MANIFEST

Jest nas coraz więcej. Nas – młodych autostopowiczów. Podróżników-amatorów z pokolenia, które odkryło swoje szanse i zrozumiało nagle, że świat naprawdę nie jest tak wielki, jak zawsze się wydawało. Nie chcemy, jak nasi rodzice, korzystać z kupnych wycieczek; śmieszą nas turyści w Egipcie, a ci nad polskim morzem – wręcz żenują. Dlatego wsiadamy w dowolny samochód i jedziemy w stronę Albanii, Macedonii, Gruzji. Odwiedzamy miejsca, które jeszcze parę lat temu zdawały się być nieznane, niedostępne, czy wręcz niewarte odwiedzenia. Dziś są już małymi turystycznymi mekkami dla plecakowców i autostopowiczów, ale nam to nie przeszkadza – najwyżej będzie można napić się z rodakami. Co drugi z nas kocha Kapuścińskiego, albo Hugo-Badera; ci bardziej świadomi kojarzą nawet Stasiuka.

Przeciętny autostopowicz mojego pokolenia jest około dwudziestki, nie zdążył się więc zmęczyć ani znużyć światem. Za parę lat poleci do Hurghady, gdzie, razem z innymi polskimi account managerami, zapije stresy lampką hotelowego szampana. Oczywiście, pochodzi, lub mieszka w dużym ośrodku miejskim, bo skądś trzeba wziąć inspirację, kompanów, a wreszcie – odbiorców. Przeciętny lubi odkrywać nowe nurty muzyczne, ma swoje konkretne (co nie znaczy, że odkrywcze) zdanie na większość kontrowersyjnych tematów. No i jest do bólu współczesny, zawsze online, zawsze na łączach.

Tak więc, jedziemy przed siebie, tam, gdzie już nas pełno. Odkrywamy dawno odkryte krainy. Szpanujemy tym, co szpanem być nie może. Nie poznajemy ludzi ani miejsc, bo obracamy się w środowisku takich jak my – spotykając Gruzina, Francuza, Szweda i tak rozmawiamy o wspólnie znanych zespołach, dowiadujemy się jak w lokalnym języku powiedzieć “piwo”, a wreszcie to piwo triumfalnie zamawiamy. Po czym porównujemy jego smak z naszym, chociaż niczym się nie różni, bo prawdopodobnie jest produkowane przez tę samą korporację.

Nie interesują nas miejsca ładne i znane. Rzymskie koloseum wywołuje u nas odruch wymiotny, a na wieżę Eiffela najchętniej byśmy naszczali. My jeździmy do Mołdawii, w której nic nie ma, a właśnie to NIC kręci nas najbardziej. Nurzamy się w bezsensie, palimy lokalne fajki i niczego przy tym nie śpiewamy.

To my – pokolenie otwartych granic.

689b

Autor żyje drogą

15 komentarzy

  1. zazu says: Odpowiedz

    Ej, trochę szacunku dla koloseum. Przeszłość pełni ważną rolę w tym kim jesteśmy teraz :///

    1. oss says: Odpowiedz

      Przeszłość? Walki zniewolonych ludzi ku uciesze bogatych Rzymian? Eee tak to mnie ukształtowało <3 Taki wpływ na moje położenie teraz… No może… Spartakus był fajny, a tak to by nie powstał. MASZ RACJĘ!

      1. Mejdejos says: Odpowiedz

        Jeżeli jesteś w stanie porównać Amfiteatr Flawiuszów tylko i wyłącznie z walkami toczącymi się tam, bez żadnego innego wpływu kulturowego oraz samej kulturo twórczości jesteś po prostu ograniczonym człowiekiem o jakże wąskich horyzontach.

  2. Karolina says: Odpowiedz

    Wpychasz wszystko do szufladki i machasz łapką:) Posługujesz się w większości ogólnikami, aczkolwiek fragment o “naszczaniu na wieżę Eiffla” był zabawny. Ciekawe czy suma doświadczeń, czy konkretne zdarzenie zainspirowało Cię do napisania tego tekstu?

    1. Widzisz Karolino, kierownikiem jeziora nie jestem. To raczej prowokacja. Chociaż nie bezpodstawna ;)

      1. Karolina says: Odpowiedz

        Prowokacja do czego? Zastanowienia się nad własną filozofią podróżowania? Przecież właśnie, jeżeli dobrze zrozumiałam, chciałeś obalić mit “egzaltowanego”podróżnika, który koniec końców okazuje się mini hipokrytą.Każdy z nas decyduje się na swój własny sposób zwiedzanie świata, nie można wartościować.

        1. Zastanawiać się można nad wieloma rzeczami – na przykład dlaczego interesuje nas bieda i zabitodechowość? Co zostawiamy po sobie w takich miejscach? Gdzie będziemy jeździć jak przeje nam się Mołdawia? To trochę prowokacja w stylu Ziemowita Szczerka (“Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian”), chociaż pisałem ten tekst na długo przed poznaniem Szczerka. Może to jest tak, że tu prostej odpowiedzi na wiele pytań nie ma, dlatego trzeba drążyć, pisać i prowokować.

  3. travel on longboard says: Odpowiedz

    fajny ale bardzo ogólnikowy tekst. Pisz dalej!

  4. Danka says: Odpowiedz

    zdjęcie dobre!

  5. Jak już ktoś napisał, zbyt ogólnikowe to wszystko. Wyraziłeś swoją myśl, ale temat tylko drasnąłeś. Jak już wchodzimy na tereny poniekąd filozoficzne, to warto byłoby się bardziej rozpisać. Mimo wszystko rozumiem o co Ci chodzi. Coś w tym jest!

  6. Współcześni autostopowicze to plaga 8) zaczynałem przygodę nie wiedząc w ogóle o couchsurfungu, stronach na fejsie, modzie na bałkany. Podziwiałem wieżę Eifella, Torbrammen i podniecałem się belgijskimi pensonatami na wzgórzach na które nie było mnie stać. Odwiedzenie paryskich slumsów uznałem za ciekawe, ale niekoniecznie istotne doświadczenie.

    Całość Twojego artykułu rozbija się opisywanie tego “nowszego modelu autostopowicza”. Tego, który zaczynał od czytania opowieści innych. Tego, który bierze ze sobą część życia jakie prowadził dotychczas.

    A przecież istnieje druga strona medalu. Ci, którzy zdecydowali się w ciągu minuty spakować plecak, zabrać połatany namiot i namówić kolejnego wariata na wypad gdziekolwiek, byle by było co wspominać. Bez ceregieli, tysiąca pytań w necie i dylematu “jaki śpiwór kupić?”

    1. Animinimka says: Odpowiedz

      To ja chyba należę do starego pokolenia autostopowiczów, zanim autostop stał się modny spakowałam plecak i pojechałam. Zabrałam plecak jaki miałam i paszport, gdyż nie wiadomo było dokąd trafię.
      Staram się nie czytać cudzych opowieści, ponieważ nie chcę pojechać gdzieś z jakimiś nadziejami na cudzą przygodę i rozczarować się własną. Jadąc w miejsce gdzie ktoś doświadczył największej przygody życia, my możemy nic nie znaleźć, podobnie jak jadąc tam gdzie nic nie ma. Najważniejsze to cieszyć się drogą, bez względu na to czy jedzie się dookoła świata (co ostatnio stało się strasznie modne) czy do sąsiedniego miasta gdzie nie zna się nikogo i nie ma noclegu.
      Radość, radość i jeszcze raz radość powinna być celem, nie ważne z czego wypływa. Takie jest moje zdanie, więc nie krytykuję ani nie zachwycam się zdaniem autora, po prostu przyjmuję do wiadomości i płynę dalej zanim wpadnie mi do głowy pomysł by również zacząć wyrażać się autorsko w sieci:)
      Życzę tylko wszystkim suchego barłogu każdej nocy i satysfakcji z “dokonań”

      1. Czysta radość jest celem pustym i egoistycznym. http://www.twozywo.art.pl/kapitan/film.php?id=hedon – tu co nieco o niej ;)

      2. “Najważniejsze to cieszyć się drogą”

        Nijak nie umniejszam dalszej części Twojego tego co słusznie napisałaś, ale to zdanie znaczy więcej niż tysiąc zdań : ) i pod tym szyldem warto się gromadzić, bo w tej radości tak naprawdę nie ma miejsca na podziały

        @Filip
        Celem na wskroś pustym i egoistycznym jest mnożenie bytów nad potrzebę ;)

  7. A może właśnie ludzie potrzebują miejsc, “gdzie nic nie ma”, bo zmęczyli się cywilizowanym światem, bo drażnią ich zestresowani, milczący ludzie na ulicach, bo w końcu mają dość tłumu, korków ulicznych i kolejek do muzeów. Wolą podziwiać piękno natury, poznawać prostych, ale życzliwych ludzi i poznawać świat w nieskomercjalizowanej wersji…

Dodaj komentarz