Czy na stukilometrowej trasie można dogonić pociąg… autostopem? Zwłaszcza gdy po drodze zabraknie paliwa? W przepięknym krajobrazie wschodniego Kazachstanu postanawiam przeprowadzić podróżniczy eksperyment.
Ust-Kamienogorsk to miasto położone we wschodnim Kazachstanie, niedaleko od miejsca, gdzie zbliżają się do siebie cztery granice: kazachska, rosyjska, mongolska i chińska. Podczas gdy na zachód od miasta rozciągają się stepy, wschodnie okolice Ust-Kamienogorska zwane są “kazachską Szwajcarią”. Szczególnych wrażeń widokowych dostarcza linia kolejowa prowadząca do położonego w górach Ałtaju Zyrianowska. Ale czy podroż pociągiem to na pewno dobry wybór?
Nieco zmieniona wersja tekstu ukazała się w miesięczniku “Świat Kolei”, nr 10/2019.
7:20
Na peron stacji Ust-Kamienogorsk wjeżdża pociąg do Zyrianowska. Dziś sobota – jeden z trzech dni, prócz środy i niedzieli, kiedy skład wyrusza w trasę. Tak przynajmniej wynika z wiszącej na dworcu tablicy. Inne źródła okazują się niemożliwe do znalezienia – rozkładu nie ma w Internecie, a kasjerka na dworcu niemal się obraża, kiedy próbuję zadać pytanie. – Nie sprzedaję biletów na ten pociąg – fuka. – Dzwoń se pan na informację kolejową.
Pociąg do Zyrianowska jest zakwalifikowany do kategorii pociągów podmiejskich, a te stanowią swego rodzaju tajemnicę w wielu państwach byłego ZSRR. Prędzej czy później udaje się jednak odnaleźć dokładne ich rozkłady. W tym przypadku – nie. Zapewne dlatego, że składu nie obsługują Kazachskie Koleje Państwowe, a prywatna spółka Solux-Express. Ale przecież to państwowy przewoźnik dostarcza lokomotywę, maszynistów i całą infrastrukturę…

7:25
Ruszamy ze stacji. Każdy z nas w swoją stronę. Pociąg odjeżdża na południe, ja tymczasowo oddalam się w stronę północy. Rozpoczynamy rywalizację – zamierzam dogonić skład… autostopem.
7:42
– Podwiozę Cię za miasto. Stamtąd będzie ci łatwiej dojechać do Zyrianowska – mówi pierwszy kierowca. Za przysługę życzy sobie 150 tenge (1,50 PLN), na co wyjątkowo się zgadzam; płatny autostop to tutaj norma, a przecież zależy mi na czasie.
8:01
Kolejnego stopa łapię za miastem. Nie czekam dłużej niż 10 minut, gdy zatrzymuje się Rosjanin w niebieskiej furgonetce. – Do Sielezniowki chcesz? – dziwi się. – Ale tam nic nie ma oprócz stacji.
8:45
Trzeba oddać mojemu kierowcy, że na krętej górskiej drodze jest prawdziwym demonem prędkości. Niestety, w najwyższym punkcie trasy okazuje się, że nie starczy nam paliwa. Mężczyzna postanawia czekać na przejeżdżającą ciężarówkę, z której będzie mógł zlać trochę drogocennej cieczy. W końcu jest – po półgodzinnym oczekiwaniu i dziesięciu wypalonych papierosach, zza przełęczy wyłania się sfatygowany zielony Kamaz. Kierowcy przepinają rurkę pomiędzy bakami samochodów. Dzięki starej metodzie ustnego zassania paliwa, benzyna pokonuje grawitację i przelewa się w górę do baku naszej furgonetki. W końcu jedziemy. Czterdzieści minut w plecy, ale Rosjanin uspokaja, że mam jeszcze dużo czasu.
9:37
Dojeżdżamy do Sielezniowki. Rzeczywiście, prócz stacji kolejowej stoi tu tylko parę domków i przydrożny zajazd. Nie spiesząc się specjalnie, fotografuję kolorowy radziecki przystanek autobusowy i biegającego pod nogami małego pieska. W końcu pukam do drzwi dyspozytora. Ten, zdziwiony widokiem obcokrajowca, chętnie wyjawia mi rozkłady jazdy najbliższych pociągów towarowych. Okazuje się, że następny będzie tu już za parę minut – właśnie wyjechał z poprzedniej stacji! Żegnam się więc z dyspozytorem i biegnę na pobliski wiadukt, żeby znaleźć ciekawe ujęcie.

10:00
Do wiaduktu jest dwa i pół kilometra. Niewiele, jak na spacer; daleko, jak na bieg z pełnym plecakiem. Próbuję łapać stopa, ale tym razem nikt nie chce się zatrzymać. Ostatecznie dochodzę na własnych nogach i – wciąż nasłuchując składu – wspinam się na niewielkie wzniesienie, gdzie nie tylko ustawiam odpowiedni kadr, ale i jem szybkie drugie śniadanie. Pociąg towarowy przejeżdża o 10:22. Na mój widok jeden z maszynistów uśmiecha się od ucha do ucha, wystawia głowę za okno i przyjaźnie macha ręką.

Skład prowadzą dwie lokomotywy TE33A. To pojazdy na licencji General Electric, od 2009 produkowane przez fabrykę w Astanie. Koleje Kazachskie zamówiły 310 sztuk lokomotyw, docelowo mających całkowicie zamienić zużyte postradzieckie 2TE10M. Co chyba się całkiem nieźle udaje – tego dnia, nie licząc niewielkich manewrówek, nie spotkam żadnej innej lokomotywy, niż nowe TE33A. A przecież jeszcze parę lat temu na linii kursowały nawet dużo starsze 2TE10Ł!
Po przejeździe pociągu towarowego, zmierzającego do nieodległej cementowni w Nowej Buktyrmie, czekam jeszcze pewien czas. Dyspozytor uprzedzał, że według planu w Sielezniowce nastąpi krzyżowanie pociągów. W końcu jest! O 10:47 pojawia się samotna lokomotywa w drodze na zachód. Fotografuję i schodzę w dół, do drogi.
10:55
– Filip? – upewnia się kolejny kierowca. – Jest u nas taka firma: Philipp Morris Kazakhstan.
Cóż, dobre i to. Przynajmniej choć raz ktoś nie kojarzy mnie z muzykiem Filipem Kirkorowem, byłym mężem Ałły Pugaczowej. Sam kierowca ma na imię Jesżan. Jedzie po towar do Zyrianowska i jest wściekły, że zgodził się na tę trasę. – Pierwszy raz tędy jadę – mówi. – Gdybym wiedział, że tu są takie serpentyny i podjazdy, to bym nie wziął tego zlecenia.
Być może to właśnie zdenerwowanie sprawia, że Jesżan przechodzi na tematy społeczno-polityczne. Pyta o pracę w Polsce i średnie zarobki. W końcu odpala bezpośrednie oskarżenie: – Widzisz Filip, ty żyjesz. Żyjesz, prawda? No właśnie. A tu naród wyżywa. Rozumiesz różnicę?
11:29
Kierowca wysadza mnie tam, gdzie chciałem: na zakręcie za miejscowością Oktiabrskij (Październikowy). Okolica jest niewiarygodnie piękna – surowe góry schodzą wprost do wody Zalewu Buktyrmańskiego, utworzonego przez spiętrzenie wód rzek Buktyrma oraz Irtysz. Na brzegu usadowił się stary port rzeczny – dwa dźwigi skrzypią na wietrze, ładując surowce do cumujących tu barek. Nad samym brzegiem zalewu biegnie linia kolejowa.
11:45
Po szybkim marszu znajduję miejsce, w którym chcę zrobić zdjęcie. Kadry – przynajmniej w wizjerze aparatu – wyglądają zniewalająco. Teraz pozostaje już tylko nasłuchiwać dalekiej syreny spalinowozu.

12:00
Punktualnie w południe zza grzbietu góry wyłania się pociąg osobowy do Zyrianowska. Ten sam, z którym cztery i pół godziny wcześniej żegnałem się na stacji w Ust-Kamienogorsku. W czasie jego jazdy zdążyłem nie tylko przemierzyć podobny dystans, ale i trzykrotnie złapać stopa, sfotografować dwa pociągi towarowe, przejść pieszo ponad pięć kilometrów, porozmawiać z dyspozytorem stacji, zjeść drugie śniadanie, a także posiedzieć i nieco się ponudzić w pięknych okolicznościach przyrody.
Fotografuję. Szaro-czerwono-niebieska lokomotywa z żółtymi wagonami wyglądają wprost obłędnie w pejzażu Ałtaju Kruszcowego. Warto było rzucić pociągowi wyzwanie, aby oglądać ten kolejowy pejzaż z zewnątrz.
Za chwilę spakuję obiektywy, wyruszę w stronę drogi, kolejny raz złapię stopa, po czym krętą drogą dojadę do Zyrianowska… przed pociągiem.


Następnego dnia
Jednak udaje mi się dostać rozkład jazdy. Strzeże go kobieta w kasie na stacji Oskemen-1. Początkowo nie chce się podzielić tajnym dokumentem; ostatecznie przekonuję ją zagranicznym paszportem. Sam jednak muszę ów rozkład sfotografować. A przy okazji pytam o cenę biletu: – Do Zyrianowska? 460 tenge – odpowiada kasjerka. Niecałe pięć złotych.
Te 460 tenge to odpowiedź na pytanie dlaczego, pomimo horrendalnego czasu jazdy pociągu, wciąż podróżują nim pasażerowie. Nie chodzi bynajmniej o piękne widoki po drodze. Marszrutka (busik) jedzie trzykrotnie szybciej, ale kosztuje cztery razy więcej – 1800 tenge (około 18 złotych). “Naród wyżywa” – przypominam sobie słowa Jesżana. W Kazachstanie minimalna płaca wynosi mniej niż trzysta złotych, więc dla wielu najuboższych takie oszczędności stają się koniecznością.

Rytm stepu
Trasa do Zyrianowska to boczna linia kolejowa o znaczeniu regionalnym, wykorzystywana głównie do ruchu pociągów towarowych. Ale inne pociągi, uruchamiane przez Kazachstan Temir Żoły, też prędkością nie grzeszą. Czas jazdy pociągiem dalekobieżnym pomiędzy oddalonymi o 120 kilometrów (w linii prostej) stacjami Szar i Ust-Kamienogorsk wynosi cztery godziny – i to pomimo faktu, że składy kursują po nowowybudowanej linii kolejowej. Do pobliskiego Semipałatyńska (170 km w linii prostej) trzeba jechać aż dziesięć i pół godziny – linia prowadzi naokoło, zahaczając o skrawek rosyjskiego terytorium.
Aż chciałoby się zawołać: “dlaczego?!”
Możliwe, że mamy tu do czynienia z dwiema filozofiami. Pierwsza z nich to postradziecka filozofia kolei. Pociągi służą do przemieszczania się na dłuższe dystanse, zazwyczaj nocą – dlatego podstawową formą przewozu jest tutaj wagon sypialny. Dla Polaka osiem godzin w przedziale to katorga; Rosjanin czy Kazach jest przyzwyczajony do jazdy trwającej dobę czy nawet parę dni.
Drugim rodzajem filozofii jest specyficzny azjatycki rodzaj spokoju. Kazachowie to naród wywodzący się z otwartych przestrzeni rozległych stepów, po dziś dzień w wielu miejscach żyjący zgodnie z tradycją. Na stepie czas płynie swoim rytmem, niezakłócany przez godziny otwarcia sklepów i korporacyjnych biur. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że właśnie ten spokój, często irytujący dla nas – przyjezdnych (nigdy nie umawiaj się z Kazachem na konkretną godzinę) jest nieodłączną częścią lokalnej mentalności.
Jeżeli zainteresował Cię ten materiał, wesprzyj mnie na Patronite. Blog utrzymuje się bez reklam ani materiałów sponsorowanych, a pracy nad tym wszystkim jest… niemało ;)
Zobacz też:





Też kiedyś usłyszałam takie oskarżenie o życiu i wyżywaniu – tyle że od Uzbeka.
zaciekawił mnie ten wątek z kamazem, czy ta cięzarówka przewoziła benzynę na sobie i gościu sobie odlał czy ze zbiornika samego auta zlewali paliwo? bo wtedy jest błąd i benzyne trzeba zamienić na ropę : ]