Donbaska międzynarodówka

Przedstawia się jako Ilia. Hiszpan, pod czterdziestkę, z lekka siwiejące włosy. Zdeklarowany komunista. Dopiero co wrócił z frontu, na którym strzelał do – jak mówi – „ukraińskich faszystów”.

Siedzimy na ostatnim piętrze centrum handlowego Złoty Pierścień w Doniecku. Za oknem widać kopalnie, hałdy i rozklekotane tramwaje. Na ulicach spokojnie, miasto żyje normalnie. Mieszkańcy przyzwyczaili się już do huku wystrzałów, jakie grzmią tu każdej nocy.

– Przyjechałem do Donbasu wiosną 2014 roku – zaczyna opowiadać Ilia. – Chciałem na własne oczy ujrzeć to, o czym jednostronnie piszą hiszpańskie media. Bo wojna informacyjna trwa w najlepsze, a ja nie wierzę w oficjalny przekaz – stwierdza.

Bezpośrednim powodem przyjazdu Hiszpana na daleką Ukrainę była tragedia w Odessie. 2 maja 2014 roku Ukraińcy obrzucali koktajlami Mołotowa budynek związków zawodowych, w którym zabarykadowali się prorosyjscy aktywiści. Według oficjalnych danych, zginęło wówczas czterdzieści osiem osób.

– To było dla mnie jak budzik – mówi Ilia.

Pojawił się w Donbasie jako dziennikarz, ale od początku nie skrywał swoich sympatii do separatystów. W Ługańsku pierwszy raz w życiu widział trupy leżące na ulicy – mówi, że ukraińska armia celowo strzelała do bloków mieszkalnych. Rozpoczął pracę dla niewielkiej socjalistycznej hiszpańskiej gazety. Nie otrzymał jednak odpowiedzi, kiedy chciał wysłać artykuł dla „El País”, największego hiszpańskiego dziennika. Według niego to efekt medialnego spisku i silnej antyrosyjskiej propagandy obecnej w państwach Europy zachodniej.

Noworosyjski Che Guevara

W październiku 2014 roku Ilia wyjechał na parę miesięcy do Hiszpanii, ale już w lutym roku następnego zdecydował się na powrót do Donbasu. Tym razem jako żołnierz. W rzeczywistości wojna okazała się dla niego nie tak straszna – bo największy strach wyzwala to, co nieznane, a sytuacja na froncie jest zupełnie jasna. Koło Doniecka mężczyzna przeszedł przyspieszone szkolenie, po czym trafił do stacjonującego w Ałczewsku batalionu Widmo pod dowództwem Aleksieja Mozgowoja.

Ałczewsk, billboard wspominający Aleksieja Mozgowoja
Ałczewsk, billboard wspominający Aleksieja Mozgowoja

– Mozgowoj był najbardziej romantycznym bohaterem tej naszej rewolucji – wzdycha Hiszpan. – Tylko on naprawdę chciał przywrócić władzę i sprawiedliwość ludową.

Aleksiej Mozgowoj to kontrowersyjna ikona, miejscowy odpowiednik Che Guevary. Buntownik wśród buntowników – walczył przeciwko ukraińskiej armii, jednocześnie sprzeciwiając się niektórym porządkom zaprowadzanym na terytorium Ługańskiej Republiki Ludowej. Socjalista, a zarazem skrajny konserwatysta, zawsze otoczony religijnymi symbolami. Zasłynął między innymi propozycją aresztowania kobiet odwiedzających puby i kluby nocne. „W domu siedzieć, pierogi lepić” oraz „pora przypomnieć sobie o swojej duchowości” – powiedział Mozgowoj w reakcji na gwałt na dwóch nastoletnich dziewczynach (jednego ze sprawców rozstrzelano na drodze samosądu, a drugiego wysłano na front, by „mógł odkupić swoje winy”).

[youtube=https://www.youtube.com/watch?v=xnZdKosTqv0]

Słynne stały się też telemosty Mozgowoja z przedstawicielami ukraińskiej armii i nacjonalistycznego Prawego Sektora. Mawiał, że wojna to nikomu niepotrzebne wyniszczanie ukraińskiego narodu, a jednocześnie opowiadał się za siłowym odłączeniem Donbasu od reszty Ukrainy.

Zginął w zamachu 23 maja 2015 roku. Do zorganizowania akcji przyznała się organizacja ukraińskich partyzantów Cienie (grupa mieszkańców Donbasu nie zgadzających się z polityką separatystów). Większość obserwatorów wiąże jednak zabójstwo z Kremlem i podległymi mu miejscowymi politykami, chcącymi pozbyć się niepokornego buntownika.

Skrajny konserwatyzm, symbolika Świętej Rusi i miłość do Związku Radzieckiego to częsta na tym terenie mieszanka poglądów. Po obu stronach frontu wojna wydobywa najrozmaitsze ideologiczne koszmary. W Doniecku na każdym kroku można kupić zapalniczki i pamiątkowe magnesy z portretem Stalina. Ukraińców nazywa się tu faszystami, ale Ilia przyznaje, że w oddziałach separatystów również walczy wielu bojowników z silnie nacjonalistycznymi poglądami. Według niego to normalne podczas wojny – na front przyjeżdża wielu awanturników, za których poglądy można się wstydzić.

Mogiła Aleksieja Mozgowoja w Ałczewsku
Mogiła Aleksieja Mozgowoja w Ałczewsku

Wielonarodowa armia separatystów

– Takich jak ja jest tu więcej – mówi Hiszpan. – Znam na przykład Chilijczyków, Brazylijczyków, to bardzo konserwatywne chłopaki.

Większość z nich służy właśnie w międzynarodowym batalionie Widmo. Edy Ongaro, pseudonim Bozambo, nie boi się występować pod nazwiskiem ani pokazywać twarzy. Przyjechał spod Portogruaro w północnych Włoszech i również, tak jak jego hiszpański kolega, jest zdeklarowanym komunistą. Po ewentualnym powrocie do Włoch grozi mu dziesięć lat więzienia, dlatego Bozambo złożył podanie o obywatelstwo Ługańskiej Republiki Ludowej.

Pozostać w Donbasie planuje również Michaił z Jakucka, pseudonim Sakkai. Wojna za Noworosję jest mu kulturowo bliższa niż Hiszpanowi i Włochowi, ale od rodzinnego miasta dzieli go aż siedem tysięcy kilometrów. Jednak nie tylko odległość powstrzymuje mężczyznę od kupienia powrotnego biletu na Syberię – z powodów rodzinnych w zasadzie nie ma dokąd wracać.

O Mozgowoju wypowiada się z nabożną czcią. O świecie Zachodu – z pogardą. Jednak porządki zaprowadzone w Donieckiej i Ługańskiej Republice Ludowej poważnie Jakuta rozczarowały.

– Nie będzie już tutaj prawdziwie socjalistycznego państwa – mówi. – Nadal się o to bijemy, nadal wierzymy, ale wśród rządzących nie ma ideologicznych socjalistów.

Choć uważa się za komunistę, Sakkai ma żyłkę do interesów. Narzeka, że przez długi czas nie otrzymywał za walkę żadnej zapłaty. Wtedy skontaktował się ze sklepem sprzedającym odzież wojskową.

– Przysłali mi z Jakucka swoją flagę, żebym się z nią fotografował na froncie. Taka reklama. Mówili, że jak sfotografuję się z flagą pod Lisiczańskiem, to zapłacą każde pieniądze – śmieje się mężczyzna.

Lisiczańsk, stutysięczne miasto na północy Donbasu, pozostaje w rękach Ukraińców, Michaił będzie więc musiał obejść się smakiem. Przynajmniej na razie. Bo przecież silnie wierzy w ostateczne zwycięstwo. Żartuje nawet, że odwiedzi mnie w Poznaniu – przyjedzie na swoim czołgu, choćby bez zaproszenia.

Rosjanie jednak walczą

– A Polacy? – pytam Hiszpana. – Poznałeś tu jakichś Polaków?

Ilia rozczarowuje mnie odpowiedzią: Polaków osobiście nie poznał, choć mówi, że słyszał o ochotnikach znad Wisły walczących w armii separatystów. Zadaję więc pytanie o Rosjan. O regularną armię rosyjską, nie ochotników takich jak Jakut Sakkai.

– Powiedzmy sobie szczerze – odpowiada Ilia – Trzeba być idiotą, żeby wierzyć, że w Donbasie nie ma rosyjskich wojsk.

Szybko jednak dodaje, że on ich nie widział i dla nich nie walczył. Oraz że jego zdaniem po stronie Ukrainy również walczą najemnicy, których miałyby opłacać Stany Zjednoczone i Unia Europejska.

W przeciwieństwie do Włocha Bozambo, Ilia zaczyna już tęsknić za ojczyzną. Przed wyjazdem do Hiszpanii odczuwa jednak lęk – jeśli sąd udowodni mu udział w donbaskiej wojnie, prawdopodobnie czeka go więzienie. Dlatego kategorycznie nikomu nie pozwala się fotografować, zwłaszcza z bronią.

– Nie dla mnie reklamy na froncie ani zdjęcia z karabinami wrzucane na Facebooka – opowiada Hiszpan pod koniec rozmowy. – Rozumiesz, ja jestem idealistą. Dawniej zajmowałem się ekologią, ale walka z faszyzmem jest ważniejsza od ochrony wielorybów.


Tekst ukazał się na stronach Nowej Europy Wschodniej.

Dodaj komentarz