Narodowa bohaterka z pobocza

Zawsze to samo. Berliński Turek sprzedający kebaby na dworcu wschodnim, Anglik spotkany przypadkowo podczas podróży gdzieś bardzo daleko od ojczyzny, Gruzin, w którego rodzinnym Tbilisi pojawia się coraz więcej Polaków. “Skąd jesteś?” pytają, a gdy usłyszą, że znad Wisły, ochoczo wołają do ciebie “kurwa!”, w serdecznym uśmiechu wyszczerzając wszystkie zęby.

Co wtedy robisz? Zapewne odwzajemniasz przegląd uzębienia, radośnie odpowiadając “kurwa, kurwa mać, he he”. Jesteście już znajomymi, kumplami od wspólnej kurwy, choć nie dostaniesz ani centa zniżki na kebaba. Polacy to równi goście, zawsze się ze wszystkimi napiją, zapalą, no i rzucą kurwą. W zależności od kontekstu: smutno-narzekającą, wściekłą, albo wyrażającą zachwyt.

I tylko odchodząc, dumnie trzymając kebaba zrobionego przed chwilą przez śniadego sprzedawcę, zastanawiasz się, dlaczego nie odpowiedziałeś mu równie soczystym “scheisse”. To by dopiero była rozmowa! “Kurwa”, mówi Turek, wlewając do bułki chochlę sosu czosnkowego, “scheisse, schwule, arsch” odpowiadasz ty, radosny polski klient. Chociaż w sumie taki z niego Niemiec, jak z twojej ciotki Irenki, od dwóch lat siedzącej na kasie w drezdeńskim lidlu; trzeba by więc uderzyć celniej i na przyszłość nauczyć się, jak brzmi soczysta kurwa w języku tureckim.

Albo taka sytuacja: zagadujesz do Anglika, bo siedzicie obok siebie w dalekobieżnym autobusie, a podróż będzie trwała dwadzieścia godzin. On mówi, że nazywa się Tony, że jest fizykiem i wykłada na uniwersytecie, akurat przyleciał na wakacje, samotnie, bo dopiero rzuciła go dziewczyna. Chwilę rozmawiacie o celu podróży, o jego pracy nad bozonem Higgsa, czy innym niewidzialnym cholerstwem. W końcu pyta o kraj twojego pochodzenia, a otrzymując odpowiedź, uśmiecha się i krzyczy “kurwa mać!”. “Fuck, shit, faggot” odpowiadasz rozpromieniony. Pasażerowie na sąsiednich siedzeniach dziwnie się rozglądają. Konwersacja nie odżyje już do końca podróży.

Wiesz, czym jest “kultura how are you”? Nazywam tak panujący w krajach szeroko rozumianego zachodu wymuszony luz, reprezentowany właśnie przez wszechobecnie brzmiące “jak się masz”. Nikogo nie interesuje odpowiedź, ale grzecznie jest spytać o samopoczucie. Być może na tym też polega istota rzucania Polakowi w twarz powitalnej kurwy. “Pokażę mu, że wiem coś o jego kraju”, myśli Tony czy inny Hans, “chociaż w sumie nic nie wiem”. Przelatuje myślami przez biegun północny, bo przecież nazwa kraju to chyba pole-land, kraina bieguna, a jeszcze później przez polskie obozy koncentracyjne, o których ostatnio pisała gazeta, ale które jednak trochę głupio przywoływać. I to wszystko w ułamku sekundy, aż w końcu Anglik przypomina sobie polskich kolegów z dorywczej studenckiej pracy w magazynie sardynek pod Southend-on-Sea, którzy na wszystko mówili “kurwa”, niezależnie od nastroju. No więc chce być fajny, wyluzowany, wita cię serdecznie z życzliwą kurwą na ustach, a w odpowiedzi słyszy stek wyzwisk i wulgaryzmów.

Autor z bohaterką tekstu (zdjęcie sprzed wielu, wielu lat)
Autor z bohaterką tekstu (zdjęcie sprzed wielu, wielu lat)

A może ta kurwa to faktycznie polska specjalność, polskość zaklęta w jednym krótkim słowie, zaczynająca się od “k” jak “Kraków”, dawna stolica Polaków, potem idąca przez “u”, jak “uryna”, którą pachną nocą bramy na Starym Mieście, “r” jak “religia”, oczywiście rzymsko-katolicka, “w” jak “Warszawa” albo “Wałęsa”, wreszcie kończąca się literką “a”, jak “autostrada”, bo nic nie porywa polskich mas tak bardzo, jak opóźnienia i kłopoty w budowie dróg szybkiego ruchu. Jest charakterystyczna dla nas wszystkich, jak las kolorowych szyldów w polskich miastach – może i przez niektórych nie darzona estymą, ale w końcu swojska. Nie angielska, nie kreolska, ale nasza, nasza polska. Tak sobie obcokrajowiec wyobraża Polaków, przy czym naprawdę nie ma złych intencji, więc może lepiej byłoby mu odwzajemnić przywitanie czymś równie abstrakcyjnym, lecz i symbolicznym, rozpoznawalnym kulturowo. Hiszpana można by przywitać krótkim “gazpacho!”, Niemca – “heil Hitler”, a Rosjanina – “Ra-ra-rasputin, Russia’s greatest love machine”.

Siedzisz we wspomnianym barze z kebabem na berlińskim dworcu wschodnim i wyobrażasz sobie tę scenę, ale przecież nikomu w rzeczywistości nie zahajlujesz, jeszcze dostaniesz po ryju albo pójdziesz siedzieć. Tymczasem ich “kurwa” pozostaje bezkarna. Bo wesoła, nierozumiana przez nikogo wokół, a wreszcie – jest pamiątką po wizycie twoich rodaków. Wiesz przecież dobrze, że byli tu wcześniej inni Polacy. W rozmowie między nimi co rusz pojawiała się jakaś bogu ducha winna kurwa, zdegradowana do roli przecinka w zdaniu, a potem któryś z nich wpadł na pomysł nauczenia kebabowego Turka paru polskich wyrażeń. No i leciały te kurwy wraz z chujami, ale był ubaw, mówię ci, Mariusz, a ten Turas to swój chłop.

Mimo wszystko masz wrażenie, że jednak dostałeś po mordzie na dzień dobry. Bo przecież można było powiedzieć “Skłodowska-Curie”, prawda? Albo “guten tag, Jan Paweł Drugi”. Tymczasem to właśnie ona, ta kurwa z umysłowego pobocza, została prawdziwą narodową bohaterką polskiego ludu, rozpoznawaną daleko poza granicami kraju. Ale to właśnie polski lud ją wybrał. Sam ją koronowałeś.

2 komentarzy

  1. JZ says: Odpowiedz

    Pięknie opisane. Pozdrawiam bardzo serdecznie!

  2. thoreau says: Odpowiedz

    a bo ja wiem… sam jej nie koronowałem. poza tym żałuję,że nie wygrał Braun. Intronizowalibyśmy kogo innego i kto wie, może zestaw przywitań na linii obcy – nasi, jednak by się zmienił.

Dodaj komentarz