Miasto kotów

Są niemal wszędzie – w każdej bramie, na każdej ulicy. Wśród biedniejszej zabudowy i na głównych arteriach. Koty ze Stambułu zdążyły już zapracować na status symbolu miasta.

Może mieć półtora miesiąca, może z dwa, ale raczej nie więcej. Jeśli wziąć go do ręki, zmieści się w obie dłonie, i tylko ogon będzie wystawać spomiędzy palców.

Wygrzewa się na bruku za meczetem, nic sobie nie robiąc z przetaczających się tędy tłumów pielgrzymów. Olbrzymie nogi omijają go czasem w ostatniej chwili. Zwiewne czadory muskają końcówki uszu.

W końcu zauważa go sprzedawca dewocjonaliów z sąsiedniego straganu. Podchodzi, bierze kotka w dłoń, mówi do niego parę słów w trudnym języku i przestawia na kamienny murek, za którym rozciąga się prawdziwe kocie królestwo – wielki cmentarz z tysiącami wielkich grobów, drzew i… myszy?

Potencjał drzemiący w historii kotów ze Stambułu dostrzegli parę lat temu twórcy filmu “Kedi” (dosłownie “Kot”). Półtoragodzinny dokument opowiada o życiu puszystych czworonogów w różnych zaułkach największego miasta Europy. Widziałem ten film, ale przez długi czas nie mogłem pojąć, dlaczego akurat Stambuł zasłużył sobie na miano najbardziej kociego miasta. Koty jak koty. Jest ich dużo zwłaszcza nad morzem, bo lubią towarzystwo ryb, mew i rybaków.

Wystarczy jednak przejść się ulicą İstiklal, głównym deptakiem miasta, aby zrozumieć fenomen kociej populacji tego miasta.

Oto mamy noc, a na ulicach tłumy ludzi i… kotów. Pierwszy leży na wystawie, zasłaniając futrem dwie pary butów. Robię mu zdjęcia, co zauważa sprzedawca i poufale głaszcze kociaka. Ten przeciąga się, robi koci grzbiet, zrzuca z półki cenę, po czym wraca do spania.

Drugi obserwuje życie deptaku ze skrzynki prądowej. W pewnym momencie zeskakuje i zaczyna spacerować pomiędzy pieszymi, niczym kolejny klient ciągu restauracji i sklepów pamiątkarskich. Nie bojąc się tłumu, przemyka ludziom między nogami. Kiedy zatrzymuje się przy sklepie z damską konfekcją, zauważają go turystyki z Chin. Przepadł – zagłaskają na śmierć.

Trzeci kot stoi przed wejściem do fastfoodu. Tęsknym wzrokiem wodzi za soczystymi hamburgerami, reklamowanymi na wielkich bannerach. Pracownik rzuca mu współczujące spojrzenie, po czym chwyta za miotłę, bo właśnie minęła północ – już zamknięte.

Jednak najwięcej kociej populacji miasta zamieszkuje, jak się zdaje, ogromny cmentarz za meczetem Sultan Eyüp. Koty wylegują się na grobach, skaczą na drzewa… Są wszędzie, a cmentarz jest dla nich jak ogromny plac zabaw. Być może w ten sposób reinkarnują się zmarli Turcy? W końcu jedni i drudzy mają… wąsy.

Oczywiście nie tylko koty zamieszkują olbrzymią metropolię Stambułu. Częstym widokiem są tutaj także chodzące po chodnikach uśmiechnięte psy. Puchate, utuczone. Spacerują od knajpy do knajpy, próbując wydębić coś do jedzenia.

Hordy dzikich psów to zresztą problem niejednego miasta na wschodzie. Tym się wyróżnia Stambuł, że wszystkie te zwierzęta wyglądają na całkiem zadbane. Jakby nie były niczyje, a właśnie “wszystkich”. Jakby całe miasto brało za nie odpowiedzialność.

Parę lat temu Internet obiegły zdjęcia i filmy ze Stambułu zaatakowanego przez wyjątkowo ostrą zimę. Uliczne psy mogły liczyć na przynoszone przez mieszkańców koce i kartony. Mało tego – nawet część sklepów otworzyła czworonogom drzwi, pozwalając im wygrzać się w ciepłej przestrzeni…

Pies wypoczywa na ławce pod najważniejszym zabytkiem Stambułu - słynną Hagą Sofią
Pies wypoczywa na ławce pod najważniejszym zabytkiem Stambułu – słynną Hagą Sofią
Kot aptekarski
Kot aptekarski

Właśnie ta dbałość o braci mniejszych rzuca się w oczy w Stambule. Koty żyją w takich miejscach, w których nigdy nie mogłyby się znaleźć, gdyby ten wpis opowiadał o którymś z wielkich zachodnich miast. W sklepach czy restauracjach nierzadko mają swoje kartony albo osobne kąciki z miskami. Nikt nie przegania ich z ciągów handlowych ani… z kolan, kiedy któryś z nich zdecyduje, że pora na trochę czułości.

Po dwóch dniach w Stambule doskonale rozumiem, dlaczego ktoś nakręcił film o kotach akurat z tego miasta.

Rozsypana kocia karma to częsty widok na stambulskich murkach
Rozsypana kocia karma to częsty widok na stambulskich murkach


Zobacz też:

Tam, gdzie koty nie mają ogonów
„Rekpieskat in pace” – reportaż z cmentarza dla zwierząt
Gorąca kąpiel japońskich makaków
Ankara to bardzo dziwne miasto
Fanpage Stacji Filipa na Facebooku

Dodaj komentarz