Obrona Częstochowy. Czy historyczna zapałczarnia ma szansę przetrwać?

Fabryka zapałek w Częstochowie płonęła trzykrotnie, a każdy z jej pożarów przeszedł do historii.

Pierwszy pożar, z 1913 roku, został nakręcony na taśmie filmowej – tak powstał trzyminutowy dokument “Pożar zapałczarni w Częstochowie”, najstarszy zachowany film nakręcony na ziemiach polskich.

Drugi pożar, z 1930 roku, nie zniszczył całości zakładu, ale poważnie uszkodził park maszynowy. To po nim zainstalowano maszyny, z których część można podziwiać w fabryce do dzisiaj.

Trzeci pożar, z 2008 roku, stał się gwoździem do trumny podupadającego już wtedy zakładu. Gigantyczne straty spowodowały, że rok po pożarze z bramy fabryki wyszli ostatni pracownicy. Niemal 130 lat historii produkcji częstochowskich zapałek dobiegło końca.

Jednak jeden człowiek został na miejscu i pilnuje go z zaciętością ostatniego wojownika. – To jest historia! To wszystko trzeba chronić i pokazywać następnym pokoleniom! – mówi podniesionym głosem Eugeniusz Kałamarz.

Choć linie produkcyjne ani drgną od 2009 roku, fabryczne Maryjki wciąż się tu, z szacunkiem i dbałością, odkurza
Choć linie produkcyjne ani drgną od 2009 roku, fabryczne Maryjki wciąż się tu, z szacunkiem i dbałością, odkurza
Unieruchomiony od lat bęben sortujący zapałki
Unieruchomiony od lat bęben sortujący zapałki

Ostatni stróż

Prezes Kałamarz, z fabryką zapałek związany od sierpnia 1996 roku (i jak sam mówi: „do śmierci”) przyjmuje mnie z pasją. Opowiada nie tylko o historii miejsca, ale i o misji, która nakazuje mu dbać o mury, skrywające wielki technologiczny skarb. – Jedyne takie miejsce na świecie – powtarza przewodnik.

W jego głosie, prócz fascynacji tematem, wyczuwam jednak drobne nuty goryczy. Myślę, że rozumiem, skąd się mogą brać. Bo jak tu być ciągle entuzjastycznie nastawionym, gdy taka historia niszczeje, biznes upadł już dawno, a sen o wspaniałym, nowoczesnym muzeum się nie ziszcza?

Wycieczka trwa dobrą godzinę, gdy prezes Kałamarz niechętnie przyznaje, że z powodów zdrowotnych w ogóle nie powinno go być w starej fabryce. – Tu jest zimno, ja mam chore stawy, nie mogę w takich warunkach chodzić. Zanim tu do pana przyjechałem, wziąłem dwie tabletki przeciwbólowe i jakoś się trzymam.

A jednak trwa na posterunku. – Proszę pana, włożyłem tu życie, włożyłem zdrowie. Bo to jest miejsce unikatowe na cały świat – przekonuje ostatni stróż zapałczarni. Przywołując za chwilę rzekome słowa papieża Jana Pawła II: – Poznanie wartości rodzi powinność i troskę. Każda wartość potrzebuje opieki i ochrony. Chyba się pan zgodzi?

W halach muzeum zapałek w Częstochowie panuje atmosfera prawdziwej fabryki, a nie "ugrzecznionej" ścieżki turystycznej
W halach muzeum zapałek w Częstochowie panuje atmosfera prawdziwej fabryki, a nie “ugrzecznionej” ścieżki turystycznej
Pozostawione tutaj maszyny stanowią unikatową linię produkcyjną
Pozostawione tutaj maszyny stanowią unikatową linię produkcyjną

Jak powstają zapałki

Eugeniusz Kałamarz rzeczywiście ma co otaczać opieką. W częstochowskim muzeum zachowała się kompletna linia produkcyjna zapałek, którymi kilka pokoleń Polaków odpalało papierosy. Cytując zapis z karty konserwatorskiej obiektu: „zespół maszyn i urządzeń fabryki stanowi niepowtarzalny pomnik dziedzictwa przemysłowego. W skład zespołu wchodzą obiekty o wyjątkowych walorach historycznych związanych z produkcją zapałek, zachowane w nielicznych unikatowych egzemplarzach. Należy je otoczyć szczególną troską”.

Na trasie zwiedzania znajduje się oryginalna sieczkarnia patyczków z 1926 roku, łuszczarka, automaty zapałczane i ładownice. Prezes muzeum po kolei pokazuje każdą maszynę, z prawdziwą pasją opowiadając o jej historii i przeznaczeniu. – Zapałki robimy z drewna osikowego i topolowego – zaczyna – z dużej, piętnastometrowej topoli można zrobić około 4 tysięcy pudełek zapałek.

Dalej jest coraz bardziej skomplikowanie: z sieczkarni (o wydajności 5 milionów patyków na godzinę) patyczki przewożone są do dalszej obróbki. Najpierw poddaje się je impregnacji, później suszeniu i polerowaniu. Wreszcie trafiają do „wanny”, w której znajduje się rozgrzana do 140 stopni Celsjusza parafina – dwie trzecie patyka przechodzi przez gorącą ciecz. Co istotne, około 10 milimetrów dolnej części patyka nie trafia do parafiny, lecz zachowuje niepalne właściwości impregnatu, dzięki czemu zapałka gaśnie, zanim płomień dotrze do naszych palców.

Zabytkowe automaty zapałczane jeszcze kilka lat temu były używane na co dzień
Zabytkowe automaty zapałczane jeszcze kilka lat temu były używane na co dzień
W ładownicach pozostały pudełka ze słynnym czarnym kotem
W ładownicach pozostały pudełka ze słynnym czarnym kotem
Na jednej z maszyn widnieje logo drugiej słynnej polskiej zapałczarni - ZPZ Czechowice. Produkcja w Czechowicach dobiegła końca na początku 2021 roku
Na jednej z maszyn widnieje logo drugiej słynnej polskiej zapałczarni – ZPZ Czechowice. Produkcja w Czechowicach dobiegła końca na początku 2021 roku

Potem pojawia się masa łebkowa – 18 pierwiastków chemicznych wymieszanych w odpowiedniej proporcji. Od dodanego do masy barwnika zależy ostateczny kolor zapałczanej główki. Przejeżdżające patyczki macza się w masie łebkowej, następnie układa i pakuje do pudełek. Co istotne – żadna poważna zapałczarnia nigdy nie poda dokładnej liczby zapałek w pudełku. Zazwyczaj jest ich około 40-50, ale nie ma czasu ani sensu, aby w maszynowym pędzie liczyć dokładnie każdą sztukę.

Cała linia technologiczna robi olbrzymie wrażenie. Historię, podobnie jak upajający zapach smaru ze starej fabryki, czuje się wszędzie, w każdym zakątku; nawet tam, gdzie przewodnik wolałby, żeby nie fotografować, bo brudno, bo kurz, bo nieładnie rozrzucone patyczki zapałczane. Dla mnie to największa wartość – prawdziwa historia, prawdziwe życie, żadnych odgrodzonych ścieżek dla zwiedzających. Ale rozumiem też, że kustosz chciałby widzieć swoje muzeum w zupełnie innym stanie. Jako nowoczesną, prężnie działającą placówkę muzealną.

W tej części fabryki pakowano gotowe zapałki do pudełek
W tej części fabryki pakowano gotowe zapałki do pudełek
Ładownic pilnuje pan Jezus z naściennego ołtarzyka
Ładownic pilnuje pan Jezus z naściennego ołtarzyka
A sieczkarni - kolejna Matka Boska. Jesteśmy w końcu w Częstochowie!
A sieczkarni – kolejna Matka Boska. Jesteśmy w końcu w Częstochowie!

Kto blokuje rozwój muzeum?

Wydaje się, że warunki do stworzenia wyjątkowego, prężnie działającego muzeum, są tutaj idealne.

Historia? Jest.

Unikatowe eksponaty? Są.

Pasja? Jest. I to jaka!

Rozpoznawalność miejsca? Zwłaszcza wśród starszych pokoleń – wysoka, bo kto nie odpalał papierosa albo kuchenki Ewa zapałkami z czarnym kotem?

Położenie? Wprost idealne. Samą Jasną Górę w czasach przed pandemią odwiedzało rocznie niemal 5 milionów pielgrzymów. Gdyby zaledwie co setny z nich zawitał do nowoczesnego, zrewitalizowanego ze smakiem muzeum zapałek, każdego dnia przewijałoby się tu ponad 130 osób.

Dlaczego więc nic się tu nie dzieje, a unikatowa zapałczarnia z roku na rok coraz bardziej niszczeje? Prezes fabryki wszystko zrzuca na urzędniczy bezwład. – Spotykam się któregoś dnia z wysoko postawionym politykiem samorządowym, opowiadam o wizji muzeum, a on mnie pyta „a po co nam to”. No i co by pan zrobił na moim miejscu? – denerwuje się Eugeniusz Kałamarz.

Mimo wszystko, prace nad rewitalizacją dawnej fabryki ciągle trwają. Oprócz muzeum powstał też pomysł utworzenia centrum fotografii. Teren zapałczarni jest przecież olbrzymi, to prawie 4 tys. metrów kwadratowych, a zabytkowa linia produkcyjna to tylko część całego kompleksu. Przedstawiciele świata fotografii złożyli więc w 2017 roku wniosek o dotację do Ministerstwa Kultury. I choć wydaje się, że przedsięwzięcie ma nie byle jakich sojuszników (zapałczarnia znajduje się na Szlaku Zabytków Techniki Województwa Śląskiego, w badanie jej historii zaangażowany jest Uniwersytet Humanistyczno-Przyrodniczy im. Jana Długosza w Częstochowie), a sam Eugeniusz Kałamarz odwiedził od tamtej pory niejeden ministerialny gabinet, w sprawie nie ruszyło się zupełnie nic.

Nieco inny obraz sytuacji przedstawiają urzędnicy. Głównym problemem jest według nich to, że muzeum pozostaje w prywatnych rękach. Samorząd (wojewódzki i miejski) mógłby wyremontować i zagospodarować obiekt, ale pod warunkiem samodzielnego gospodarowania nim, bez prywatnego właściciela. Na to jednak nie zgadza się Eugeniusz Kałamarz.

W odpowiedzi na moje zapytanie, Urząd Miasta Częstochowy przytacza szereg niewykorzystanych możliwości dofinansowania i pozyskania dotacji. Przykładowo: „aplikowanie o wsparcie ze środków europejskich w perspektywie finansowej lat 2014-2020 było niemożliwe, bowiem wszelkie rozmowy prowadzone z Panem Eugeniuszem Kałamarzem – Prezesem CzZPZ S.A. nie kończyły się ustaleniami ze względu na odmowę przedstawienia bieżącej sytuacji finansowej Spółki i realnego programu restrukturyzacji firmy”.

Na mieście mówi się, że Eugeniusz Kałamarz to jedyna osoba, która – w zależności od pomyślnych wiatrów – może muzeum uratować… lub pogrążyć. Poproszony przeze mnie o komentarz do informacji Urzędu Miasta, prezes muzeum odmówił wypowiedzi. Konflikt zatem trwa, a jedyne pisma, jakie do skrzynki Eugeniusza Kałamarza przychodzą z biur administracji rządowej i samorządowej, to wezwania do zapłaty. Ostatnie, z końca kwietnia 2021 roku, opiewa na kwotę 49713,48 zł (z tytułu użytkowania wieczystego gruntu będącego własnością Skarbu Państwa).

Muzeum zapałek w Częstochowie nie jest w dobrej sytuacji, o czym przekonuje już brama wejściowa. Warto się jednak nie zrażać i wejść do środka
Muzeum zapałek w Częstochowie nie jest w dobrej sytuacji, o czym przekonuje już brama wejściowa. Warto się jednak nie zrażać i wejść do środka

Zwiedzanie muzeum zapałek w Częstochowie

Przyszłość muzeum jest dość niepewna, dlatego tym bardziej warto odwiedzić to niezwykłe miejsce na mapie technicznych zabytków Polski.

Muzeum zapałek w Częstochowie od czasu wybuchu pandemii koronawirusa nie działa codziennie. Aby móc obejrzeć fabryczne wnętrza i poczuć nagromadzoną w nich historię, najlepiej zadzwonić pod numer 343241210 lub 602 462 285 i umówić się na konkretną godzinę.

Koszt zwiedzania wynosi 20 złotych od osoby.

Eugeniusz Kałamarz zapowiada, że w okresie wakacyjnym muzeum będzie czynne w bardziej „standardowym” trybie. Co więcej, od 24 czerwca w fabryce można podziwiać wystawę „Zapałczarnia w Częstochowie: historia, teraźniejszość, perspektywy”.


Warto wesprzeć muzeum zapałek w Częstochowie, podobnie jak warto wesprzeć Stację Filipa. Przygotowanie każdego takiego materiału to mnóstwo pracy, wysiłku i kosztów. Dlatego jeśli chcesz, żeby takie artykuły mogły się tu pojawiać, proszę, wesprzyj mnie na Patronite.


W części "teoretycznej" muzeum również znajduje się kilka ciekawostek. Takich jak...
W części “teoretycznej” muzeum również znajduje się kilka ciekawostek. Takich jak…
...wystawa rzeźb "z jednej zapałki"
…wystawa rzeźb “z jednej zapałki”
Wystawiono również bogatą kolekcję dawnych etykiet zapałczanych. Hobby związane ze zbieraniem pudełek po zapałkach to filumenistyka
Wystawiono również bogatą kolekcję dawnych etykiet zapałczanych. Hobby związane ze zbieraniem pudełek po zapałkach to filumenistyka
"Komary śmierci" atakują! Czy ludzkość przetrwa?
“Komary śmierci” atakują! Czy ludzkość przetrwa?
Zamieszajmy zapałczanym bębnem i spróbujmy wywróżyć przyszłość. Czy po muzeum zapałek w Częstochowie pozostanie teren atrakcyjny dla kolejnego dewelopera? A może uda się ocalić to unikatowe i kultowe dla miasta miejsce?
Zamieszajmy zapałczanym bębnem i spróbujmy wywróżyć przyszłość. Czy po muzeum zapałek w Częstochowie pozostanie teren atrakcyjny dla kolejnego dewelopera? A może uda się ocalić to unikatowe i kultowe dla miasta miejsce?

Zobacz też:

Samozwańczy kustosz tajemnic
Transgraniczna. Skomplikowane dzieje stacji Krzewina Zgorzelecka
Consonno – cisza w “mieście zabawek”
Statki, wieże i balony – wyjątkowe tramwaje w Blackpool
Fanpage Stacji Filipa na Facebooku

1 komentarz

  1. Cześć

    Byłem w tej zapałczarni przy okazji Industriady 2021. Rozgoryczony Prezes w ciągu około godziny z haczykiem przedstawił historię i technologię pracy zakładu. Mimo wszystko wylewała z niego wielka fala goryczy, bowiem po niespełna połowie czasu zwiedzania przeszedł do tematów okołopolitycznych, co dla sporej części grupy zwiedzających było męczące, w szczególności dla rodzin z dziećmi. Podejrzewam, że problem jest poniekąd w tym, że Pan Eugeniusz chce dobrze, ale chce po swojemu, gdyż to właśnie jego wizja ma być tą najlepszą. O ile sam zakład i jego losy są dość ciekawe, o tyle urok tego co się ogląda, niknie w zderzeniu z wiadrem goryczy wylewanym na uczestników przez Pana Prezesa. Osobiście byłem bardzo zniesmaczony sytuacją, w której jeden z grupki nieco spóźnionych na wycieczkę turystów został przez Pana Eugeniusza został publicznie oceniony jako potencjalny złodziej z ewentualną kryminalną przeszłością, a wszystko to ze względu na swój wygląd (wygolone włosy, tatuaże, sportowy strój et cetera). Widać, że Pan Eugeniusz chce bronić fabryki za wszelką ceną, póki zdrowie pozwoli, ale podejrzewam, że może być osobą trudną z charakteru do podjęcia negocjacji.

Dodaj komentarz