Jedenastego września 2006 roku świat przejmował się piątą rocznicą ataku na World Trace Center, Siaosi Tāufa’āhau Manumataongo Tuku’aho Tupou V został zaprzysiężony jako piąty król Tonga oraz dwudziesty trzeci Tu’i Kanokupolu Tongatapu, ówczesny premier Jarosław Kaczyński (!) ogłosił datę wyborów samorządowych, a ja rozpocząłem wieloletnią przygodę z fotografią kolejową.
Kalendarz nie kłamie – to już dziesięć lat. Dziesięć lat, od kiedy spełniło się moje marzenie i zostałem przyjęty w poczet fotografów galerii internetowej World Rail Photo. Bo tak naprawdę bieganie z aparatem wśród torów uprawiałem dużo wcześniej. Tylko że pierwsze zdjęcia pochodziły z klasycznej małpki – prostego aparatu analogowego Minolty o zastosowaniu typowo urlopowym. Pamiętacie te czasy, kiedy po trzydziestu sześciu zdjęciach trzeba było szukać sklepu z filmami fotograficznymi?
Nie zapomnę, jakie wrażenie robiły na mnie zdjęcia dodawane na WRP. Co druga klatka – palpitacja serca, drżenie rąk i zazdrość, potworna zazdrość. Bo ja miałem trzynaście, czternaście lat i trudno było mi się ruszyć gdzieś dalej. A chłopaki na galerii dodawali zdjęcia z tak dalekich stron jak Chojnice, Frombork, czy nawet Przemyśl!
Aż w końcu sam wybrałem się gdzieś dalej, i to od razu najdalej, jak tylko można – na wymianę szkolną do Australii. Zdjęcie, za pomocą którego dostałem się do elitarnego grona fotografów WRP, przedstawiało kolej jednoszynową na Pyrmont Bridge w Sydney.
Miałem 15 lat, fotografowałem starym analogowym Canonem, zdjęcia skanując potem na domowym skanerze kiepskiej jakości. Podpisywałem się na fotografiach Comic Sansem i nadużywałem emotikonów w opisach oraz komentarzach. Trochę mi za to wstyd.
Zmieniły się czasy i kolejowa estetyka. Pociągi są dziś czystsze, bardziej jednolite… i nudniejsze. Nie ma już wielu klimatycznych bocznych linii z zapuszczonymi dworcami. Prawie nie kursują zdezelowane, okopcone lokomotywy spalinowe – ich miejsce zajęły plastikowe szynobusy. To, co pasażer odczuwa jako zmianę na lepsze, dla kolejowego fotografa oznacza niemal zmierzch pasji. Dlatego w pewnym momencie przerzuciłem się prawie w stu procentach na fotografowanie zagranicznych pociągów.
Wielka przygoda z fotografią kolejową trwa nadal. Jej historia to również historia spełniania marzeń – bo na drodze trafiły się tak niezwykłe miejsca, jak południowoamerykańskie autobusy szynowe (dosłownie: autobusy), pociągi mknące przez syberyjską tundrę, wiecznie zaśnieżona linia kolejowa w norweskich górach. Poniżej zebrałem przekrojową serię zdjęć wrzucanych przez te dziesięć lat. Przeżyjcie ten czas razem ze mną!
Dziękuję rodzicom za wspieranie pasji i dawanie możliwości jej realizowania. Dziękuję towarzyszom podróży (zwłaszcza Piotrkowi!) za cierpliwe wyczekiwanie przy torach, bo “już za chwilę na pewno pojedzie pociąg”.
Adminom i użytkownikom WRP bardzo dziękuję za minione 10 lat – wasze rady i komentarze pozwoliły mi szlifować umiejętności. Obyśmy się jak najdłużej spotykali na szlakach!