Jeszcze parę lat temu była tutaj… trawa. Dziś płaski step zabudowuje się coraz wyższymi i bardziej fantazyjnymi wieżowcami – na pustkowiu powstaje nowoczesna metropolia. Ale Astana, złota stolica Kazachstanu, ma też drugie oblicze.
– Osiemnaście lat tu mieszkam – mówi pan Ałybek, przycinając drzewo przed domem. – Ale już niedługo. Wiosną będą burzyć te domy pod budowę wieżowców.
– Nie żal panu?
– No pewnie, że mi żal… Ale trzeba. Kraj się rozwija…
– Dostanie pan chociaż dobre odszkodowanie za ziemię?
– Nie wiem. Państwo będzie decydować – Ałybek uśmiecha się nieśmiało, ukazując szereg złotych zębów.
Rozmawiamy na jednej z ostatnich ulic starej części dzielnicy. Ulica jest zresztą słowem mocno na wyrost – to raczej wydeptana w śniegu śnieżynka, wijąca się pomiędzy nielicznymi pozostałymi tutaj domami, ruinami wcześniej wysiedlonych chatek, chaotycznie skleconymi garażami i drewnianymi sławojkami. A za granicą tego pejzażu wyrastają dwudziestopiętrowe wieżowce mieszkalne, bogato zdobione złoconymi ornamentami. Nowoczesna stolica łapczywie zagarnia kolejne hektary.
Nieuchronne zniszczenie dotknie tę dzielnicę bardzo szybko, bo jej położenie nie pozwala na pozostawienie drewnianych chatek przy życiu. Zaledwie czterysta metrów od domku pana Ałybeka wznoszą się reprezentacyjne budynki Pałacu Niepodległości i Pałacu Kreatywności. Tuż za nimi – obsadzony kwiatami Monument Narodu Kazachskiego. To samo centrum stolicy, w której nie może być miejsca na bylejakość. Dlatego pozostałości starej dzielnicy obudowano metalowymi płotami, zasłaniającymi mało reprezentacyjne zakątki. Przyjezdni, jadący tędy z nowego dworca kolejowego, nie zobaczą sławojek i studni. Potężny płot opowie im najwyżej o przyszłym bogactwie, przemilczy zaś obecną biedę.




Ręka prezydenta
Astana musi być reprezentacyjna, bo to oczko w głowie prezydenta Nursułtana Nazarbajewa i w dużej mierze projekt propagandowy. Kiedy w 1997 roku ogłoszono decyzję o przeniesieniu tutaj stolicy, miasto, ówcześnie nazywane Akmołą, było niewiele znaczącym, niespełna trzystutysięcznym regionalnym ośrodkiem. To Nazarbajew, rządzący Kazachstanem od 1989 roku, rozpoczął jego rozbudowę do postaci nowoczesnej metropolii. Zmienił też nazwę miasta – Astana w języku kazachskim oznacza po prostu… stolicę.
Na lewym brzegu rzeki Iszym, do tej pory porośniętym bezkresną trawą, wykreślono zupełnie nową siatkę ulic. Później pomiędzy nimi rozsiadły się futurystyczne budowle: ogromny pałac prezydencki Ak-Orda, złota wieża Bajterek – symbol miasta, nowoczesne centra handlowe, wysokie wieżowce o fantazyjnych kształtach, wielkie meczety, pomniki, ogromne budynki użyteczności publicznej i nowy dworzec kolejowy.

Wraz z murami nowej Astany, rosła też światowa sława miasta. Nie zawsze mówiło się o nim w dobrym kontekście – zastosowana przez Kazachów fantazyjna architektura, pełna złoceń, zaokrągleń i ornamentów, wzbudzała salwy śmiechu wśród zachodnich miłośników architektury. Zamiast z bogactwem i nowoczesnością, nowa stolica zaczęła kojarzyć się z kiczem. Tylko czy rzeczywiście jest się z czego śmiać? Fakt, że Kazachowie mają zupełnie inne poczucie estetyki niż szeroko pojęty świat Zachodu. Ale kto ostatecznie ustala, że złote szyby to obciach, a skandynawski minimalizm i ściany z gołego betonu – już nie? Nie mówiąc o fakcie, że wiele spośród stołecznych budynków zostało nakreślonych w pracowni słynnego brytyjskiego architekta Normana Fostera.
W centrum nowego założenia urbanistycznego znalazła się wieża Bajterek. To symbol nie tylko miasta, ale i nowego, postradzieckiego Kazachstanu. Jej konstrukcja nawiązuje do legendy o świętym ptaku Samruku, składającym jajo-słońce w koronie drzewa życia. Wieża to właśnie drzewo, młode i silne, jak cały kraj i jego stolica.
Oczywiście każde dzieło musi zawierać podpis twórcy. Dlatego, jeśli jeśli złotymi windami (naprawdę złotymi!) wjedzie się na szczyt złotej kopuły, można podziwiać nie tylko panoramę metropolii (mówiąc szczerze, niewiele widać, bo zażółcone szyby skutecznie psują widok), ale i… odcisk ręki prezydenta Nazarbajewa. To właśnie prezydencka pamiątka jest tutaj najważniejsza – wielu odwiedzających przykłada dłoń do odcisku i robi sobie pamiątkowe zdjęcie.


Pierwszy milion
Wróćmy jednak na chwilę pod domek pana Ałybeka. Być może już nie istnieje – zdjęcia powstały w marcu 2018, a więc pół roku przed publikacją artykułu. Ale czy jest po czym płakać?
Tak naprawdę stare dzielnice Astany nie miały absolutnie żadnej wartości historycznej ani architektonicznej. To chaotyczne, nierzadko sklecone z byle czego domki, czasem bez dostępu do kanalizacji i bieżącej wody. Oczywiście sama wizja zniszczenia drewnianej chatki pod budowę bezdusznych wieżowców jest bardzo filmowa i poruszająca (wyobrażam sobie na przykład disneyowską bajkę o małym piesku z Astany, który swoimi niezwykłymi mocami pomaga właścicielom domku obronić się przed zapędami grubego dewelopera z cygarem w dłoni), ale poza tęsknotą za rosnącymi tu gruszami niewiele przemawia w obronie starych dzielnic. Spora część tutejszej zabudowy to po prostu budynki działkowe, w ciągu lat rozbudowywane i przystosowywane do funkcji mieszkalnej.
Podobne losy spotkały niejedno miasto byłego Związku Radzieckiego. Weźmy choćby Erywań, stolicę Armenii; miasto, w którym niemal wszystkie stare kwartały zostały zburzone pod nową zabudowę. Andrzej Brzeziecki i Małgorzata Nocuń tak opisują to w książce “Armenia. Karawany śmierci”: “Od 2003 roku Hajk filmuje erywańskie miejsca pamięci – kamienice, ulice, skwery, sklepy, które mają wartość historyczną, ale obraca się je w gruz, by na ich miejscu wznieść nowoczesne budowle. (…) Wybudowane na ruinach starego miasta wieżowce zasiedlają nowobogaccy – ludzie bez korzeni i wspomnień. Taki też staje się Erywań – traci urok prowincjonalnej stolicy, a miastem nowoczesnym być nie potrafi.”
Tymczasem Astanie nowoczesności odmówić nie można. Według zamierzeń na pustym stepie miała powstać nie tylko nowa stolica kraju, ale i główne centrum całego regionu – Azji Centralnej. Wiele wskazuje na to, że i ten cel został już osiągnięty. W zeszłym roku Astana gościła światową wystawę Expo 2017, której tematem wiodącym była energia przyszłości. Udział w imprezie wzięło 115 państw i 22 organizacje międzynarodowe, a na południu miasta powstał wielki kompleks wystawienniczy.
Jeśli już o coś oskarżać Astanę, to nie o destrukcję walorów historycznych, a raczej o drenaż państwowej kasy i zasobów innych miast. Kazachstan jest nadal biednym państwem – wystarczy przejść kilkaset metrów od reprezentacyjnych placów, aby zobaczyć biedę i drewniane sławojki; zupełnie inny krajobraz rozpościera się też za granicami złotej stolicy. Wielkie projekty propagandowe zawsze kosztują – ale może w dłuższej perspektywie wszystko to opłaci się nie tylko prezydentowi, ale i całemu państwu? W tym roku Astana po raz pierwszy przekroczyła milion mieszkańców. Przyrost dusz jest naprawdę imponujący – rocznie w mieście pojawia się nawet sto tysięcy nowych obywateli.
Jak zatem wygląda Astana – nowoczesna stolica stepu? Niech powiedzą o tym fotografie.












Zobacz też:





