Halligbahnen. Morskie kolejki północnych Niemiec

W poprzednim artykule opisywałem kolej na wyspę Sylt, biegnącą przez morze po wąskiej grobli. Ale to nie jedyna ciekawostka morsko-kolejowa z północnych Niemiec – swoje własne pociągi mają tam też wysepki zamieszkane zaledwie przez kilkanaście osób.

Zacznijmy jednak od „dużej” kolei. Bo kolejowych ciekawostek w Szlezwiku-Holsztynie jest zdecydowanie zbyt dużo, by zmieścić je w jednym artykule.

Kolej bagienna i proces fekalny

Opisywana w ostatnim tekście linia na wyspę Sylt to fragment tak zwanej Marschbahn. Wbrew pierwszemu odczuciu, nazwa nie ma nic wspólnego z marszem, wojskowością i zdobywaniem północnych rubieży Niemiec – wiąże się raczej z terenami, po których jadą pociągi, a dosłownie można by ją przetłumaczyć jako kolej bagienna/błotnista. Marschbahn rozpoczyna się w Hamburgu i biegnie na północ przez Itzehoe i Husum do miasteczka Niebüll. Tu trasa rozgałęzia się w stronę Danii oraz w stronę Syltu.

Mapa Marschbahn. W ostatnim artykule opisywałem końcówkę trasy - groblę między stacjami Morsum i Klanxbüll
Mapa Marschbahn. W ostatnim artykule opisywałem końcówkę trasy – groblę między stacjami Morsum i Klanxbüll

Najbardziej spektakularnym fragmentem Marschbahn bez dwóch zdań jest ogromny most nad Kanałem Kilońskim w Hochdonn. Budowla, otwarta w 1920 roku, mierzy aż 2218 metrów długości, a w rekordowym punkcie osiąga 68 metrów wysokości.

Choć wielkość mostu robi wielkie wrażenie, zamieszkiwanie pod nim może być na dłuższą metę… uciążliwe. Właściciel jednego z domów położonych pod wysokim mostem w Hochdonn miał już na tyle dość „kałowego deszczu” (jak to opisywały ówczesne gazety), że w 1992 roku pozwał do sądu koleje niemieckie. Na nagraniach telewizyjnych z lat 90. widać powoda zbierającego ze swojego ogrodu odchody oraz papier toaletowy. Sprawa toczyła się przez trzy lata i zyskała sporą medialną popularność jako tak zwany „proces fekalny” („Fäkalienprozess”). Ostatecznie sąd przyznał rację powodowi i zobowiązał Deutsche Bahn do montażu toalet obiegu zamkniętego w składach kursujących przez most. Na wykonanie postanowienia kolej miała pięć lat, ale nie udało się jej wywiązać w terminie, w związku z czym przez pewien czas konduktorzy otrzymali dodatkowe zadanie zamykania toalet podczas przejazdu nad Hochdonn.

To drugi z wysokich mostów nad Kanałem Kilońskim. Do Hochdonn nie udało mi się dojechać, za to do widocznego na zdjęciu Rendsburga - już tak
To drugi z wysokich mostów nad Kanałem Kilońskim. Do Hochdonn nie udało mi się dojechać, za to do widocznego na zdjęciu Rendsburga – już tak

Równie wysoki co most w Hochdonn, a jeszcze dłuższy, bo mierzący aż 2486 metrów, jest drugi most kolejowy nad Kanałem Kilońskim, położony w nieodległym Rendsburgu. To budowla na tyle wysoka, że po przekroczeniu kanału niemożliwe było obniżenie trasy w linii prostej do stacji kolejowej w Rendsburgu. Aby zachować normy nachylenia linii kolejowej, zbudowano pętlę, która otacza dużą część miasta. Pociągi zjeżdżają z mostu najpierw na wysoką estakadę, później jadą obniżającym się nasypem, a następnie przejeżdżają pod mostem i dojeżdżają do dworca. Cały układ dobrze widać na zdjęciach satelitarnych.

Wszystko po to, aby statki płynące po Kanale Kilońskim nie blokowały kolei (i vice versa). Wcześniej w tym miejscu funkcjonował most zwodzony, jednak długi czas jego otwierania, w połączeniu ze sporym ruchem na wodzie i torach, znacznie zmniejszał przepustowość szlaków. Co ciekawe, inżynierowie zadbali też o możliwość transportu pieszych i samochodów. Pod przęsłem mostu podwieszono coś w rodzaju promu poruszającego się na linach kilka metrów nad powierzchnią wody. Niestety w 2016 roku doszło do kolizji podwieszanego promu ze statkiem. Od tej pory trwają prace nad jego przywróceniem do ruchu.

Pociąg Intercity z Kopenhagi do Hamburga przejeżdża przez most nad Kanałem Kilońskim w Rendsburgu
Pociąg Intercity z Kopenhagi do Hamburga przejeżdża przez most nad Kanałem Kilońskim w Rendsburgu

Wygodna przesiadka w porcie

Współpracę transportu wodnego i kolejowego widać też w nadmorskim miasteczku Dagebüll, gdzie linia kolejowa dochodzi do samego portu. To ważny port, bo kursują stąd promy na sporej wielkości wyspy Föhr i Amrum. Pasażerowie przypływający z wysp mogą łatwo zmienić środek transportu i dalej pojechać w kraj pociągiem.

Co więcej, niektóre szynobusy dojeżdżające do Dagebüll wiozą ze sobą wagony od pociągów Intercity. Taki skład zabiera pasażerów z portu, dojeżdża do nieodległego miasteczka Niebüll, a tam wagony podłączane są pod skład Intercity jadący z Westerland. W ten sposób koleje niemieckie zapewniają łatwe połączenie wysp z krajem bez konieczności zbędnych przesiadek.

Dagebüll - pociąg w porcie
Dagebüll – pociąg w porcie

Kolej, która jest falochronem

Bodaj najbardziej niezwykłą ciekawostką kolejową ze Szlezwiku-Holsztyna nie jest jednak linia na Sylt, pociąg w porcie ani ogromne mosty z Rendsburga i Hochdonn, a niewielkie wąskotorowe linie kolejowe, prowadzące przez morze wprost na wyspy, tak zwane Halligbahnen (Hallig to niemieckie określenie na małą, nieosłoniętą wałem wyspę, położoną na Morzu Wattowym). Zrozumienie pojęcia Halligu jest kluczowe dla zrozumienia sensu budowy kolei przez morze – małe, nieosłonięte wyspy były wciąż narażone na sztormy zalewające ich tereny i podmywające brzegi. A skoro już podjęto decyzję o osiedleniu się na wyspach i wykorzystaniu ich terenów do celów gospodarczych, za wszelką cenę trzeba było zminimalizować ryzyko ciągłych powodzi. Wzniesienie niewielkich grobli miało powstrzymać morskie prądy i ograniczyć siłę fal. Z początku były to tory robocze, służące budowie grobli – później jednak zdecydowano się na ich pozostawienie. Zresztą, dziś pewnie zbudowano by przy okazji ścieżkę rowerową, ale na początku XX wieku, w złotym okresie rozwoju kolei, oczywistym wydawała się budowa torów.

Powstały więc dwie kolejki. Starsza, zbudowana w latach 1925-1928, prowadzi z nadmorskiego kurortu Dagebüll na wysepki Oland i Langeneß. Kilka lat póżniej (1933-1934) połączono Lüttmoorsiel z wyspą Nordstrandischmoor.

O ile kolej na Sylt prowadzi po wysokiej grobli, wyraźnie wyrastającej ponad wody Morza Północnego, o tyle obie opisywane Halligbahnen zdają się jechać niemal bezpośrednio po wodzie. Oczywiście morze jest w tym miejscu wyjątkowo płytkie, a sam nasyp pełni strategiczną rolę falochronu, ale zdarza się, że w czasie większego sztormu linia staje się nieprzejezdna. Wówczas, aby wydostać się z wysp, pozostaje czekać na lepszą pogodę, bo wąskotorowe wagoniki są głównym środkiem transportu łączącego niewielkie Halligi z lądem.

Na Morzu Północnym trwa odpływ, więc mieszkańcy widocznej w tle wysepki Nordstrandischmoor biorą domowy pociąg i jadą na stały ląd po zakupy
Na Morzu Północnym trwa odpływ, więc mieszkańcy widocznej w tle wysepki Nordstrandischmoor biorą domowy pociąg i jadą na stały ląd po zakupy
Na drugiej z morskich kolejek trwa akurat ruch towarowy - na zdjęciu widać pociąg z wyspy Langeneß dojeżdżający do stałego lądu
Na drugiej z morskich kolejek trwa akurat ruch towarowy – na zdjęciu widać pociąg z wyspy Langeneß dojeżdżający do stałego lądu
Z drogi owce, pociąg jedzie
Z drogi owce, pociąg jedzie
Żółte lokomotywy produkcji Schöma zapewniają podstawę ruchu towarowego na wyspy
Żółte lokomotywy produkcji Schöma zapewniają podstawę ruchu towarowego na wyspy

Trasa z Dagebüll na Oland i Langeneß mierzy około dziewięciu kilometrów, a spotykany tutaj rozstaw szyn to 900 mm. Linia na Nordstrandischmoor jest krótsza i węższa – jej długość to 3,5 km, a szerokość – 600 mm. Jednak tym, co najbardziej różni obie kolejki, jest wykorzystywany tabor.

Mieszkańcy wysepki Nordstrandischmoor do pracy, szkoły czy na zakupy jeżdżą małymi srebrnymi drezynami. Większość z nich wyposażona jest w klasyczny napęd spalinowy, choć w 2019 roku jeden z pojazdów został przebudowany na w pełni elektryczny. Dodatkowo w miejscowej lokomotywowni można spotkać kilka państwowych lokomotyw, użytkowanych przez Państwowy Urząd Ochrony Wybrzeża, Parków Narodowych i Morza (Landesbetrieb für Küstenschutz, Nationalpark und Meeresschutz Schleswig-Holstein).

Lokomotywownia kolejki biegnącej na Nordstrandischmoor
Lokomotywownia kolejki biegnącej na Nordstrandischmoor
Jedna z drezyn mija pasące się owce i rusza w podróż na wyspę
Jedna z drezyn mija pasące się owce i rusza w podróż na wyspę

Dużo ciekawiej i bardziej kolorowo robi się na torach prowadzących w stronę wysepki Langeneß. Tam również można spotkać żółte lokomotywy prowadzące pociągi towarowe (nie wolno zapominać, że obie linie na Halligi są trasami o znaczeniu strategicznym), ale poza nimi mieszkańcy wysp dysponują kilkudziesięcioma drezynami o różnym kształcie. Od prostego, nieosłoniętego wózka, po chałupnicze konstrukcje rodem – wydawałoby się – z zupełnie innych regionów świata, niż uporządkowane Niemcy!

Niczym postapokaliptyczne wózeczki kursujące po zniszczonych torach pustkowi nuklearnych
Niczym postapokaliptyczne wózeczki kursujące po zniszczonych torach pustkowi nuklearnych

Surowość ludzi północy

Wszystko to brzmi niezwykle i zachęca do dokładniejszego opisania życia mieszkańców maleńkich wysepek na Morzu Północnym. Zwłaszcza dla miłośników kolei to nie byle jaka gratka, bo nie dość, że same linie są przykładem niesamowitego kunsztu technicznego, to wyobraźnię podsyca fakt, że każda wyspiarska rodzina posiada… swój własny pociąg!

Niestety podróż wąskotorówką na któryś z Halligów nie jest możliwa dla osób postronnych. Lokalne władze ściśle tego pilnują, a mieszkańcy respektują – zabranie przypadkowego pasażera spoza wyspy mogłoby skutkować odebraniem prawa prowadzenia pociągu.

Zresztą, mieszkańcy nie muszą być szczególnie pilnowani. Choć prowadzą unikatowe pojazdy w miejscu pełnym turystów (to wśród Niemców popularne okolice na spędzenie wakacji nad morzem), ich podejście do odwiedzających nie jest zbyt przyjemne. Każda rozmowa, jaką próbuję podjąć, jest bardzo zdawkowa, żeby nie powiedzieć: niemiła. A kiedy z wysokości falochronu robię zdjęcia, wyspiarze chowają się przed obiektywem, przybierając absurdalne pozy tym i tym głupiej wychodząc na zdjęciach.

Kolejny prywatny wózeczek zjeżdża z wyspy Oland. Jego pasażerowie usilnie chowają się przed aparatem
Kolejny prywatny wózeczek zjeżdża z wyspy Oland. Jego pasażerowie usilnie chowają się przed aparatem

Przed przyjazdem nad Morze Północne usiłuję nawiązać kontakt z kilkoma miejscowymi organizacjami turystycznymi. Przedstawiam się, powołuję na kontakt ze „Światem Kolei” i na prowadzonego od lat bloga. Pytam, czy istnieje możliwość, żeby przejechać się pociągiem na którąś z wysepek. Odpłatnie lub nie, ale w pełni legalnie, za pozwoleniem odpowiednich organów. W większości przypadków odpowiedź nie nadchodzi. W końcu jest! Urząd wysepek Langeneß i Oland odpisuje mi zdawkowe „No. Sorry”. I tyle by było z wycieczki.

To spore rozczarowanie, choć nie mogę powiedzieć, żebym nie rozumiał sensu tych regulacji. Halligi są maleńkim ekosystemem zamieszkanym zaledwie przez kilkanaście/kilkadziesiąt osób. Regularne przyjazdy większych grup turystów mogłyby prowadzić do ich szybkiej degradacji. Poza tym wyspiarze zdają się raczej cenić swój święty spokój i – jak pokazuje ich zachowanie na widok aparatu – prywatność. Prawdziwi ludzie północy.

Tym niemniej, istnieje możliwość, aby kolejką się przejechać. Pociągi mogą przewozić turystów wynajmujących pokoje w pensjonatach na Oland i Langeneß. To jednak kosztowna podróż – w sezonie jedna noc na halligu kosztuje zazwyczaj od pięciuset złotych wzwyż.

Przejażdżka kilkukilometrowym odcinkiem może być niezwykle droga, ale może... warto?
Przejażdżka kilkukilometrowym odcinkiem może być niezwykle droga, ale może… warto?

Zobacz też:

Samochodem na pociągu przez morze. Niezwykła kolej na wyspę Sylt
Transgraniczna. Skomplikowane dzieje stacji Krzewina Zgorzelecka
“Der Katastrophenzug” – zapomniany pociąg szpitalny na bocznicy
Sodabahn. Unikalna pozostałość po świecie wąskotorowych kolei przemysłowych
Fanpage Stacji Filipa na Facebooku

4 komentarzy

  1. Artur says: Odpowiedz

    Biorąc pod uwagę, że po linii w kierunku Langeness ludzie spontanicznie o dowolnych (?) porach poruszają się samoróbkami, ciekawi mnie czy na linii są mijanki?

  2. Tyrystor says: Odpowiedz

    Są cztery mijanki. Przepraszam, że wyręczam autora, lecz jako mikol germanista czuję się tu poniekąd na swoim terenie. Chociaż nie miałem jeszcze przyjemności odwiedzić akurat tego odcinka wybrzeża. Byłem we Fryzji Wschodniej, bliżej Holandii. Tam kolejową atrakcją są wąskotorówki, które łączą port z miasteczkiem na kilku stałych wyspach: Borkum, Langeoog, Wangerooge.

    A co do zamkniętych Niemców z Północy, pamiętam pocztówkę z napisem:
    Du bist mir nicht ganz unsympathisch. Liebeserklärung auf norddeutsch.
    [Nie jesteś mi tak całkiem niemiła. Wyznanie miłości po północnoniemiecku.]

    I coś w tym jest. Wspaniałe tereny wypoczynowe dla głębokich introwertyków jak ja.

  3. Czytelnik says: Odpowiedz

    Bardzo ciekawy artykuł! Dzięki za podpowiedź następnych podróżniczych planów

  4. Zawsze omijałem tą część Niemiec, pewnie z uwagi na pogodę ;-)
    Dzięki temu wpisowi prawdopodobnie zrewiduję swoje plany. Dzięki za świetny artykuł!

Dodaj komentarz