Absurdy w przestworzach

Nie ma wątpliwości – Polska stała się atrakcyjnym rynkiem dla linii lotniczych. W Warszawie lądują samoloty coraz ciekawszych i bardziej egzotycznych przewoźników. Samorządowcom spodobała się możliwość posiadania “własnego” lotniska, choćby za cenę kompromitacji i wyrzucenia pieniędzy w błoto. A pasażerowie? Pokochali latanie na tyle, że nie przerażają ich nawet największe podniebne absurdy. Parafrazując popularne powiedzenie: “gdyby głupota miała skrzydła, to dobrze by się jej latało nad Polską”.

Z Dworca Centralnego w Warszawie wyjechałem o piętnastej. Najpierw spędziłem godzinę na stojąco w zatłoczonym pociągu podmiejskim. Później szybka przesiadka na autobus (równie zatłoczony), dziesięciominutowa jazda na lotnisko w Modlinie, kontrola bezpieczeństwa, i już mogłem ze spokojem oczekiwać samolotu. Odlecieliśmy z kilkunastominutowym opóźnieniem, wcześniej marznąc parę chwil w zawiei na płycie lotniska (pogoda tego dnia była naprawdę parszywa). Krótki lot, przesiadka na autobus miejski. Parę minut po dziewiętnastej byłem już w Gdańsku.

Uruchomioną przez Ryanair krajową trasą Modlin – Gdańsk leciałem bynajmniej nie z konieczności. Chciałem osobiście doświadczyć absurdu podróżowania dłuższego niż jazda pociągiem (najszybszy skład pokonuje trasę do Gdańska w mniej niż trzy godziny), mniej wygodnego niż jazda pociągiem (kilka przesiadek, konieczność przejścia przez niekomfortową kontrolę bezpieczeństwa), a w niektórych przypadkach droższego niż jazda pociągiem (Ryanair wyprzedaje bilety nawet za 19 złotych, jednak to tylko niewielka część puli; doliczając koszty dojazdu na lotniska, samolot wcale nie wychodzi taniej)… ale za to w przestworzach!

Startujący samolot
Startujący samolot

Lotnisku w Modlinie trzeba oddać, że radzą sobie naprawdę nieźle, z miesiąca na miesiąc zwiększając liczbę odprawionych pasażerów. Duża w tym zasługa wspomnianych lotów krajowych. Irlandzki przewoźnik Ryanair uruchomił w minionym roku codzienne połączenia do Wrocławia i Gdańska, znacząco podbijając wyniki wszystkich trzech lotnisk. Naród lata, ale dlaczego? To chyba największa ostatnio zagadka branży transportowej, przynajmniej jeśli mówimy o trasie nad morze.

Mglisty Modlin

Lot do Gdańska był wyjątkiem – normalnie już od dłuższego czasu nie korzystam z lotniska w Modlinie. Jeśli mam gdzieś lecieć tanimi liniami, to wybieram Okęcie, nawet jeśli za ten luksus dopłacę nieco więcej w cenie biletu. Po pierwsze, to i tak się zwróci (dojazd w jedną stronę do Modlina to 17-30 złotych). Po drugie, zbyt dobrze pamiętam grudniową noc sprzed dwóch lat, gdy ze względu na warunki atmosferyczne mój samolot wylądował z dziewięciogodzinnym opóźnieniem. Przewoźnik, węgierska linia Wizzair, umył ręce i pozostawił pasażerów na mrozie. Możliwości dojazdu do miasta były dwie: nocny autostop lub taksówka za dwieście pięćdziesiąt złotych.

O Modlinie zrobiło się ostatnio ciszej i powoli sam zacząłem się przekonywać do tego lotniska. Aż do wczoraj, kiedy mojemu ojcu znów odwołano stamtąd lot. Przyczyna jak zawsze ta sama – pogoda. Można by powiedzieć, że jeśli ktoś buduje lotnisko na nisko położonym polu u zbiegu dwóch rzek, to powinien się z tym liczyć. Ale najwyraźniej nikt się nie liczył.

Niestety, w przypadku odwołania lotów z przyczyn atmosferycznych, pasażerowi nie pomagają nawet rzekomo prokonosumenckie przepisy unijne. Ubiegać się można co najwyżej o zwrot kosztów biletu, ale za dojazd na lotnisko i wynajęte hotele nikt zwracać pieniędzy nie zamierza.

Lotniska-widma

Być może Polacy po prostu lubią pęd powietrza i widoki z wysokości? Tłumaczyłoby to nie tylko spore zainteresowanie lotami Modlin – Gdańsk, ale i zachłyśnięcie się regionów możliwością budowy własnego pasa startowego. Parę miesięcy temu Komisja Europejska odebrała dotację niedokończonemu lotnisku w Gdyni-Kosakowie. Inwestycję, przez wielu uważaną za absurdalną ze względu na bliskość znakomicie prosperującego lotniska w Gdańsku, usiłował przeforsować prezydent Gdyni Wojciech Szczurek. Nie udało się – szkielet terminala będzie teraz straszyć fanów muzyki, przyjeżdżających na odbywający się tu co roku festiwal Open’er.

Sfinalizować pomysł udało się za to Radomiowi. Od wiosny poprzedniego roku tutejsze lotnisko jest już pełnoprawnym cywilnym portem lotniczym. Problem w tym, że do dzisiejszego dnia żadna linia nie okazała zainteresowania uruchomieniem lotów z Radomia… Terminal stoi więc pusty, zatrudniając niepotrzebnie prawie sto pięćdziesiąt osób, codziennie przychodzących do “pracy”.

Ilość pasażerów odprawionych na polskich lotniskach w 2014 roku (grafika - Wojtek80 z Forum Polskich Wieżowców)
Ilość pasażerów odprawionych na polskich lotniskach w 2014 roku (grafika – Wojtek80 z Forum Polskich Wieżowców)
Ilość pasażerów odprawionych na polskich lotniskach w latach 2004-2014 (grafika - Wojtek80 z Forum Polskich Wieżowców)
Ilość pasażerów odprawionych na polskich lotniskach w latach 2004-2014 (grafika – Wojtek80 z Forum Polskich Wieżowców)

Porażka Gdyni i Radomia nie powstrzymała warmińskich zapędów. Teren wojskowego lotniska w Szymanach (tego samego, w którym miały lądować samoloty CIA z zatrzymanymi Talibami) przekształcany jest właśnie w “Regionalny Port Lotniczy Olsztyn – Mazury”. Nawet jeśli Szymanom powiedzie się bardziej, lotnisko prawdopodobnie nie będzie przynosiło zysków. Ostatni rok był dobry w zasadzie tylko dla sześciu największych graczy na lotniczej mapie Polski. Warszawa, Kraków, Gdańsk, Katowice, Wrocław i wspomniany Modlin radzą sobie nieźle. Kiepsko zarządzane lotnisko Poznań-Ławica odnotowało co prawda wzrost liczby obsłużonych pasażerów, jednak to ze względu na drastyczne spadki w 2013 roku (bezwzględna statystyka pokazuje, że Poznań nadal przędzie gorzej, niż parę lat temu). Niewielki, dwuprocentowy wzrost liczby odprawionych pasażerów zanotował Rzeszów. Inne lotniska regionalne – w Bydgoszczy, Szczecinie, Łodzi, Lublinie i Zielonej Górze – radzą sobie coraz gorzej. Czy to na pewno dobry czas na otwieranie nowych terminali?

Polska może powtórzyć los Hiszpanii, która, zachłyśnięta boomem gospodarczym i coraz bardziej otwierającym się rynkiem podróży lotniczych, parę lat temu na potęgę budowała lotniska regionalne. Dziś z pasów startowych korzystają co najwyżej prywatne awionetki, a po terminalach hula wiatr. Porównania do hiszpańskiej sytuacji czytuję co pewien czas w branżowej prasie, nie jest to więc oryginalne spostrzeżenie. Jednak ile razy trzeba je jeszcze przytoczyć, by ktoś się w końcu zastanowił?

1 komentarz

  1. aron2004 says: Odpowiedz

    Typowa warsiafska arogancja. Lotnisko to w Warszawie, a chamy z Radomia i Olsztyna niech furmankami jeżdżą.
    Czy lotnisko w Warszawie było rentowne od pierwszego dnia działania? Czy może jednak ktoś do niego dopłacał przez lata? Może właśnie mieszkańcy Radomia i Olsztyna?

Dodaj komentarz