędza” się wodę jak chcesz umyć ręce ;) Trzeba nalać wodę do umywalki inaczej zostaje opcja albo myć w zimnej albo w gorącej :)
Po spędzeniu w Bukareszcie 4 lat, nasuwają mi się jeszcze inne przykłady “sprawnej” komunikacji :
1. Przystanki tramwajowe znajdują się w większości przypadków “za” skrzyżowaniem a autobusowe “przed” co uniemożliwia przesiadkę z autobusu na tramwaj ( i odwrotnie ) bez pokonywania przynajmnije 2 przejść dla pieszych, a dodatkowo sprawia iż tramwaj podwójnie traci czas na postój ( przed skrzyżowaniem i potem na przystanku ).
2. Tzw. “szybko tramwaj” czyli linia 41 jest szybki tylko z nazwy – brak priorytetu na skrzyzowaniach, tłok i cześtotliwosc co 2-3 min sprawia ze tramwaje stoją we własnym korku, prawie na każdym skrzyzowaniu
3. Bilet na tramwaj czy autobus można kupic jedynie do godz. 21 w dni robocze ( 20 lub 18 w weekendy) tylko w specjalnych kioskach. Bilet online nie istnienie – jest mozliwosc zakupu biletu przez sms ale jest on droższy ( ! ) niż papierowy
4. Wspomniane przesiadki tramwaj-metro własciwie nie istnieją. Piata Victoriei jest tylko jednym z przykładów “wygodnej przesiadki”. Rekord to Piata Sf. Vineri i Piata Unirii – 450 m z przystanku tramwajowego do metra + błądzenia po tunelach na najwiekszej stacji metra w Buka
5. Chyba jedynym prawie udanym przykładem węzła przesiadkowego jest stacja Crangasi – z jednym malym wyjatkiem – tunel ze schodami jest przeznaczony jedynie dla jednego kierunku ( zmiesci sie tam jedna osoba ) natomiast uzywany jest do tej pory w obu kierunkach :)
Kwiatkow jest pewnie wiecej – czestotliwosc metra co 7 minut ( poza niebieska linia ), brak rozkladow jazdy ( nie wiadomo o ktorej odjezdza ostatni pociag i o ktorej zamykaja stacje ), autobusy nocne przyjezdzajace na przystanek o 20-30 min wczesniej niz zakladano..
Generalnie bardzo fajny wpis! Mogę smialo powiedziec ze miano najgorszej komunikacji miejskiej w stolicy EU nalezy do Bukaresztu :)
Pozdrawiam,
@Artur Grzegorz, ale czad :D Dzięki za ten głos, bo moje obserwacje były czynione w dużo krótszym czasie, niż Twoje cztery lata. Zwłaszcza punkt trzeci mnie poraził – możliwość zakupu biletu tylko w konkretnych godzinach to rekord świata. Dziękuję i pozdrawiam!
Świetny artykuł.
@Artur; punkty 1 i 2 bardzo, ale to bardzo przypominają mi Kraków. Zwłaszcza te przystanki – uparli się tu na to rozwiązanie i nie idzie tego wytępić żadnymi argumentami.
Poza kartą jednorazową na tramwaje i autobusy można też kupić plastikową kartę wielokrotnego użytku i ją potem doładowywać.
W godzinach 6-21 lub w weekendy do 20 ( 18.30 ).
Jeżeli zdarzy Ci się chęć podróży poza tymi godzinami lub z miejsca gdzie w okolicy nie ma specjalnego kiosku z biletami ( biletu w sklepie nie kupisz, papierowe nie istnieją ) nie masz możliwości zakupienia biletu na przejazd autobusem/trolejbusem/tramwajem o ile nie kupiles go wcześniej.
Ja od dawna mam wrażenie, że dwa systemy: metra i autobusów/trolejbusów/tramwajów, łączą dwa zupełnie różne miasta, jakimś przypadkiem leżące na tym samym terenie. Ludzie wyglądają w nich inaczej, łączą one ze sobą inne dzielnice.
Na szczęście w Bukareszcie jest Uber. To chyba najtańsze i najpewniejsze rozwiązanie komunikacyjne na chwile obecna w Bukareszcie.
Szkoda, że mnie tam nie było, to potłumaczyłabym Ci tego chłopaka (znam rumuński). Wg mnie to był młody Cygan; Rumuni raczej nie zajmują się sprzedażą kwiatków kierowcom. A co do komunikacji, to rzeczywiście Polak może być mocno zdziwiony. Kiedyś powiedziano mi, gdzie dokładnie znajduje się przystanek pewnej linii autobusowej. Doszłam na miejsce – no i gdzie ten przystanek?? Jakaś dobra dusza mi powiedziała, ale oznaczenia nie widziałam. Po kilku dniach rumuńska koleżanka pokazała mi, że oznaczenie, a jakże jest, ale po przeciwnej stronie ulicy niż ta, którą jedzie autobus(!). Ponieważ autobus mi uciekł, postanowiłam jeden przystanek pójść piechotą. Już dochodziłam, gdy podjechał następny. Podbiegłam i miałam wszelkie szanse, żeby weń wsiąść, gdyby nie to, że kierowca złośliwie zamknął mi drzwi przed nosem. Muszę przyznać, że zdziwiło mnie to, gdyż na ogół Rumuni są miłymi i uprzejmymi ludźmi, no ale w każdym narodzie są wyjątki… A potem w małym kiosku od biletów doładowywałam kartę i spytałam się, czy starczy mi środków jak przyjadę do Rumunii w przyszłym roku. Pani z kiosku odpowiedziała ze smutkiem: “Nie będzie pani chciała tu już wracać”. Więc oni sami źle się czują z tym bałaganem. A ja i tak staram się wracać co roku.