Wielki, dziewięciopiętrowy opuszczony hotel. W środku – klimat jak z horroru. Setki mrocznych pokojów wypełniają meble, dokumenty, elektronika, a nawet… butelki nigdy nieotwartego piwa. W tym kraju po prostu się nie kradnie.
Japonia, wyspa Honsiu. Przyjeżdżam pociągiem do górskiego kurortu, który najlepsze czasy ma już za sobą. To takie trochę japońskie Zakopane, tyle że zakopane pod grubą warstwą kurzu i niespełnionych nadziei hotelarzy. Dostałem namiary na ciekawy opuszczony hotel sporych rozmiarów. Oraz informację, że “jeśli pokręcę się po okolicy, na pewno znajdę coś jeszcze”.
Nie mam niestety czasu na kręcenie się po okolicy. Pociąg z Tokio spóźnił się blisko godzinę (wbrew obiegowej opinii, japońska kolej także ulega spóźnieniom) i na cały olbrzymi budynek mam zaledwie około dwóch godzin. A jeszcze trzeba tam dojść.
Ulegam jednak pokusie i po drodze zaglądam do innego obiektu. Wsuwam się przez boczne drzwi i staję we foyer. Zakurzonym wprawdzie, ale całkowicie umeblowanym i pozostawionym w idealnym stanie. Oblatuje mnie lekki strach – może to obiekt opuszczony tylko sezonowo, a ja właśnie dokonałem włamania? Robię dwa zdjęcia i decyduję się na wyjście, co później okaże się dobrą decyzją (kilkanaście minut później pod hotel podjedzie samochód właściciela – może zostałem złapany przez jakieś czujki?)
Po powrocie do Polski dowiem się, że zaraz obok siebie stoją tam trzy opuszczone hotele. Każdy jeden nieczynny od paru lat. Każdy z setkami, jeśli nie tysiącami pokojów. Okaże się też, że ostatecznie nie trafiłem do “właściwego” hotelu – ten stał zaraz obok, a ja wtargnąłem do jeszcze innego budynku.
Ale jak tu nie wejść, gdy bezpośrednio od ulicy zapraszają szeroko otwarte drzwi?

Miejsce jest przepiękne. Hotele wyrastają ze stromego zbocza głębokiego kanionu. Wejście od ulicy znajduje się na wysokości szóstego piętra, więc, odwrotnie niż zazwyczaj, do większości pomieszczeń schodzi się w dół. Największe wrażenie robią oszklone korytarze na skraju przepaści. Lepiej nie opierać się o zbutwiałe framugi okien, bo jeden nieuważny ruch może skończyć się kilkudziesięciometrowym upadkiem we wzburzone wody górskiej rzeki.

W pokojach – lekko strasznie. Najgorzej, gdy otwiera się drzwi. Wtedy przed oczyma stają wszystkie horrory, których akcja rozgrywa się w nieczynnych hotelach. Co chowa się w ciemności opuszczonych pokojów? I dlaczego ma takie wielkie zęby?
I dlaczego pokój 237 jest zamknięty?
Część pokojów w prawym skrzydle budynku jest nadpalona. Ale i tam znajduję mnóstwo pozostałości.
Kiedy pół roku wcześniej eksplorowałem opuszczony hotel na Mazowszu, udało mi się tego dokonać dosłownie na parę dni przed szeroko zakrojoną grabieżą. Później obiekt stał się znany, odwiedzany przez rzesze eksploratorów i miłośników rozwalania szyb. Jeden z budynków wkrótce strawił pożar, a cała reszta przedstawia sobą obraz nędzy i rozpaczy, zrujnowana grabieżą i dokonywaną dla przyjemności rozwałką.
A kiedy po stolicy Wielkopolski poniosła się wieść, że poznańskie Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego stoją opuszczone, każdego dnia z ich trzewi wydostawały się kawalkady złomiarzy z wózkami załadowanymi czym tylko się dało. Od kabli i metalowych elementów, po literaturę, dokumenty pracownicze, a nawet cegły.
Cóż, w Polsce takie miejsca żyją krótko…
W Japonii – wręcz przeciwnie. Na jednym z pięter opuszczonego hotelu napotykam pokój z lodówką pełną nieotwartego piwa. Nieotwarte piwo! Kto może wyobrazić sobie takie znalezisko w którymkolwiek z polskich opuszczy?
Są też komputery, telewizory, pagery, telefony i inne osiągnięcia japońskiej techniki przełomu wieków. Hotel stoi opuszczony od wielu lat, co widać po stopniu zarośnięcia i ogólnej dewastacji. Uległ też niewielkiemu pożarowi. Można do niego wejść drzwiami od ulicy…
A mimo tego, nikt nie kradnie. Welcome to Japan.
Tylko dlaczego pokój 237 pozostaje zamknięty? Spróbuję wyłamać drzwi i wejść do śr























Making of:


Zobacz też:



Zapraszam także do polubienia Stacji Filipa na Facebooku.