Nie ma już prawdziwej kolei w Ekwadorze

– Poznałem kolej w Ekwadorze w latach osiemdziesiątych – opowiada znajomy. – Pamiętam, że przedzieraliśmy się przez dżunglę, kiedy nagle przez otwarte okno do wagonu wpadł wąż. Konduktor natychmiast do niego doskoczył, wyciągnął maczetę, odrąbał wężowi głowę i przywiązał go sobie do spodni.


Świat Kolei

Artykuł został opublikowany w magazynie „Świat kolei”, nr 12/2018.


– Mam nadzieję, że jechałeś tą linią? – pyta po chwili.

No nie, stary, nie jechałem, bo między dwoma największymi miastami kraju nie kursują już klasyczne pociągi osobowe. Jedynie parę fragmentów linii wyremontowano i otwarto dla ruchu turystycznego bogatych gringos. Po dziesięć dolarów za godzinę jazdy.

Potężne góry i głębokie doliny – to rzeczywistość Ekwadoru
Potężne góry i głębokie doliny – to rzeczywistość Ekwadoru

Równikowy kraj

Przeciętny Polak najprawdopodobniej wie o Ekwadorze tyle, ile Ekwadorczyk o Polsce, więc przy okazji opisu tamtejszych kolei, warto powiedzieć parę słów o państwie. Jak już jego nazwa wskazuje, kraj leży na samym środku kuli ziemskiej (Ecuator = równik, łac.). To niewielkie państewko wciśnięte między Ocean Spokojny, wysokie Andy, a rozpoczynającą się zaraz za zboczami gór dżunglę amazońską, skąd do polskich sklepów trafia duża ilość bananów i kawy. Ze względu na równikowe położenie Ekwadoru, nie rozróżnia się tam tradycyjnych pór roku, lecz jedynie wynikające z różnic wysokości piętra klimatyczne. Gdzie nisko – tam gorąco, parno, tropikalnie. Gdzie niebo rysują ostre szczyty Andów, tam trzeba się już zaopatrzyć w wełnianą czapkę.

Znajomy, który opisywał przygodę z wężem, podróżował w latach osiemdziesiątych z Guayaquil do Quito. Opisywana historia zdarzyła się najprawdopodobniej na jedynym nisko położonym odcinku ekwadorskiej kolei – z Guayaquil do Bucay. Cała reszta tamtejszych żelaznych szlaków leży na sporej wysokości. Najwyżej położoną stacją sieci jest Urbina, zlokalizowana u stóp wulkanu Chimborazo na wysokości 3604 m n.p.m. Chimborazo to zresztą bardzo ciekawa kwestia – wulkan uważany jest za szczyt najbardziej odległy od środka Ziemi, a co za tym idzie, w pewnym sensie wyższy, niż Mount Everest.

W tym niewielkim, zaledwie szesnastomilionowym kraju, są tylko dwa duże miasta: wspomniane Quito (stolica) i Guayaquil, największa ekwadorska metropolia. To właśnie między nimi powstała jedyna magistralna linia kolejowa. Pierwszy odcinek powstał w 1873 roku, a do Quito kolej żelazna zawitała w 1908. Czas jazdy pomiędzy największymi miastami skrócił się do około dwóch dni. Później szlak przedłużono na północ, do miasta San Lorenzo (dziś większość północnego odcinka pozostaje zamknięta).

Jeszcze na początku XXI wieku transekwadorską linią kolejową kursowały klasyczne pociągi pasażerskie z pasażerami oraz ich lamami siedzącymi na dachach wagonów. Po kilku wypadkach śmiertelnych, w których zginęli również żądni przygód turyści (ponoć w 2007 roku dwóch Japończyków nie zauważyło zbliżającego się tunelu, który obciął im głowy), możliwość jazdy na dachu pociągu ostatecznie zniesiono.

San Pedro de Alausí. Pociąg do Sibambe wyjeżdża z miasteczka. Na czele lokomotywa Alstom AD24
San Pedro de Alausí. Pociąg do Sibambe wyjeżdża z miasteczka. Na czele lokomotywa Alstom AD24
Wagony odstawione koło lokomotywowni w Riobambie
Wagony odstawione koło lokomotywowni w Riobambie

Barokowe wagony dla najbogatszych

Trudno byłoby zresztą jechać na dachu, bo prawdziwych pociągów już w Ekwadorze nie ma. Na początku dekady cały szlak gruntownie wyremontowano, ale po dokonaniu remontu na tory wyjechały wyłącznie składy turystyczne. Zniknął świat Indianek w melonikach, kur, lam, świń i kóz, powiązanych zwojów trzciny cukrowej i węży wpadających do przedziałów. Zastąpiły go aparaty cyfrowe, trzymane w rękach smartfony i wszechobecne niosące się po wagonach “how are you”. Szlak jest dziś świetnie utrzymany, wszystkie perony – wyremontowane, wagony odnowione i czyste, a widoki nadal zdumiewające. Tylko klimatu nie ma. Tej nieokreślonej rzeczy, która powoduje, że chce się nam jechać przez pół świata, aby wsiąść do lokalnego pociągu osobowego.

Najważniejszym pociągiem uruchamianym dla turystów w Ekwadorze jest Tren Crucero (dosłownie Pociąg Rejsowy). Podróż nim na pełnej trasie z Guayaquil do Quito trwa cztery dni i wiąże się z koniecznością wykupienia całej wycieczki, zawierającej noclegi w hotelach, pełne wyżywienie i dodatkowe wycieczki z przewodnikiem. Pociąg stanowi zatem jedną z form przemieszczania się, a nie główną atrakcję. Ale co to jest za pociąg! Czterowagonowy skład (mieszczący zaledwie pięćdziesięciu czterech pasażerów) zestawiono z wagonów wykończonych w różnym stylu. I tak wagon pierwszy umeblowano neobarokowymi krzesłami i stołami, odnosząc się do okresu hiszpańskiej kolonizacji. Przewoźnik reklamuje go jako idealne miejsce do wypicia lekkiego drinka przy dobrej książce. Dalej znajduje się wagon w stylu neoklasycystycznym, nawiązującym do czasów wczesnej Republiki Ekwadoru (połowa XIX wieku) – podobno doskonały do “przyjacielskiej konwersacji lub spędzania czasu przy grze planszowej”. Trzeci wagon zawiera sklepik z pamiątkami, bar, wygodne kanapy i panoramiczne okna. Skład zamyka półotwarty wagon z tarasem, umożliwiającym podziwianie mijanych andyjskich pejzaży.

Wszystkie te luksusy mają oczywiście swoją cenę. Za cztery dni podróży trzeba zapłacić, bagatela, 2082 dolary (klasa luxury) lub aż 2722 dolary (klasa gold). W cenę nie wlicza się ubezpieczenie, podatki, napoje alkoholowe, obiad ostatniego dnia, a także przewodnik w innym języku niż hiszpański lub angielski.

Turyści, których portfel nie zawiera aż tylu dolarów, mogą zdecydować się na którąś z jedno- lub dwudniowych wycieczek pociągiem. Składy jeżdżą na trasach Quito-Machachi-El Boliche oraz Salinas-Ibarra. Jednak, podobnie jak w przypadku Tren Crucero, są jedynie dodatkiem do szerszej wycieczki, która zawiera klasyczne zwiedzanie, spacery po parkach narodowych, pokazy lokalnych tańców i degustacji ekwadorskiej kuchni. A także wiele innych atrakcji. Do wyboru, do koloru! Przewoźnik oferuje naprawdę wiele możliwości.

Najkrótsza, bo zaledwie dwunastokilometrowa, a zarazem najbardziej znana, jest przejażdżka pociągiem objeżdżającym górę zwaną Diabelskim Nosem (Nariz del Diablo). Tor kluczy po zboczu raz po jednej, raz po drugiej stronie doliny, a wyjątkowo trudne ukształtowanie terenu wymusza kilkukrotną zmianę kierunku jazdy. Osobiście podaję jednak w wątpliwość sens kupowania takiej wycieczki. Dwuipółgodzinna przejażdżka kosztuje ponad trzydzieści dolarów, a nie oferuje wiele ponad przepiękne andyjskie widoki, których zarówno w Ekwadorze, jak i krajach ościennych, nie brakuje. Chyba że kogoś szczególnie interesuje zestaw górskich legend o diable, serwowanych przez obsługę pociągu.

Pociąg turystyczny objeżdża Nariz del Diablo
Pociąg turystyczny objeżdża Nariz del Diablo
Alausí. Maszyna Alstom AD24-2407 rusza z turystycznym pociągiem do Sibambe, trasą wokół słynnej góry Nariz del Diablo (Nos Diabła)
Alausí. Maszyna Alstom AD24-2407 rusza z turystycznym pociągiem do Sibambe, trasą wokół słynnej góry Nariz del Diablo (Nos Diabła)

Francuskie lokomotywy i autoferros

Również tabor dostosowano do potrzeb turystyki. Lokomotywy Alstom AD24, najczęściej pojawiające się na ekwadorskich szlakach (dziesięć sztuk trafiło do Ekwadoru w 1992 roku), straciły swoje dawne srebrne barwy, w zamian zyskując ciemne malowanie reklamowo-turystyczne. Czasem stosuje się także odrestaurowane lokomotywy parowe. Wagony to albo retro drewniaki typu ciuchcia retro cimcirymci, albo wspomniane pseudobarokowe, a tak naprawdę na wskroś nowoczesne wagony, wchodzące w skład Tren Crucero.

Jest jeszcze jedna kategoria taborowa, pojawiająca się na wąskich (1067 mm szerokości) torach Ekwadoru. To autoferros, autobusy szynowe. Dosłownie autobusy, bo wyglądają jak żywcem przeniesione z drogi asfaltowej na żelazną. Jeździłem takimi w Boliwii, ale tam były niebywałym zjawiskiem, ciekawostką z wyjątkowym klimatem końca świata, a w Ekwadorze… znów, sprawiają wrażenie raczej dziecięcego pojazdu z kurortu, niż prawdziwego pociągu. Jeżeli jednak solidnie przejrzeć zasoby Internetu (polecam choćby tę galerię), można natrafić na zdjęcia dawnych ekwadorskich autobusów szynowych – i te fotografie robią naprawdę niesamowite wrażenie.

Autoferro, autobus szynowy, jako pociąg turystyczny rusza z miasta Riobamba
Autoferro, autobus szynowy, jako pociąg turystyczny rusza z miasta Riobamba

Czy masowa turystyka w krajach trzeciego świata jest pomocna, czy destrukcyjna? To często towarzyszący mi dylemat. Ekwador stracił wiele ze swojego unikalnego klimatu, od kiedy masowo zaczęli tu przyjeżdżać gringos z bogatej Europy i Ameryki. Obsługa ruchu turystycznego z pewnością zapewnia pracę wielu tutejszym mieszkańcom – tylko czy to dobrze płatna i dobrze zorganizowana praca? I kto spija większość nektaru, zwanego turystycznymi dolarami? Pytania pozostają otwarte – ja ze swej strony mogę tylko odradzić miłośniczy wyjazd do równikowego kraju. Nie warto dla ciuchci retro cimcirymci.

Ciuchcia retro cimcirymci na stacji Alausí
Ciuchcia retro cimcirymci na stacji Alausí

Zobacz też:

Andyjskie tajemnice. O kolei w Peru i Boliwii
Ostatni rozjazd w Chile
O psie, który jest koleją
10 lat fotografii kolejowej
Fanpage Stacji Filipa na Facebooku

Dodaj komentarz