Miejsca stworzone przez wojnę

Kierunek: Sarajewo. A przynajmniej na początku tak się wydawało, zresztą, to zupełnie znienacka wyszło. Z tego wynika, że chyba warto czasem się pokłócić, by móc dojść do zgody w trakcie spontanicznej podróży. No więc jedziemy, o Czechach i Austrii wspominać nie warto, dopiero potem rozpoczyna się upragniony południowosłowiański pierdolnik. W każdym samochodzie inne wyznanie, inny język. Pijemy, o zgrozo kierowcy też piją. Serpentyny w zaśnieżonych górach nie przeszkodzą ledwo przyspieszającemu Volkswagenowi Golfowi sprzed ćwierćwiecza wyprzedzać tiry. U stóp kierowcy leżą już trzy puszki po piwie, czwarta w dłoni. Jest jednak muzyka, która tępi strach: oszalałe czarnogórskie pieśniarki zawodzą swoje wojenne pieśni. To “coś” czuć w powietrzu, miesza się z wonią alkoholu i serbskich papierosów.

O właśnie, zapach. Wszędzie inny, czasem będący tylko wyobrażeniem umysłu. Tak jak aromat przypowieści nawracającego nas bośniackiego muzułmanina za Jablanicą. Opowieść o chłopie, który sprzedał swój dobytek by – zgodnie z Koranem – ugościć bogatego, pachnie trochę sianem, trochę świętami Bożego Narodzenia, bo jakoś stajenkę przywodzi na myśl, a na pewno egzotyką w wydaniu bazarowym. No i dodajmy zapach samego kierowcy, który chyba lubi zapalić, i jeszcze specyficzną woń starego samochodu, niezmienną niezależnie od miejsc i czasów, identyczną od polskiej wsi po Singapur, o ile w Singapurze trzymają stare samochody.

A potem dla odmiany pachnie nowością, gdy w wąwozie zatrzymuje się swoją nowiutką maszyną Serb Milenko, i znowu trzeba się przestawić na inną narodowość, wyznanie, światopogląd, zapach i długość obgryzionych paznokci kierowcy. Milenko dostał granatem w plecy podczas wojny bałkańskiej, a przynajmniej tak twierdzi. Podstawową cechą rozmów autostopowych jest ich ulotność; każdy może wykreować się na dowolnego superbohatera, i może ta potrzeba ego jest jednym z powodów zatrzymywania się przy autostopowiczach. W każdym razie, granat powodował u Milenka niezdolność do dalszych działań wojennych, i oczywiście rozbudził tym żywiej nienawiść do muzułmańskiej części społeczeństwa bałkańskiego. – Potem wszystko wybaczyłem – mówi Milenko – jestem prawosławny, moja religia każe wybaczać.

– Te kurwy proroka nie wiedzą nawet, czym jest prawdziwe odpuszczenie win – dodaje po chwili Serb i coraz bardziej się nakręca, a ja wiem, że o żadnych religijnych pobudkach nie może być w tym wypadku mowy. Pokój zawdzięcza się na tych terenach sile pieniądza.

Jedziemy, a wzdłuż drogi straszą tabliczki ostrzegające przed polami minowymi. Jest 2012 rok, siedemnaście lat po zakończeniu działań wojennych na terytorium Bośni.

– Kojarzysz Kusturicę? Tego od “Underground” i “Arizona Dream”? – pyta Milenko i zapala kolejnego duszącego papierosa. – Koleś miał na imię Emir. Emir! Jak arabski władca, obrzydliwość. No i wyobraź sobie, że parę lat temu zmienił wyznanie. Został naszym. Teraz jest Nemanją, Nemanja Kusturica. Co, nie brzmi od razu lepiej? To prawdziwy Serb.

Napiętą atmosferę rozładowuje Ceca, której najnowszy album wozi ze sobą Milenko, a także nagła zmiana krajobrazu: po drodze z Jablanicy do Mostaru zawalone grubą warstwą śniegu góry ustępują miejsca nasłonecznionym dolinom. Świerki przemieniają się w cyprysy, a sosny – w pinie. Przyroda zajęła się tym, czego nie zdążyli na tych terenach skomplikować ludzie. Rano marzliśmy na ośnieżonych stokach Sarajewa, wieczorem wygrzewamy się w marcowym śródziemnomorskim słońcu.

Na południu turystyczny szał, drożyzna, wyślizgane marmury dubrownickiej starówki. Ale Sarajewo, to dopiero miasto! Cały XX wiek przeminął pod znakiem bośniackiej stolicy. Jak mówi poeta – na początku było Sarajewo, a na końcu… też było Sarajewo…

Sarajevo, cemetery

Dawny hotel i restauracja Osmice to obecnie ruiny. Za Jugosławii przychodziło się tu oglądać panoramę miasta – położenie wysoko w górze zapewniało ciągły dopływ klientów łaknących wypić coś mocniejszego w malowniczej scenerii. Stawianymi drinkami ostrzeliwało się tutaj serca kobiet, a parę lat później moździerze ostrzeliwały stąd miasto. Dziś w ruinach Osmic można strzelić sobie w żyłę.

Idziemy tam nocą. Śnieg skrzypi pod butami. Światła współczesnego Sarajewa błyszczą w głębokiej dolinie. Za hotelem, na pustej drodze, w akompaniamencie jęków skrzypią resory czarnego samochodu. Dzięki prostytutkom i dilerom narkotykowym, Osmice powracają do swej pierwotnej roli rozrywkowej.

Opisałem to wszystko dzięki wojnie.

Wojna niszczy budynki, umysły i związki międzyludzkie, ale tworzy historie. Za sprawą wojennego okrucieństwa, na Bałkanach zachował się chaos i nieodgadniony wręcz tygiel kulturowy. O tym się śpiewa i kręci filmy, właściwie cała współczesna kultura Bałkanów opiera się o nielekkie lata dziewięćdziesiąte. To również dzięki wojnie młodzi polscy autostopowicze tłumnie wsiadali do maszyn jadących na południe. Dzisiaj kraje półwyspu modernizują się i przystosowują do turystycznej roli, jaką wyznaczyło im położenie geograficzne. Po trudach dwudziestego wieku pora odpocząć ze szklaneczką rakii w dłoni.

Soundtrack do wpisu:
[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=M3rMaWcztYw]
[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=R14gxYmoVvM]

Dodaj komentarz