Szwedzki Internet: raj dla stalkerów i psychopatów?

Wystarczy pięć minut, żeby poznać wrażliwe informacje o niemal każdym mieszkańcu Szwecji. Adres zamieszkania, numer telefonu, współlokatorzy, a nawet zarobki – wszystko to dostarcza nam szwedzki Internet. Skąd się to bierze i jak do tematu podchodzą sami Szwedzi?

Niedziela 7 marca mogłaby być całkiem miłym dniem, gdyby nie pewna starsza pani ze stacji benzynowej. Nie przejmując się pokaźną kolejką aut do każdego dystrybutora, ani faktem, że następna stacja na autostradzie leży ponad 50 km dalej, zablokowała dystrybutor i zrobiła sobie przerwę na dobre 20 minut. Tu kawa, tam papieros, za chwilę jeszcze batonik.

Kolejka rosła, a wraz z nią rosła też irytacja. W końcu podszedłem i grzecznie poprosiłem o przeparkowanie, bo nie mogę ani zatankować, ani wyjechać – jestem po prostu uziemiony. Zero reakcji. Kolejna prośba po następnych pięciu minutach była już nieco bardziej zdecydowana (choć nadal grzeczna). Ale w kobietę wstąpił demon. Zaczęła krzyczeć, że jestem niebezpieczny, że ją nagabuję, że zadzwoni na policję. I złośliwie odmówiła odjazdu. W ruch poszedł też środkowy palec i słowa powszechnie uznawane za obraźliwe. Cała akcja trwała jeszcze dobre 15 minut, zanim pani Aleksandra ostatecznie zdecydowała się pojechać dalej.

Skąd wiem, że Aleksandra? Cóż – umiem korzystać z Internetu. Wulgarna baba podróżowała samochodem na szwedzkich rejestracjach. Wystarczyło wpisać numery w odpowiednie miejsce, żeby po pięciu minutach wiedzieć o niej wszystko. Adres, numer telefonu, posiadane pojazdy, zatrudnienie, wielkość mieszkania. Ba – dotarłem nawet do przedszkola, które ukończyła.

Zemsta jest słodka, byle kulturalna i lekko zabawna. Pomyślałem więc, że wyślę pani Oli list. Pocztą tradycyjną. A w liście coś w stylu „Narodowa Agencja Kultury Jazdy im. Jana Pawła II, po przeanalizowaniu nagrań z monitoringu, przypomina pani o konieczności odpowiedniego zachowania się na drodze”.

Pomysłu ostatecznie nie wcieliłem w życie, bo po pierwsze mam jakieś granice, a po drugie – wtedy nie mógłbym go opisać. A jest co opisywać – szwedzkie podejście do danych osobowych jest dla mnie co najmniej… egzotyczne.

Ogromne przestrzenie Szwecji dają wrażenie, że łatwo tam uciec od społeczeństwa. Ale to tylko wrażenie
Ogromne przestrzenie Szwecji dają wrażenie, że łatwo tam uciec od społeczeństwa. Ale to tylko wrażenie

Znajdź.se (informacje o każdym)

Hitta.se to jeden z najważniejszych szwedzkich portali, umożliwiających znalezienie informacji o dowolnym mieszkającym w Szwecji człowieku. Takich stron jest w szwednecie więcej, ale Hitta (po szwedzku: „znajdź”) działa, zdaje się, najsprawniej.

W ramach testu wpisuję nazwisko znajomej, mieszkającej w Szwecji od kilku lat. I w ten sposób poznaję:
– jej drugie imię
– wiek oraz dokładną datę urodzenia
– adres
– numer telefonu
– nazwisko osoby, z którą mieszka
– dwa poprzednie adresy zamieszkania
– dokładne dane posiadanych pojazdów
– powierzchnię jej domu
– rozmiar działki
– wycenę nieruchomości, które posiada koleżanka
– kilka mało istotnych danych statystycznych (odległość do najbliższej wody, średni wiek i preferencje polityczne przeciętnego mieszkańca okolicy)
– masę płatnych możliwości bardziej szczegółowej inwigilacji, wysyłki kwiatów albo sprezentowania masażu.

Ponawiam próbę ze znajomym Szwedem. Hitta.se wypluwa mi wszystkie powyższe dane, a dodatkowo kieruje mnie szczegółowo do mieszkania znajomego: „po wejściu do bloku mieszkanie znajduje się na poziomie 0, szóste drzwi po lewej”.

Skóra mi cierpnie.

Narzędzia dla stalkerów

Czy jest się czemu dziwić? W końcu Hitta.se daje nam zaledwie małą próbkę tego, co na temat każdego z nas wiedzą rządy i korporacje. Podejrzewam, że w ich przypadku nie kończy się na poznaniu danych typu „gdzie leży mieszkanie osoby X”. Przepastne bazy danych zawierają szczegółowe informacje dotyczące naszych zainteresowań, nawyków konsumenckich, najskrytszych upodobań (także tych seksualnych) oraz stanu zdrowia. Gdzieś na serwerach przechowuje się nasze zdjęcia i próbki naszego głosu. Teoria spiskowa? Bynajmniej – to oczywistość, nad którą gładko przechodzimy każdego dnia, zaznaczając bez czytania regulaminy kolejnych aplikacji.

To przerażające, ale uspokajać może jedno: dopóki nie wejdziemy w konflikt ani nie staniemy się nagle atrakcyjnym kąskiem z punktu widzenia służb/korporacji, jesteśmy w systemie tylko nic nie wartym punkcikiem, fragmentem większego zbioru. Nikt nie analizuje historii naszego życia, nikt o nas nie plotkuje. Istnienie tych danych nie stwarza dla nas bezpośredniego zagrożenia.

Czego nie da się powiedzieć o danych z Hitta.se.

Wyobraźnia podsuwa mi wiele scenariuszy, kto może chcieć je wykorzystać. Dawna miłość. Zazdrosny mąż. Polityczny wróg. Seksualny stalker. I tak dalej, i tym podobne. Szwedzki Internet daje po prostu wszystkie narzędzia, aby prześladowanie dowolnej osoby uczynić jak najprostszym.

Bezproblemowo znajduję wszystkie informacje o mieszkającej w Szwecji polskiej piosenkarce. Później: o znajomych. Mam też wszystkie dane dotyczące pani Oli ze stacji benzynowej. Kto wie, jak mógłbym je wykorzystać, gdybym był psychopatą?

Zrozumieć Szweda

– Tak, to przerażające – zgadza się ze mną Natalia, mieszkająca w Szwecji od kilku lat (Hitta.se przypomina, żeby złożyć jej życzenia urodzinowe za dwa tygodnie). – Ale mój chłopak, Szwed, uważa, że nie ma w tym nic dziwnego. Kiedyś się nawet o to posprzeczaliśmy. Oni są po prostu przyzwyczajeni do życia w całkowitej otwartości – twierdzi Natalia.

O „otwartości, która jest kluczem do zrozumienia szwedzkiego społeczeństwa” mówi nawet oficjalna strona rządowa. To otwartość definiowana na wiele różnych sposobów: od wolności wypowiedzi, poprzez całkowicie wolne media, aż po gotowość społeczeństwa do wzajemnego poznawania swoich zarobków. Można tego nie rozumieć, można się z tego wyśmiewać, ale koniec końców to Szwecja zajmuje trzecie miejsce na liście światowej wolności prasy, a Polska – sześćdziesiąte czwarte. To Szwedzi mają całkowicie niezależne media w każdym miasteczku, a Polacy – toporną propagandę telewizji rządowej i funkcjonariuszy partyjnych w lokalnych dziennikach.

Nie wiem, czy umiem zrozumieć Szweda. Każda próba opisania tak ogólnych zagadnień jak mentalność narodowa jest skazana na porażkę, przynajmniej dopóki nie spędziło się w danym kraju ładnych kilku lat. Tym bardziej, że mentalność Szwedów jest na mapie Europy niemal tak specyficzna i wyróżniająca się, jak na mapie świata mentalność japońska.

O pomoc proszę więc Katarzynę Tubylewicz, mieszkającą w Szwecji polską dziennikarkę i autorkę kilku książek o kraju Ingmara Bergmana (m.in. „Samotny jak Szwed?” czy „Moraliści: jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie”). Okazuje się, że nie podziela ona mojego zdumienia: – Oczywiście zdaję sobie sprawę z jawności informacji w Szwecji. O tym, co można znaleźć na Hitta.se pisałam nawet w mojej książce o Sztokholmie – odpowiada dziennikarka. I dodaje: – Może Pan też bez większych problemów sprawdzić, ile zarabiam. Jawność ta ani mnie nie oburza, ani nie dziwi, jestem do niej przyzwyczajona i wydaje mi się, że w wielkim natłoku informacji i tak nikt specjalnie tego wszystkiego nie sprawdza. Cenię też sobie fakt, że mogę łatwo sprawdzić, kiedy kto ma urodziny i które. Albo że bez problemu znajduję kontakt do ludzi, z którymi chcę zrobić wywiady, także do polityków – wyjaśnia Katarzyna Tubylewicz.

Hitta.se umożliwia wiele płatnych opcji. Kiedy znalazłem już polską piosenkarkę, mogę zamówić SMS przypominający o jej urodzinach. Portal proponuje też wysłanie kwiatów i zamówienie urodzinowego masażu. Jeśli jednak chciałbym wybrać kogoś innego, mogę "poznać inne samotne kobiety w Malmö"
Hitta.se umożliwia wiele płatnych opcji. Kiedy znalazłem już polską piosenkarkę, mogę zamówić SMS przypominający o jej urodzinach. Portal proponuje też wysłanie kwiatów i zamówienie urodzinowego masażu. Jeśli jednak chciałbym wybrać kogoś innego, mogę “poznać inne samotne kobiety w Malmö”

Skasować się z sieci

No dobrze, ale skąd Hitta.se posiada te wszystkie dane, i czy równie dobrze można poznać dokładne miejsce zamieszkania najważniejszych polityków w państwie?

Odpowiedź na pierwsze pytanie nie jest jednoznaczna. Serwis deklaruje, że większość informacji pochodzi od operatorów telefonicznych, którzy beztrosko szafują prywatnością swoich klientów. Jednak dodatkowym tropem jest szwedzki numer personalny – personnummer. To trochę tamtejsza odmiana swojskiego PESEL-u, jednak zakres wykorzystywania personnummeru jest znacznie szerszy. Zwyczajnie nie da się mieszkać w Szwecji bez swojego numeru osobistego – wykorzystuje się go do niemal wszystkich czynności oficjalnych, od odbioru przesyłki na poczcie, po korzystanie z konta bankowego. A to już brzmi jak furtka do banalnie prostej inwigilacji.

Teoretycznie dane z Hitta.se można skasować. Aby to zrobić, trzeba zalogować się przy pomocy identyfikatora bankowego oraz skontaktować się ze swoim operatorem telekomunikacyjnym.

Niektórzy korzystają z tej możliwości, ale większość nie przywiązuje do tego większej wagi. Bez problemu znajduję w Hitta.se miejsce zamieszkania Veroniki Maggio, popularnej szwedzkiej piosenkarki popowej. Nie ukrywa się przede mną także inny znany piosenkarz – Jens Lekman, ani Camilla Läckberg, słynna pisarka kryminałów. W serwisie nie ma jednak szwedzkiej księżniczki Wiktorii ani jej męża, Daniela Westlinga. Na próżno szukać także Jonasa Altberga, czyli popularnego kilkanaście lat temu Basshuntera.

Większość Szwedów jest chyba jednak pogodzona z obecną sytuacją. Katarzyna Tubylewicz, zapytana wprost, czy zamierza wnioskować o usunięcie swoich informacji z Hitta.se, odpowiada krótko: – Nie widzę powodu, żeby kasować te wszystkie informacje, bez przesady.

Także moja koleżanka, która od kilku miesięcy zapowiada ostateczny rozrachunek z wiszącymi w sieci danymi, nie robi ani jednego kroku w stronę ich usunięcia. – Nie było czasu o tym myśleć – odpowiada, kiedy po pół roku powracam do tematu.

Problem w tym, że stron takich jak Hitta.se jest więcej. – Nie da się w praktyce skasować swoich danych z takich stron, bo powalczysz z jednym portalem, z drugim, ale już raczej nie z siedmioma – mówi Natalia. – Jedyna chyba skuteczna opcja to ochrona danych z urzędu w wyjątkowych sytuacjach, jak jesteś świadkiem albo ofiarą przestępstwa. Czy też ofiarą systemu, jak księżniczka Wiktoria – dodaje.

Wolność słowa ponad prywatnością

Powodem takiego stanu rzeczy jest szwedzkie prawo – przede wszystkim konstytucja i ustawa o wolności słowa. Każda spółka, która publikuje w Internecie wrażliwe dane osobowe, robi to w pełni legalnie za pomocą tak zwanego certyfikatu publikowania. Taka publikacja jest w świetle prawa działalnością publicystyczną – to oznacza, że spółce przyznano konstytucyjnie chronione prawo do publikacji swojej bazy danych zgodnie z ustawą o wolności słowa, a tym samym nie podlega ona rozporządzeniu o ochronie danych osobowych.

Co ciekawe, na żądanie poszczególnego obywatela Szwedzki Urząd Podatkowy (Skatteverket) może spowodować, aby prywatne adresy nie były ujawniane w Krajowym Rejestrze Adresów Osobistych (SPAR) do celów reklamowych. Jednak jeśli poszczególna firma dysponuje już naszym adresem (a o to, jak widać, nietrudno), szwedzkie prawo nie zobowiązuje jej do spełnienia takiego żądania. Pozostaje nadzieja, że reklamodawca zrezygnuje z wysyłki spamu… na zasadzie „dobrej woli”.

Granice otwartości

Kilka kwestii zaprząta jeszcze moją uwagę, więc, aby artykuł był pełniejszy, zwracam się do Hitta.se z zapytaniem o kilka kwestii.

Po pierwsze: uśredniając – ile zapytań dotyczących kasowania danych notują dziennie?
Po drugie – jak długo zajmuje proces kasowania osobistych danych z serwisu i jaka jest gwarancja, że nie pojawią się one ponownie?
Po trzecie – czy są osoby, które automatycznie nie pojawiają się na Hitta.se, na przykład politycy albo inne osoby publiczne? Czy jest to związane z urzędową ochroną ich danych?
Po czwarte – jak według firmy fakt funkcjonowania Hitta.se i podobnych stron wpływa na szwedzkie społeczeństwo i system polityczny?

Pytania wysyłam po raz pierwszy w lipcu. Po kilku godzinach otrzymuję odpowiedź, że w Szwecji trwa sezon urlopowy i że wrócą do mnie za jakiś czas. Brak odpowiedzi powoduje, że podejmuję jeszcze dwie próby kontaktu – tym razem bez odpowiedzi. Poddaję się dopiero siódmego września.

Najwidoczniej każda otwartość – nawet ta szwedzka – ma jednak swoje granice.


Jeżeli zainteresował Cię ten materiał, wesprzyj mnie na Patronite. Gdyby nie Patroni, blog nie mógłby istnieć.


Zobacz też:

Konik szwedzki. Zabawka z lasów, która podbiła cały świat
O Szwedzie, który buduje w lesie meczety
Promem do Szwecji, czyli “komuno, wróć!”
Łosie na torach! Czyli o kolei w Norwegii
Fanpage Stacji Filipa na Facebooku

7 komentarzy

  1. LT says: Odpowiedz

    W ostatnim zdaniu sam przeczysz swoim wcześniejszym zachwytom odnośnie wolności słowa.

  2. Marek says: Odpowiedz

    Może też warto cos o topornej propagandzie tak zwanego niezależnego medium na tzry literki, gdzie także roi się od partyjnych tyle że opozycyjnych aparatczyków

  3. Marek says: Odpowiedz

    Dodam jeszcze że bardzo lubię czytać Twoje posty, szczególnie jesli nie mają politycznych komentarzy, ale jedno mnie uderza. Często opisujesz jakieś ograniczenie prawa, czy jakąś sytuację gdzieś w innym kraju, często w Unii i przy porównaniu do Polski okazuje się że u nas podejście jest o wiele bardziej wolnościowe czy nieuciążliwe by ostatecznie i tak podsumować zdaniem, że i tak najbardziej ograniczone prawa są w Polsce (co jest oczywiście nieprawdą). Albo np. przyznałeś ostatecznie że np. stacja Włoszczowa była dobrym pomysłem, ale żeby nie pochwalić pomysłu piszesz cos o węźle autobusowym, którego nie zrobiono jednocześnie, co w tej sytuacji jest zupełnie odrębnym tematem. Krytykujesz jedna stronę że robi za mało czy czegoś nie robi w kwestii np. kolei, chociaż to są fakty że przywracane są kolejne linie, odnawiane dworce i remontowane torowiska, zas za czasów ludzi, których tak popierasz jedynei likwidowano linie i rozbierano toru.
    Naprawdę proponuje wiecej obiektywizmu, a mniej politycznego zacietrzewienia, bo zainteresowania i spojrzenie na wiele spraw bardzo ciekawe i wciągające jak tez ważne.

    1. Marku, przepraszam za brak odpowiedzi, nie dostałem powiadomienia o Twoim komentarzu.

      Do meritum: to nie jest polityczny blog i nie mam pojęcia, w którym miejscu doczytałeś się czegokolwiek o “ludziach, których popieram” ;) Owszem, czasami wbiję szpilę albo uwypuklę jakiś absurd, ale sam przecież zauważyłeś, że nie robię tego ideologicznie, na oślep. Nigdy w życiu nie agitowałem tu za żadną partią ani poglądem.

      Problemem dzisiejszego dziennikarstwa i dyskusji publicznej jest to, że czytelnicy usilnie CHCĄ uczestniczyć w tej wojnie plemion. Może warto jednak założyć, że pewne teksty powstają bez ideologicznego zacietrzewienia autorów? W przypadku opisywanego tu problemu dostępności danych w szwedzkim Internecie nie mam jasnego stanowiska – dlatego powyższy artykuł zawiera zarówno argumenty za, jak i przeciw.

  4. Surfowanie w szwedzkiej sieci nie jest zatem bezpieczne. Przynajmniej z naszej, polskiej perspektywy… A z drugiej strony to skutecznie hamuje pewne zapędy, które wiążą się z hejtem oraz czynami zabronionymi.

  5. Nila says: Odpowiedz

    Komentarz związany raczej luźno z tematem samego posta, bardziej że Szwecja w ogóle, może ze szwedzka.mentalnoscią.
    Czytam właśnie książkę ‘Tower of Basel’, głównie o banku rozliczeń międzynarodowych BIS, o którym nikt nie pamięta, nawet finasiści, a który jak najbardziej nadal dziala i odgrywa sporą rolę w świecie finansowym. I co z tym ma wspólnego Szwecja? Pierwsza część książki poświęcona jest wojnie, roli BIS, Szwjacarii, ale i Szwecji. Sporo o roli Szwecji w sprzedaży rudy żelaza Niemcom i działalności Wallenergow (właściciele banku SEB). Nie zastanawiałam się nigdy za wiele nad szwedzką neutralnością w czasie WWII, ale teraz cóż, nie mogę już na nich patrzeć przez różowe okulary… Z drugiej strony kolaboracja szwajcarska nie przeszkadza mi tu od lat mieszkać. W każdym razie, i BIS i Szwecja w czasie WWII to ciekawy temat, choć może nie z kręgu Twoich zainteresowań ;)

  6. A u nas RODO w pełni. Cjyba jednak wolę troszkę anonimowości.

Dodaj komentarz