Witryny sklepów z dewocjonaliami, których pokaźna ilość rozsiadła się na ulicy Rocafuerte w Quito, przepełnione są w grudniu lalkami przedstawiającymi kędzierzawego chłopca. To mały Jezus w najrozmaitszych wariantach. Jezus w mundurze policjanta, Jezus z kucharską czapką, Jezus w służbie wywiadu…

Lalki trafią do wszechobecnych w Ameryce Południowej szopek. Muzyk kupi do swojego domu Dzieciątko ze skrzypcami, a miejscowy komisariat zaopatrzy się w Jezuska z policyjną czapką na głowie. Bo szopka/żłóbek to najbardziej powszechny symbol zbliżających się świąt. W przeciwieństwie do rzadziej spotykanych choinek, stoi na każdym miejskim placu, każdym dworcu i w każdym większym sklepie.

Najlepiej, jeśli szopka jest bogata, urozmaicona, pełna najrozmaitszych zwierząt, świecąca i grająca. To, że hołd Narodzonemu w peruwiańskich i ekwadorskich żłóbkach oddają lamy, nikogo nie powinno dziwić – w końcu lama jest symbolem i najbardziej powszechnym zwierzęciem górskich regionów Ameryki Łacińskiej. Ale skąd wzięły się żyrafy? Indyki? Lwy, koguty, żółwie?

Zdarzają się też uproszczone wersje tradycyjnego żłóbka. Choćby ceramiczna lamoszopka – w brzuchu niewielkiej figurki lamy wycina się półokrągły otwór, do którego mieści się miniaturowa Święta Rodzina. Wnętrzności lamy osłaniają Dzieciątko przed chłodem i deszczem. Taka lamoszopka to popularna pamiątka sprzedawana w peruwiańskich sklepach dla turystów.

Jednak marketingowym hitem przedświątecznej sprzedaży bez wątpienia są w Peru grające i migające kolorowe lampki. W każdym biurze, każdym sklepie, wchodzącego wita piskliwa wersja jednej z popularnych kolęd lub świątecznych piosenek. Nie, Last Christmas się nie uświadczy. Ale “Pada śnieg”, “We Wish You A Merry Christmas”, czy “Cichą noc” – już tak. Czasem jedną szopkę okala kilka kompletów hałaśliwych lampek, więc żyrafy stojące przed Jezusem muszą się zmagać z totalną kakofonią. Podobnie zresztą jak pracownicy i klienci firmy – ale nikomu zdaje się to nie przeszkadzać. Nawet pałac prezydencki w Limie otoczono na przestrzeni kilkuset metrów lampkami grającymi którąś ze skocznych melodyjek.
[youtube=https://www.youtube.com/watch?v=ZKjex3VYJhg]
Przed miejskim targiem w Huaraz rozsiadło się kilkanaście kobiet sprzedających połacie zielonego mchu. Zapominając o zbliżających się świętach, podchodzę do jednej z Indianek i pytam:
– Przepraszam, właściwie co pani sprzedaje?
– Mech.
– To jest do jedzenia?
– Nie, do Jezusa.
Wesołych Świąt!


