Koronawirus skuteczniejszy od wojska. Jak w pandemii przekracza się najgorszą granicę świata

Według większości map nie ma w tym miejscu żadnej granicy. Dlaczego więc podróż między dwoma sąsiednimi miastami kosztuje równowartość średniej pensji i może zająć nawet dobę?

Pandemia koronawirusa nie oszczędziła podróżników na całym świecie. Zamknięte granice dały się we znaki wielu osobom – zarówno tym, którzy podróżują po świecie dla przyjemności, jak i tym, którzy za granicą pracują albo zostawili swoich najbliższych.

Jeśli jednak chciałoby się porównywać podróżne krzywdy związane z pandemią, prawdopodobnie trudno byłoby przelicytować problemy, z jakimi muszą borykać się mieszkańcy wschodniej Ukrainy. Bo jeszcze kilka lat temu, aby przejechać z miasta do miasta, na przykład z Gorłówki do Bachmutu, wystarczyło pokonać czterdzieści kilometrów dziurawej drogi. Dziś obie miejscowości dzieli czterdzieści kilometrów tej samej drogi, a poza tym: cztery obwarowane punkty kontrolne, zasieki, pola minowe i punkty testów na COVID. Nieliczni na tej sytuacji zarabiają, liczni cierpią, a koronawirus tylko skomplikował całą sytuację.

2016. Autobusem przez wojnę

W 2016 tak relacjonowałem sytuację na linii frontu:

„Tatiana Nikołajewna, lat 68, to typowa postsowiecka babuszka. W garści ogromne kraciaste torby z zakupami, w ustach rząd złotych zębów. Od urodzenia mieszka w Gorłówce, mieście będącym dawniej potężnym ośrodkiem przemysłu chemicznego i węglowego. Po wschodnioukraińskiej wojnie władzę nad Gorłówką przejęła samozwańcza Doniecka Republika Ludowa.

Siostra Tatiany Nikołajewny, Tamara, mieszka natomiast w położonym nieopodal ukraińskim Bachmucie, dawniej Artiomowsku. Tamara Nikołajewna podupadła na zdrowiu, więc siostra choć w raz w tygodniu przyjeżdża i stara się jej pomóc. Dawniej taka podróż trwała niecałą godzinę i kosztowała parę hrywien. Dziś może zająć nawet cały dzień. O wieczornym powrocie do domu można zapomnieć.

Wszystko przez wojnę na wschodzie Ukrainy i powstanie separatystycznych republik ludowych. Przekroczenie linii frontu jest możliwe w czterech miejscach: koło Mariupola na wybrzeżu morza Azowskiego, w Nowotroicku koło Wołnowachy, w Marince koło Doniecka i właśnie pomiędzy Gorłówką a Bachmutem (później doszły jeszcze trzy punkty na granicy z Ługańską Republiką Ludową). Wymagana jest przepustka wydana przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy. Trzeba też mieć pewność, że po drugiej stronie granicy nie figuruje się w spisach zdrajców i osób niepożądanych.

A przede wszystkim przydaje się cierpliwość. Samochody osobowe mogą na bachmuckim przejściu stać nawet dwa dni. To najbardziej obciążony punkt – wiedzie do niego droga M03, łącząca półtoramilionowy Charków z obwodem donieckim i ługańskim.

Tatiana Nikołajewna nie ma własnego samochodu, dlatego do siostry jeździ autobusem z dwoma przesiadkami. Najpierw musi zapłacić 50 rubli za przejazd z Gorłówki do Majorska. Tam, w budynku byłej stacji benzynowej, wszystkich pasażerów dokładnie sprawdzają pogranicznicy Donieckiej Republiki Ludowej. Potem czeka na autobus jadący przez pas ziemi niczyjej (15 hrywien). Mija dwie kolejne strażnice pełne żołnierzy i w końcu dojeżdża do punktu granicznego w Zajcewie, gdzie odbywa się jeszcze bardziej skrupulatna kontrola armii ukraińskiej. Za ostatni, najkrótszy odcinek z Zajcewa do Bachmutu, Tatiana Nikołajewna płaci kolejnych 10 hrywien.

Schemat przekraczania granicy między Gorłówką i Bachmutem
Schemat przekraczania granicy między Gorłówką i Bachmutem

Przewoźnicy ewidentnie wykorzystują sytuację, bo ceny na komunikację publiczną po obu stronach granicy są dużo niższe. Bilet trolejbusowy w Bachmucie kosztuje 1,5 hrywny (20 groszy). Przejazd tramwajem w Gorłówce – dwa rosyjskie ruble (około 11 groszy). Nawet kara za przejazd bez biletu wynosi zazwyczaj tyle, ile w przydworcowym sklepiku kosztuje butelka wody. W Gorłówce jest to czterdzieści rubli, czyli mniej niż koszt przejazdu kilku kilometrów do punktu granicznego w Majorsku.

– Uwierz mi, bracie, moje nerwy też kosztują – odpowiada krótko kierowca autobusu, zapytany o wysoką cenę biletu. Rzeczywiście, jest się czym stresować. Podejście żołnierzy do ludzi przekraczających granicę bywa różne (miejscowi nazywają to „czynnikiem ludzkim”). Zdarzało się na przykład, że ukraińscy żołnierze darli na strzępy przewożone w portfelu rosyjskie ruble. Jeszcze bardziej nieprzewidywalnie bywało po stronie Donieckiej Republiki Ludowej, kiedy podczas wojny zjeżdżali tu rozmaici bojownicy. Teraz jest względnie spokojnie, ale wszyscy pamiętają historię autobusu, który w marcu 2015 roku zjechał na pobocze i wpadł na minę. Poza tym, gdy zapadnie zmrok, obie armie nadal toczą walki o przedzieloną frontem wieś Zajcewo.

Jest jeszcze jedna możliwość przejazdu przez posterunki: prywatnym samochodem za 250 hrywien. Tacy kierowcy zazwyczaj mają swoje znajomości po obu stronach granicy, dzięki czemu jazda z Bachmutu do Gorłówki nie powinna zająć więcej niż dwie-trzy godziny. Na to jednak Tatiany Nikołajewny nie stać. Kierowcy autobusów zarobią więc na niej jeszcze niejeden raz”.

Odprawa graniczna na zrujnowanej stacji benzynowej. Fot. http://khpg.org/
Odprawa graniczna na zrujnowanej stacji benzynowej. Fot. http://khpg.org/
Przejście graniczne przez zbombardowany most. Fot. http://khpg.org/
Przejście graniczne przez zbombardowany most. Fot. http://khpg.org/
Przejście graniczne przez zrujnowany most. Fot. http://khpg.org/
Spacer przez linię frontu. Fot. http://khpg.org/

2021. Autobusem przez wojnę… i punkty testów na COVID

Ceny, które jeszcze pięć lat temu wydawały się absolutnie wygórowane, dla wielu są teraz całkiem miłym wspomnieniem. Dziś za sprawne przekroczenie linii frontu trzeba zapłacić nawet 14 razy więcej. – Za 3500 hrywien wezmą cię z Gorłówki do linii frontu, pomogą zainstalować COVIDową aplikację na telefonie, dowiozą do miejsca testowania, zrobią test, wsadzą do autobusu do Bachmutu i z powrotem – opisuje mój informator z Donieckiej Republiki Ludowej. – Rzecz jasna przy powrocie do Republiki żadnego testu nie trzeba robić – dodaje.

3500 hrywien, czy – jak wolą niektórzy przewoźnicy – 125 dolarów, to 470 złotych. Sporo, ale z naszego punktu widzenia nie są to aż tak duże pieniądze jak za usługę transportową w obie strony i covidowy test RT-PCR. W czym zatem tkwi problem?

Na początku 2021 roku średnia ukraińska emerytura wynosiła mniej więcej właśnie tyle – 3507 hrywien (ok. 476 złotych). Emerytura minimalna od stycznia wzrosła z 1769 do 2400 hrywien (326 złotych). Nieco lepiej wygląda wysokość średniej ukraińskiej płacy – w marcu 2021 było to 13612 hrywien (1850 złotych). [źródło 1, źródło 2, źródło 3]

Po drugiej stronie granicy, w Donieckiej Republice Ludowej, minimalna emerytura wynosi obecnie 4800 rubli, czyli około 243 złotych. Pensja minimalna to 3168 rubli (ok. 160 złotych). Trudno znaleźć natomiast rzetelne źródło opisujące rzeczywiste średnie wynagrodzenie mieszkańca DRL – według oficjalnych źródeł nieuznawanej Republiki średnia pensja wynosi 14997 rubli (niecałe 760 złotych), ale po Internecie krążą informacje wskazujące raczej na przedział 8-10 tys. rubli (400-500 złotych). [źródło 1, źródło 2, źródło 3, źródło 4]

Podróż do sąsiedniego miasta kosztuje zatem tyle, co miesięczna ukraińska emerytura, średnia pensja mieszkańca DRL albo nawet czteromiesięczne zarobki najgorzej opłacanych pracowników z Doniecka.

A powodów, aby przekraczać granicę, wciąż jest wiele, i to wcale nie byle jakich. Granica, która nagle pojawiła się pod Donieckiem, podzieliła rodziny, przyjaciół i więzi zawodowe. Wielu mieszkańców nieuznawanych republik wciąż posługuje się ukraińskim paszportem lub pobiera emerytury od państwa ukraińskiego. W niektórych przypadkach podróż na stronę ukraińską okazuje się niezbędna do przeżycia – skądś trzeba wziąć środki do życia. Tylko jak jechać, żeby od razu nie pozbyć się ich wszystkich?

Pandemiczny tłum na wojennej granicy. Fot. https://newsua.ru/
Pandemiczny tłum na wojennej granicy. Fot. https://newsua.ru/

Zarobić na najbiedniejszych

Oczywiście, zapewne da się taniej. W końcu nikt nie każe wybierać najdroższej usługi. Tak jak Tatiana Nikołajewna w 2016 roku, można wybrać opcję z kilkoma przesiadkami. Problem jednak w tym, że to wcale nie musi być duża oszczędność, bo obowiązkowy test COVIDowy ma stałą cenę, a i po drodze znajdzie się wielu, którzy na całej sytuacji chcą zarobić.

Jedną z okazji do zarobku jest ustanowiony przez Ukrainę obowiązek posiadania specjalnej aplikacji do „zapobiegania szerzenia się choroby COVID-19 w Ukrainie”. Oprogramowanie „Wdoma” przypomina aplikacje kwarantannowe stosowane chociażby w Polsce, jednak, jak można przeczytać w licznych komentarzach, pełne jest błędów, uniemożliwiających sprawne korzystanie.

– Aplikacja ma sporo niedoróbek, przez które nawet ja nie od razu zrozumiałem, dlaczego nie udaje mi się aktywować programu – mówi moje donbaskie źródło. – Był taki moment, że na punkcie kontrolnym stali wolontariusze, którzy za darmo pomagali ludziom zainstalować aplikację. Ale potem wojsko zabroniło wolontariuszom stać na froncie i pojawili się „pomocnicy”, którzy robili to samo, ale już za dwieście hrywien. A tym, którzy nie mieli smartfonów, sprzedawali najtańsze, g***ne telefony z Aliexpress. Za dwa tysiące hrywien, czyli co najmniej dwa razy więcej niż ich rzeczywista wartość.

Tyle dobrego, że podaż powoli przerasta popyt, i – jak przekazuje mój informator – „pomocnicy” zniżyli ceny do stu hrywien. W końcu przy granicy stoją ich już dziesiątki.

Zniszczona przez wojnę droga w Doniecku
Zniszczona przez wojnę droga w Doniecku

Gdzie jest „krysza”?

Po obu stronach granicy kręci się zatem niezły biznes, wykorzystujący tak naprawdę ludzkie nieszczęście. Naiwne byłoby jednak oskarżanie o to taksówkarzy, kierowców autobusów czy nawet „pomocników” sprzedających emerytom usługi aktywacji aplikacji. Ostatecznie mieszkańcy obu stron granicy jadą na tym samym wojenno-covidowym wózku. Każdy ma swoje wydatki, rodzinę i plany na przyszłość.

Nie ulega natomiast wątpliwości, że na każdym splądrowanym emerycie zarabia ktoś „wyżej”. Portal kp.ua dotarł do jednego z lokalnych kierowców autobusów, który od 2014 roku wozi ludzi przez linię frontu. Ten wspomina: – Kiedy pojawiły się punkty kontrolne, sami pogranicznicy dali mi numer telefonu do „brygadiera”, który kontrolował wtedy wyjazdy do Mariupola, Konstantynówki, Bachmutu, ogólnie za linię rozgraniczenia. Dogadałem się i woziłem ludzi przez punkty kontrolne bez stania w kolejce. Podróż Donieck-Mariupol kosztowała wtedy 400-600 hrywien. Za to, żeby nie stać po nocach pośrodku pola, kiedy nad głowami lecą pociski, ludzie byli gotowi zapłacić takie pieniądze – wspomina mężczyzna.

I kontynuuje: – Oczywiście pieniądze się dzieliło. Część dostawał „brygadier”, część szła na łapówki, ja otrzymywałem resztę. Sam rozumiesz, jak to wygląda: omijamy kolejkę i podjeżdżamy do szlabanu na punkcie kontrolnym, znajduję dowodzącego zmianą pograniczników, on daje zgodę na priorytetowy wjazd. Albo nie daje, jeśli akurat kontrola przyjechała albo jeszcze coś innego się stało… Kilka razy widziałem jak pograniczników aresztowali za korupcję. Ale ogólnie „brygadier” wszędzie miał ludzi „zainteresowanych biznesem”. Wiedzieliśmy, do kogo trzeba podejść, jak podać pieniądze. Forsa w pustej paczce papierosów mogła przejść na punktach kontroli w środku Republiki, ale na granicy panowały już inne schematy opłaty. Przepraszam, detali nie będę opowiadać.

Bohater innego artykułu, tym razem zamieszczonego w portalu 0629.com.ua, opowiada podobnie: – Koszt przejazdu wynosi 3500 hrywien, a w tę sumę wchodzi kara za bezprawne przekroczenie granicy oraz dokumenty, dzięki którym nie trzeba będzie poddawać się samoizolacji.

Ceny, sposoby i metody zapewne zależą od zmieniających się obostrzeń, regulacji i sytuacji politycznej. Nie zmienia się za to jedno: ktoś na tym wszystkim nieźle zarabia. – „Krysza” wszystkich brygad nie znajduje się w samym Doniecku. Powiem tak: karmimy paru obywateli dwóch państw naraz – enigmatycznie wyjaśnia kierowca z artykułu kp.ua.


Jeśli zainteresował Cię ten wpis, wesprzyj mnie na Patronite. To Patroni umożliwiają działanie tego bloga.


Zobacz też:

Donbaska międzynarodówka
Siedzę w schronie, prześlij pieniądze. Jak oszuści zarabiają na fali współczucia
Pamiątki z Noworosji
Za Republikę!
Fanpage Stacji Filipa na Facebooku

Dodaj komentarz