Ślepa kiszka Kiszyniowa

Przeczytałem akurat jedną z książek o wschodnioeuropejskich zadupiach (w klimacie stasiukowo-żadanowym) i zachciało mi się sięgnąć do własnej głębokiej szuflady ze zdjęciami z jakiegoś bezsensownego kraju.

No i napatoczyła się Mołdawia. Kraj, który sam w sobie jest absurdem – już nazwa odstrasza wystarczająco, by nikt o zdrowych zmysłach nie zechciał się tam pchać. Tu nawet drzewa epatują jakąś ponurą zielonością, która aż błaga o podciągnięcie w fotoszopie do bardziej zjadliwego koloru. Okolice kiszyniowskiej stacji obsiadły szkielety niedokończonych budynków, a na placu przed dworcem babiny sprzedają radzieckie radyjka i baterie łazienkowe. Jedyne zadowolone miny należą do polskich backpackerów, zjawiających się tutaj z zadziwiającą regularnością.

Peron podmiejski w Kiszyniowie położony jest o kilkaset metrów od reszty dworca. I choć zaraz za nim biegnie ruchliwa ulica, nie można wyjść stąd tak po prostu – to byłoby zbyt mało absurdalne. Należy widocznym na zdjęciu chodnikiem cofnąć się do głównego dworca, na którym nie wiedzieć dlaczego nie mogliśmy się zatrzymać – i tak wszystkie perony są puste. Wszyscy tak chodzą, baby z siatami, i lokalni dresiarze, i drużyna konduktorska, i ja też. Uciekamy z tej ślepej kiszki miasta Kiszyniowa.

155b_kiszyniow

4 komentarzy

  1. weno says: Odpowiedz

    A co to jest “backpacker”?

    1. po polsku plecakowiec. taki gość, co jeździ z dużym plecakiem, śpi gdzie popadnie, i generalnie się włóczy. o samej definicji można by napisać długaśny artykuł :)

  2. Cóż bardzo ciekawy post i blog. Zastanawiam się czy jest coś takiego jak backpacker samochodowy?

    1. Myślę, że nie – to trochę inna filozofia podróży :) W backpackerstwie jedyne co masz ze sobą to plecak, a w samochodzie w końcu możesz się i wyspać… Co nie znaczy, że to gorsze, wręcz przeciwnie, sam bym w końcu chciał wyruszyć na jakąś porządną wyprawę samochodem, ale ceny benzyny odstraszają…

Dodaj komentarz