Autostopem przez Kirgistan. Płonąca woda (2)

Autostop nie jest najpewniejszym ani najspokojniejszym środkiem transportu, ale posiada dużą przewagę nad bardziej zorganizowanymi formami podróży: nierzadko oznacza prawdziwą przygodę. Autobus nigdy nie dowiózłby mnie do miejsca, gdzie z ziemi wydostaje się… płonąca woda.

Przygodowość to oczywiście nie jedyna zaleta autostopu. Kolejną są oszczędności finansowe; czasem nawet zaoszczędzony czas. W zależności od kraju łapania stopa, umiejętności autostopowicza, no i oczywiście szczęścia, jazda okazją może być dużo szybsza od podróży autobusem czy pociągiem (co pewnego dnia bardzo dobitnie udowodnię w osobnej opowieści).

Minusy? Oczywiście brak pewności, ryzyko oraz konieczność podejmowania wysiłku. Autostop jest zwyczajnie męczący – trzeba wyjść lub wyjechać za miasto, znaleźć odpowiednie miejsce, stać przy drodze, machać ręką aż do zdrętwienia, a później rozmawiać z kierowcą. Nie ma mowy o czytaniu książki w trasie ani o sprawdzaniu fejsa. Przynajmniej jeśli chce się być uprzejmym wobec kierowcy. No ale jak to – ktoś zabiera cię za darmo przez pół kraju, a ty masz go traktować jak taksówkarza-wannabe?

W trasie. Niebywałe pejzaże Kirgistanu
W trasie. Niebywałe pejzaże Kirgistanu

Prawo większości

Niestety, czasem trafi się po prostu zły rozmówca. Jak ten młody chłopak, który zabrał mnie spod Kyzył-Żyldyz. Jedziemy do Naryna, stolicy regionu, na szczęście nieodległej. To już trzeci kierowca z rzędu, z którym ani trochę nie mogę złapać wspólnego języka. Wcześniej było dwóch mało rozmownych górali w starszym wieku. Nie dość, że trudno było z nich wyciągnąć choć cień ciekawej opowieści, to jeszcze obaj zadawali dokładnie te same pytania. Ten młody – o zgrozo – też:

– Ojciec jest?
– Tak.
– Matka jest?
– Tak.
– To dobrze.

Poza ojcowsko-matczynym zestawem obowiązkowym, młody jest jednak jakiś dziwny. Na okrągło pyta o pieniądze. Gdyby nie siedząca z tyłu kobieta (siostra? dziewczyna?) może bym się trochę obawiał. Kobieta w takich krajach jak Kirgistan nieco łagodzi obyczaje, ale aparatu w każdym razie nie wyciągam – jakoś niezręcznie.

Przynajmniej w przerwach pomiędzy samochodami porobiłem trochę zdjęć. Głównie stadom owiec i koni – w wiosce Sarybułak podczas dwudziestu minut łapania stopa naliczyłem cztery ogromne stada, pędzone samym środkiem głównej w tej części kraju drogi. Kirgiscy kierowcy znoszą takie przeszkody ze stoickim spokojem – w końcu, jako przedstawiciele ludzkiego świata, są w tym kraju mniejszością. Według danych statystycznych w Kirgistanie mieszka 6 256 730 ludzi, podczas gdy owiec i kóz jest 6 077 775, koni – 481 329, krów – 789 796, bydła – 1 575 434, kur – 5 910 418, a świń – 52 169*. Ponad dwa do jednego dla świata zwierząt gospodarskich.

* – źródło danych: http://www.stat.kg/ru/opendata/category/95/ Nie mam pojęcia, jaką różnicę kirgiska statystyka widzi pomiędzy krowami a bydłem. Podawałbym w wątpliwość także szczegółowość danych, zwłaszcza tych dotyczących drobiu. Nie ulega jednak wątpliwości, że zwierząt jest w Kirgistanie więcej niż ludzi, co rzuca się w oczy każdemu, kto tylko wyjedzie poza przedmieścia stolicy.

Wioska Sarybułak na trasie z Biszkeku do Naryna. Ciężarówka dodaje gazu, uciekając przed nadciągającym stadem owiec
Wioska Sarybułak na trasie z Biszkeku do Naryna. Ciężarówka dodaje gazu, uciekając przed nadciągającym stadem owiec
Krajobrazy pobocza. Kamazy wyjeżdżają z Koczkora
Krajobrazy pobocza. Kamazy wyjeżdżają z Koczkora

Płonąca woda

Wszystkie te autostopowe niewygody potrafi wynagrodzić dobra rozmowa, nagła przygoda albo nieoczekiwana możliwość.

W poprzedniej części opowieści z kirgiskich dróg opisywałem podróż z Ajdarem, jadącym na wspominki zmarłej matki swojego przyjaciela. O Ajdarze byłoby za dużo na jeden wpis – postanowiłem rozdzielić tę przygodę na dwie części. Jedziemy więc, rozmawiamy o polskich nazistach i kupowaniu żony za krowę, aż nagle za Koczkorem dosiada się jeszcze jedna pasażerka. Stoi przy drodze i macha na przejeżdżające samochody. Ale – w przeciwieństwie do mnie – płaci za podróż. Kirgistan to kraj, w którym nie istnieje sensowna komunikacja zbiorowa – pomiędzy największymi miastami zapewniają ją jedynie marszrutki, a na prowincji najczęściej korzysta się ze zbiorowych taksówek lub płatnego autostopu. Dlatego kierowcy, którzy zapewniali mnie, że autostop w Kirgistanie nie działa, mieli poniekąd rację – łapanie stopa w Kirgistanie przypomina trochę próbę bezpłatnego kursu miejskim autobusem.

Pasażerka chce dojechać do swojej wioski, położonej dziesięć kilometrów od głównej drogi. Trzeba przyznać, że ma na to nadzwyczaj dobry pomysł: chwilę rozmawia z kierowcą po kirgisku, po czym Ajdar pyta mnie, czy chcę zobaczyć płonącą wodę. To jakiś lokalny ewenement – tłumaczy – który można obejrzeć w wiosce pasażerki, jeżeli oczywiście podwieziemy ją pod sam dom. Czy nie mam nic przeciwko?

No jasne, że nie mam! Sprytna Baba z Kirgistanu zapewni mi dodatkowe przeżycia. Kocham cię, Sprytna Babo z Kirgistanu.

Miejsce okazuje się bardzo ciekawe, choć na pierwszy rzut oka mało spektakularne: to niewielkie źródełko za czyimś domem, niechlujnie obudowane metalową otuliną. W środku bulgocze woda, a na jej wierzchu zbiera się gaz. Ajdar wyciąga zapałki, zapala jedną z nich, zbliża do wody… i staje się cud! Woda płonie!

Widowisko zawdzięczamy najprawdopodobniej obecności gazu ziemnego w wypływającej spod ziemi wodzie. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w Europie wstęp do źródełka byłby biletowany lub obudowany sklepami z wodą mineralną o cudownych właściwościach (ewentualnie w pobliżu powstałoby sanktuarium maryjne). Tymczasem kirgiska woda płonie prawie bez świadków.

Sprytna Baba dziękuje za podwózkę i idzie do domu. My z Ajdarem wsiadamy z powrotem do samochodu. W drogę – ku nowym przygodom!

Do źródełka podeszli miejscowi, zaintrygowani chwilowym zbiegowiskiem
Do źródełka podeszli miejscowi, zaintrygowani chwilowym zbiegowiskiem
Aby lepiej było widać płomień, uczynny kierowca wyciągnął z samochodu dywanik, którym zasłonił płonącą wodę od słońca
Aby lepiej było widać płomień, uczynny kierowca wyciągnął z samochodu dywanik, którym zasłonił płonącą wodę od słońca

To jeszcze nie koniec opowieści o jeździe autostopem przez Kirgistan. Polub Stację Filipa na Facebooku, aby nie przegapić kolejnej części!


Zobacz też:

Autostopem przez Kirgistan. Baba Wanga, wielbłąd i polscy naziści (1)
Autostopem przez Kirgistan. Życie czabana (3)
Autostopem przez biel
Król Suazi nosi pióra, bo jest królem
Fanpage Stacji Filipa na Facebooku

Dodaj komentarz