Maryja tu, Maryja tam. Zachwycająca Valletta i spacer śladami świętych

Choć ze swoimi sześcioma tysiącami mieszkańców jest najmniejszą stolicą Unii Europejskiej, Valletta zachwyca na każdym kroku. Tym bardziej, że pewien miejscowy zwyczaj urozmaica dosłownie każdy zakątek i każdą ścianę miasta.

Długość – kilometr. Szerokość – pięćset metrów. Liczba mieszkańców – sześć i pół tysiąca. Valletta, stolica Malty, według oficjalnej statystyki jest mniejsza niż większość polskich miasteczek powiatowych.

A jednak można się tu zgubić na długie godziny, wsiąkając bez pamięci w mikrokosmos wąskich uliczek. Uliczek, które – wbrew moim oczekiwaniom – wcale nie wyglądają włosko. Trudno je w zasadzie przyrównać do widoków znanych z innych miast czy regionów. W ciasnych zaułkach Valletty wyczuwa się wielokulturową przeszłość wyspy – wpływy brytyjskie i sycylijskie, bliskość Afryki i świata arabskiego, a także wieloletnie panowanie zakonu joannitów (kawalerów maltańskich).

Wielki prom wypływa z portu stolicy Malty. Valletta robi wrażenie nie tylko w tych najbardziej znanych miejscach...
Wielki prom wypływa z portu stolicy Malty. Valletta robi wrażenie nie tylko w tych najbardziej znanych miejscach…
...ale także w swoich najmniej reprezentacyjnych rejonach. A może zwłaszcza tam?
…ale także w swoich najmniej reprezentacyjnych rejonach. A może zwłaszcza tam?

Zachwycają tradycyjne maltańskie balkony, których długie rzędy zwisają nad ciasnymi uliczkami miasta. Uwagę przykuwa język maltański – nieporównywalny z żadnym innym europejskim dialektem. Chwilami podobny do arabskiego (dawniej nawet zapisywany alfabetem arabskim), a chwilami do języków dalekiej północy (jekk jogħġbokproszę).

Jednak tym, co szczególnie urozmaica miejscową przestrzeń, jest wyjątkowy maltański zwyczaj oddawania domów pod opiekę Maryi lub świętym. Aby niebiańskie siły były przychylne domowi i jego mieszkańcom, koło drzwi wmurowuje się niewielki wizerunek patrona. Może to być niewielka kapliczka, płaskorzeźba albo malowany kafelek. Można nawet, jak miejscowy twórca z ulicy Świętej Urszuli, ozdobić Maryję wmurowanymi muszlami ślimaków (choć nie wpłynie to najlepiej na postrzeganie Kościoła Katolickiego przez miejscową społeczność ślimaczą).

Oprócz domów, święci ozdabiają także ulice. W wielu zaułkach Valletty można spotkać tego rodzaju "bramy" ze świętych figur
Oprócz domów, święci ozdabiają także ulice. W wielu zaułkach Valletty można spotkać tego rodzaju “bramy” ze świętych figur

Różnorodność form i wzorów sprawia, że każdy zaułek stolicy Malty nabiera indywidualnego charakteru. Tam widzimy odnowioną kamienicę z przyczepioną obok drzwi kamienną Maryją, pod którą pali się lampka. Tuż obok – nieco zaniedbaną bramę z wyblakłym wizerunkiem świętego Józefa. A po przeciwnej stronie ulicy straszy święty bez głowy – może mieszkańcy akurat tej bramy należą do dwóch procent niewierzących Maltańczyków?

Bo – choć liczba uczęszczających na niedzielną mszę stale spada – społeczeństwo maltańskie jest do tego stopnia katolickie, że dopiero w 2011 zalegalizowano tu… rozwody. Nielegalna jest aborcja i to niezależnie od jej przyczyny – nawet gdy w grę wchodzi zagrożenie życia kobiety (tak drakońskie prawo w Europie utrzymuje jedynie Watykan, a na świecie jeszcze trzy kraje Ameryki Centralnej – Dominikana, Nikaragua i Salwador). Od zeszłego roku dozwolone są natomiast małżeństwa osób tej samej płci. Nie związki partnerskie, a właśnie małżeństwa. Dwóch mężczyzn może na Malcie żyć w świetle prawa jako rodzina, podczas gdy kobieta, której życie jest zagrożone z powodu ciąży, zostaje – przynajmniej w prawnej teorii – skazana na śmierć.

Wróćmy jednak do spaceru po zaułkach Valetty. Obecność świętych przy drzwiach domów jest na tyle interesująca i pełna uroku, że mój spacer po stolicy Malty szybko zamienił się w fotograficzną przechadzkę śladami Maryjek. Jego efekty prezentuję poniżej.


Prezentowane zdjęcia pochodzą ze spaceru głównie po Valetcie, ale także po Mdinie (dawnej stolicy wyspy) oraz nieodległym od niej Rabacie.

Tytuł wpisu nawiązuje do pielgrzymkowego hitu “Maryja tu, Maryja tam”, śpiewanego na melodię “Dragostea din teï” mołdawskiego zespołu O-Zone. Autorem tej wersji, niezwykle popularnej w Internecie roku 2011, jest mój wieloletni przyjaciel Szymon Bojdo.


Zobacz też:

Mroczne tajemnice podparyskiego przedmieścia
Wilda. Sceny z życia dzielnicy
Duchy piją fantę
Kocie imperium przy Torre Argentina
Fanpage Stacji Filipa na Facebooku

Dodaj komentarz