Oto dom-ślimak.
Stoi na przedmieściach, obracając na wietrze gałkami ocznymi.
– Nie mam pojęcia, po co on tutaj – powiedziała ekspedientka ze sklepu.
– Jakoś tak z 10 lat tu stoi – dorzuciła starsza pani na przystanku.
– No ślimak – wzruszył ramionami ogrodnik ze ślimaczego ogrodu.
Ślimak ma zblazowaną minę, ostre zęby i pszczołę na grzbiecie.
Otacza go żabka z rury kanalizacyjnej, uśmiechnięta żółta kaczuszka, bocian na znaku drogowym i mniejsze ślimaczki, pełniące rolę ulicznych donic.
Ponoć w środku wygląda ten ślimak całkiem normalnie. I, wbrew pozorom, nie służy za przedszkole ani dom dla psychicznie i nerwowo chorych. To zwykły budynek mieszkalny.
Z kategorii “życiowe dokonania”: poleciałem do Sofii na parę godzin, tylko po to, żeby zobaczyć na żywo dom-ślimak.
Ja byłem pewien że to Ameryka Południowa jak zobaczyłem na fejsbooku zdjęcie, a to swojska Sofia.