Wyspy Szczęśliwe. Blaski i cienie życia w raju (2)

Parę dni temu opublikowałem pierwszy wpis o Republice Zielonego Przylądka (“Wyspy Szczęśliwe. Najpiękniejsze miejsce na ziemi?“). Pisałem wówczas o niewyobrażalnym pięknie, zaklętym w klifach wyspy Santo Antão. Jak jednak żyje się w tropikalnym raju? Czy wyspiarze mogą mieć jakiekolwiek problemy? Dzisiaj zajrzymy do miast, kościołów, gorzelni grogu oraz na lokalny mecz piłkarski.

Cmentarz na wyspie Santo Antão. Z takimi widokami to i w grobie milej się leży
Cmentarz na wyspie Santo Antão. Z takimi widokami to i w grobie milej się leży

W górzystym terenie może nie być miejsca na supermarket, ale boisko musi się znaleźć. Piaszczyste (na plaży), pochyłe (w górach) – nieważne. Piłka nożna to jedna z podstawowych wyznawanych tutaj religii.

Pewnego dnia trafiam na trening lokalnej drużyny. Rozpoczynam nieśmiało – wystawiam obiektyw zza muru, próbując zrobić jakieś szpiegowskie zdjęcia. Później wchodzę na stadion, a kiedy widzę, że gra pochłania wszystkich bez reszty, wyciągam aparat na wierzch i fotografuję. Jest ciepły wieczór, a za stadionem rozpościera się oszałamiający widok na dolinę Paul. Ostatnie promienie tropikalnego słońca spowijają ostre skały i strzeliste palmy.

Bramkarz gra bez butów. Raczej nie z biedy, bo cała drużyna nosi profesjonalne kolorowe stroje. Być może ulubiona para akurat zamokła albo tak mu po prostu wygodniej.

Mecz w ostatnich promieniach słońca
Mecz w ostatnich promieniach słońca
Bramkarz bez butów chodzi
Bramkarz bez butów chodzi

Bez stresu

A może bramkarz traktuje życie zgodnie z tutejszym mottem: “No stress”. Bo czym się tu stresować? Republika Zielonego Przylądka nie ma wrogów, nie trwa tu zagorzała walka polityczna, nikomu nie zależy na miejscowych surowcach naturalnych, a do tego każdy dzień jest ciepły i przyjemny. “No stress” widać na każdym kroku, zwłaszcza na pamiątkach dla turystów. Każdy chciałby tak zapamiętać swój urlop. Po prostu bez stresu.

No stress! Nawet po 40 latach wspólnego życia można się wybrać na wieczorną randkę. Tym bardziej, że słońce ładnie świeci, ocean szumi, kury gdaczą, a do wnuczki przyjechał właśnie Marcelino z sąsiedniej wioski
No stress! Nawet po 40 latach wspólnego życia można się wybrać na wieczorną randkę. Tym bardziej, że słońce ładnie świeci, ocean szumi, kury gdaczą, a do wnuczki przyjechał właśnie Marcelino z sąsiedniej wioski

Kiedy staję na wzniesieniu i obserwuję z góry życie kabowerdeńskich miast, przypomina mi się jedna z ulubionych gier komputerowych dzieciństwa – “Tropico”, czyli strategiczno-ekonomiczny symulator karaibskiej wyspy. Co prawda od Karaibów oddziela mnie cały ocean Atlantycki, ale panująca na wyspach atmosfera bardziej przywodzi na myśl takie właśnie Tropico, niż czarną Afrykę. Może dlatego, że budynki wyglądają tu prawie jak w grze, ludzie chodzą strasznie chaotycznie, a samochodów prawie się nie widuje. Może dlatego, że turyści mówią coś w stylu “dziś rozpoczynam swój urlop na przepięknej tropikalnej wyspie”, miejscowi komentują “muszę kupić włoszczyznę”, a kozy robią “mee”. Zupełnie jak te postaci z kilku pikseli, których ruchy śledziłem kilkanaście lat temu na domowym komputerze.

Typowa kabowerdeńska pamiątka dla turystów
Typowa kabowerdeńska pamiątka dla turystów

Powszechne “no stress” panuje także w wiosce Janela, gdzie pod miejscowym sklepem trwa zażarta partia gry w bingo. Mieszkańcy wioski wyciągają plansze i zaznaczają wylosowane liczby, ale tylko prowadzący grę posiada żetony – reszta używa drobnych kamieni. Jest spokojnie i popołudniowo, kiedy do akcji wkracza ona: starsza kobieta z maczetą. Na głowie ma stado papilotów przykrytych siatką, a w ręku maczetę z półmetrowym ostrzem. Stal jasno lśni w afrykańskim słońcu.

Wszystko dzieje się w zaledwie parę sekund, a ja zamieram ze strachu, kiedy kobieta wygraża maczetą, machając nią na prawo i lewo. Nie robię jednak żadnych gwałtownych ruchów. I całe szczęście, bo zaraz się okaże, że to był taki żart, bo przecież no stress, a wesoła pani z papilotami i maczetą pójdzie dalej, w stronę sadu bananowego.

Gra w bingo. Prowadzący posiada specjalne żetony, ale i tak musi czasami dobierać drobne kamienie
Gra w bingo. Prowadzący posiada specjalne żetony, ale i tak musi czasami dobierać drobne kamienie

Czuję się jednak bezpiecznie. Na Wyspach Zielonego Przylądka nie odczuwam tego podskórnego niepokoju, znanego mi z ulic afrykańskich miast. Nikt tu za mną nie gwiżdże, czujne oczy nie śledzą każdego mojego ruchu.

Co więcej, międzynarodowa organizacja Reporterzy Bez Granic przyznała Republice Zielonego Przylądka wysokie 22. miejsce w corocznym rankingu wolności prasy. Kraj znalazł się pomiędzy Lichtensteinem i Australią, co w praktyce oznacza niemal nieskrępowaną wolność wypowiedzi dziennikarskiej. Po prostu – no stress.

(Dla kontrastu – Polska zajęła 62. miejsce w wyżej wspominanym rankingu.)

Spokojne życie w miasteczku Ribeira Grande. Mężczyźni grają w karty, a ze ściany spogląda na nich Cesária Évora - najbardziej znana przedstawicielka Republiki Zielonego Przylądka
Spokojne życie w miasteczku Ribeira Grande. Mężczyźni grają w karty, a ze ściany spogląda na nich Cesária Évora – najbardziej znana przedstawicielka Republiki Zielonego Przylądka
Młodzi chłopcy z miasta Espargos mijają mural z napisem "głosuj na PAICV". To skrótowiec od "Partido Africano da Independência de Cabo Verde" ("Afrykańska Partia na rzecz Niepodległości Zielonego Przylądka"). PAICV rządziła krajem przez większość jego niepodległego istnienia, obecnie znajduje się w opozycji
Młodzi chłopcy z miasta Espargos mijają mural z napisem “głosuj na PAICV”. To skrótowiec od “Partido Africano da Independência de Cabo Verde” (“Afrykańska Partia na rzecz Niepodległości Zielonego Przylądka”). PAICV rządziła krajem przez większość jego niepodległego istnienia, obecnie znajduje się w opozycji

Państwo zależne od turystyki

Oczywiście idealizowanie konkretnego kraju z punktu widzenia turysty byłoby równie niesprawiedliwe, co wypowiadane z upodobaniem ogólne opinie “urlopowe”. “Na Wyspach Zielonego Przylądka nie ma zmartwień” brzmi równie naiwnie co “w Turcji wszyscy są mili, częstowali mnie herbatą”, “nie dziwię się, że Włosi mają taki syf, to straszne lenie”, czy “Rosjanie lubią, gdy się ich trzyma za mordę”.

Żeby móc kompleksowo opowiedzieć o radościach i smutkach życia w konkretnym kraju, trzeba w nim choć chwilę pomieszkać, poznać ludzi, władać miejscowym językiem. Osobiście czuję niedosyt. Ze swoją niezgrabną mieszanką hiszpańsko-portugalsko-angielsko-francuską nie jestem w stanie poznać odpowiedzi na wiele nurtujących mnie pytań. Przyjechałem tu odpocząć i przeżyć przygodę, ale kusi mnie to, co namiętnie uprawiam w krajach byłego ZSRR – pogłębienie tematu.

Czy zatem na Wyspach Zielonego Przylądka rzeczywiście panuje powszechne “no stress”? Wystarczy rzut oka w statystyki, żeby zrozumieć, że i ten skrawek lądu nie jest wolny od problemów. Wskaźnik PKB na osobę plasuje Republikę wśród krajów raczej biednych (jak oblicza Międzynarodowy Fundusz Walutowy, kraj zajmuje 119 miejsce na 185 pozycji). Według danych Trading Economics, bezrobocie wśród młodych w ostatnich latach oscyluje w okolicach 30%. Ostatnio zanotowany poziom bezrobocia ogólnego jest niższy, choć wciąż dość wysoki – w 2018 roku wyniósł 12,2%.

Należy pamiętać, że realia państw egzotycznych znacznie różnią się od realiów świata zachodniego. Trudno porównać statystyki jeden do jednego, bo różnią się modele zatrudnienia, poziom zabezpieczenia socjalnego i uwarunkowania kulturalne. Tym niemniej – bieda na Wyspach istnieje, a koronawirus może ją gwałtownie powiększyć.

Bo, jak wynika z raportu Afrykańskiego Banku Rozwoju, w styczniu bieżącego roku turystyka odpowiadała aż za 21% krajowego PKB. Jeszcze dalej idą szacunki WTTC (World Travel and Tourism Council), zgodnie z którymi niebezpośredni wpływ branży turystycznej na gospodarkę państwa sięga niemal 45%. Załamanie się turystyki może oznaczać ekonomiczną katastrofę dla kraju, który nie posiada niemal żadnych istotnych surowców naturalnych.

Problemem dla wyspiarzy jest także stały niedobór wody (choć wokół rozciąga się słony ocean, kraj nie jest zasobny w słodką wodę, a wnętrze wysp jest raczej pustynne) oraz brak miejsca na uprawy. Malownicze tarasy uprawne dają szansę na wykorzystanie choć części górzystego terenu, ale nie zaspokajają większości żywnościowych potrzeb mieszkańców. Grunty orne stanowią zaledwie 12% powierzchni wysp, a kraj jest zmuszony do importu około 3/4 żywności.

Niedobór płaskiego terenu zmusza Kabowerdeńczyków do tworzenia tarasów uprawnych oraz do budowy domów w różnych dziwnych miejscach - na przykład pod wiszącą skałą
Niedobór płaskiego terenu zmusza Kabowerdeńczyków do tworzenia tarasów uprawnych oraz do budowy domów w różnych dziwnych miejscach – na przykład pod wiszącą skałą
W centrum Ribeira Grande
W centrum Ribeira Grande
Ribeira Grande, okolice dworca aluguerów (busików, zbiorowych taksówek). Aluguery to jedyny środek publicznego transportu na Wyspach Zielonego Przylądka (wyłączając autobusy miejskie w Mindelo i Prai)
Ribeira Grande, okolice dworca aluguerów (busików, zbiorowych taksówek). Aluguery to jedyny środek publicznego transportu na Wyspach Zielonego Przylądka (wyłączając autobusy miejskie w Mindelo i Prai)
Dwie dziewczynki wracają aluguerem ze szkoły
Dwie dziewczynki wracają aluguerem ze szkoły

Pociecha w grogu, ukojenie w Bogu

Kiedy wyspiarzom jest trudno, mogą wziąć do ręki szklaneczkę grogu. To narodowy trunek, lokalna odmiana rumu produkowanego z rosnącej wokoło trzciny cukrowej. Na wyspie Santo Antão gorzelnie znajdują się niemal w każdej wiosce. Można je rozpoznać po składowanej trzcinie, dymie unoszącym się nad doliną, wreszcie po beczkach, składowanych długimi rzędami.

Praca w gorzelni grogu
Praca w gorzelni grogu
Wysoko w górach trwa produkcja beczek na grog
Wysoko w górach trwa produkcja beczek na grog

A jeśli grog nie pomaga, można iść się pomodlić. Kościołów tutaj nie brakuje. Wśród mieszkańców archipelagu niemal 80 procent stanowią katolicy – to kulturowa pamiątka po wielowiekowym panowaniu portugalskich kolonizatorów. Aż do XV wieku Wyspy Zielonego Przylądka pozostawały niezamieszkane – pierwsze osady zbudowali tu dopiero Portugalczycy, traktujący archipelag jako punkt przerzutowy afrykańskich niewolników do kolonii w Ameryce Południowej. W 1533 na miejscu obecnej stolicy kraju – Prai – założono pierwsze biskupstwo.

Przyjeżdżając tutaj w okresie wielkanocnym można usłyszeć znaną w Polsce melodię

W praktyce wiara katolicka jest powoli wypierana przez rozprzestrzeniające się na wyspach wyznania protestanckie i parachrześcijańskie. To zjawisko przybierające na sile w krajach postkolonialnych, zarówno w Afryce, jak i Ameryce Południowej. Zbory chrześcijańskich racjonalistów czy adwentystów dnia siódmego są po zmroku pełne, podczas gdy otwarty kościół katolicki stanowi dość rzadki widok w wioskach na wyspie Santo Antão.

O ile zbiór zasad wyznań protestanckich jest dobrze rozpoznany i zrozumiały, warto wspomnieć parę słów o obrządku chrześcijańskiego racjonalizmu. To spirytystyczna doktryna, która, wbrew swojej nazwie, niewiele ma wspólnego z nauczaniem Kościoła oraz wiarą w samego Chrystusa. Chrześcijańscy racjonaliści wierzą w reinkarnację duszy, stopniowo wędrującej po kolejnych szczeblach istnienia: od pojedynczego atomu, poprzez świat roślin, zwierząt, ludzi, aż po wyższe wcielenia spirytystyczne. Ich doktryna powstała w Brazylii w 1910 roku i zdążyła rozprzestrzenić się głównie na państwa będące byłymi portugalskimi koloniami.

I jeszcze jedno boisko - tym razem zbudowane na plaży
I jeszcze jedno boisko – tym razem zbudowane na plaży

Kabowerdeńczyk bierze ryż na swoje ramiona

Na pieszym szlaku między wioskami Fontainhas a Corvo (opisywałem go już w poprzednim wpisie o Republice Zielonego Przylądka), mieszkańcy stworzyli Wyjątkową Drogę Krzyżową. Zlokalizowana na najgorszym podejściu, pozwala odczuć prawdziwe trudy wspinaczki, a cudowne widoki wprawiają pątników w zachwyt i zadumę. Każda stacja składa się z białej tablicy umiejscowionej w niewielkim kamiennym zadaszeniu. Pod jej numerem widnieje nazwa oraz oszczędny w formie, wręcz prymitywny rysunek. Pierwsza ze stacji zlokalizowana jest w dolinie, tuż przy wiosce. Ostatnia – na przełęczy, kilkaset metrów wyżej. Im dalej, tym trudniej.

Procesja przechodzi tędy raz w roku, rzecz jasna w Wielki Piątek. Celebracja rozpoczyna się modlitwą pod ustawionym na zboczu białym krzyżem. To nie miejsce cudu ani szczególnego kultu; nie ma tu nawet kościoła czy niewielkiej kapliczki. – Postawiono tutaj krzyż, bo Kabowerdeńczycy to wierzący naród – mówi Luis, lokalny przewodnik. – Potrzebowaliśmy miejsca, do którego można by pielgrzymować, a ten szlak nadaje się doskonale. Jest trudny, poza tym pozwala poczuć piękno i ogrom świata. Widzisz ocean, a następny ląd jest dopiero parę tysięcy kilometrów na zachód – tłumaczy Kabowerdeńczyk.

Stacja druga - Kabowerdeńczyk bierze ryż na swoje ramiona
Stacja druga – Kabowerdeńczyk bierze ryż na swoje ramiona

Pierwsza stacja Drogi Krzyżowej na Santo Antão metaforycznie oddaje codzienność mieszkających tu ludzi. „Jesus carrega a cruz às costas” („Pan Jezus bierze krzyż na swoje ramiona”) – głosi napis na kamiennej tablicy, a wokół rozpościerają się worki z ryżem, kukurydzą oraz inne ciężkie materiały, które trzeba tu wnieść na własnych plecach. Do wioski Corvo nie da się dojechać żadnym pojazdem, więc każdą rzecz trzeba tu nieść przez przełęcz. Czasem ludziom pomagają hodowane tu osły.

Życie w tak pięknym miejscu może się wydawać marzeniem, ale nawet mieszkańcy Wysp Szczęśliwych niosą na barkach swój codzienny krzyż.


Jeżeli zainteresował Cię ten materiał, wesprzyj mnie na Patronite. Blog utrzymuje się bez reklam ani materiałów sponsorowanych, a pracy nad tym wszystkim jest… niemało ;)


Źródła danych:

1. Raport Afrykańskiego Banku Rozwoju z 30 stycznia 2020
2. Raport WTTC (World Travel and Tourism Council) dotyczący wpływu turystyki na gospodarkę Republiki Zielonego Przylądka
3. Dane statystyczne dotyczące ilości gruntów ornych
4. Dane statystyczne dotyczące bezrobocia
5. Ranking wolności prasy organizacji Reporterzy Bez Granic


Zobacz też:

Wyspy Szczęśliwe. Najpiękniejsze miejsce na ziemi? (1)
Corvo. Samotność wyspiarza (1)
Miasteczka na krańcach świata
Min-Kusz: życie na beczce uranu
Fanpage Stacji Filipa na Facebooku

Dodaj komentarz