Mozambik, Liberia czy Gwinea Bissau – między innymi te państwa postanowiły upamiętnić katastrofę smoleńską na okolicznościowych znaczkach. Czy to oznaka wyjątkowej miłości Afryki do Polaków? Prawda może być dużo bardziej przyziemna. Podobnie jak w przypadku znaczków… z Adolfem Hitlerem.
Jan Mieszko Parszewski otwiera swój klaser ze znaczkami. A w nim: zamyślony Lech Kaczyński z żoną, biało-czerwona flaga przepasana kirem, samolot w locie, papież Polak, zapalona świeca. Obok napisy: “République Togolaise”, “Guiné-Bissau”, “São Tomé e Príncipe”.
– Po 2010 roku państwa afrykańskie wydały całe bloczki poświęcone katastrofie smoleńskiej – tłumaczy Parszewski. – Warto zwrócić uwagę na pojawiające się tu i ówdzie ewidentne błędy. Na znaczku wydanym przez Wyspy Świętego Tomasza i Książęcą widać odwrócone barwy polskiej flagi, a na bloczku z Togo literówkę w nazwisku: “Hommage à Lech Kaczynsky” – podkreśla pocztowiec.




Kolejna strona. Na niej – Adolf Hitler. Wódz Trzeciej Rzeszy ukazany jest w aż trzech postawach, z których dwie przedstawiają niesławny rzymski salut. Dumna postura, mundur w kolorze piasku, a na ramieniu – wyraźna swastyka. Napis pod spodem głosi: “Les personnages célèbres”. Słynni ludzie.
– To znaczek wydany z okazji siedemdziesiątej rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej, ale prawdziwy powód jego pojawienia się na rynku jest zupełnie inny. Oni wiedzą, że to wywoła skandal, a co najmniej okaże się niezłą ciekawostką. Podobnie jak odwrócona polska flaga na bloczku z katastrofą smoleńską – opowiada Jan Mieszko Parszewski.



Emocje czy twarda waluta?
Wydanie okolicznościowych znaczków z katastrofą smoleńską nie uszło uwadze polskich prawicowych mediów. W artykule z 2011 roku, opatrzonym specyficznym tytułem “Polska, jak zwykle, całe lata za Murzynami“, Fronda pisała: “Poczta Polska nie uznała za stosowne wydać z tego powodu okolicznościowego znaczka. Na szczęście są jeszcze na świecie kraje, w których pamięć poległych szanuje się tak wymownymi i symbolicznymi czynami, jak właśnie emisja znaczka pocztowego. Kilka państw afrykańskich stać było na gesty, na jakie nie zdobyli się przedstawiciele polskich instytucji”.
W 2018 roku Telewizja Republika krzyczała z nagłówka: “NIESAMOWITE! Lech Kaczyński bohaterem w Afryce“. I dalej: “To po prostu jest niesamowite. Kolejny dowód na to – jak wielkim i dobrym człowiekiem był śp. Lech Kaczyński. Na świecie są kraje, które doceniają wkład Lecha Kaczyńskiego w historię świata” (pisownia oryginalna).
Paweł Mieszkowicz, założyciel Regionalnego Muzeum Poczty w Płocku, twierdzi jednak, że to nie kwestia szacunku do prezydenta dalekiego kraju, lecz zwykły biznes. – Te znaczki są wydawane wyłącznie w celach spekulacyjnych – nie pozostawia wątpliwości ekspert.
Mieszkowicz to prawdziwy znawca pocztowych niuansów, filatelista od kilkudziesięciu lat. – Kiedyś dzięki znaczkom poznawało się świat. Kraje, historie, rocznice, postaci, wydarzenia… Kiedy nie można było po prostu wyjechać za granicę, a fotografie nie były tak rozpowszechnione jak teraz, to właśnie znaczki stanowiły okno na świat – wspomina.

W swoich zbiorach ma między innymi ostatni wysłany przez Pocztę Polską telegram czy słynny angielski Black Penny, dziewiętnastowieczny znaczek z podobizną królowej Wiktorii. Jednak “kontrowersyjne” znaczki z dalekich krajów nie wzbudzają w nim szczególnego zainteresowania. – Żaden szanujący się polski filatelista nie będzie kupował znaczków z Kajmanów czy innych szejkanatów tylko dlatego, że jest na nich coś o katastrofie smoleńskiej – mówi wprost Mieszkowicz.

Kiedy filatelistyka osiągała szczyt swojej popularności, a światowych rynków nie ogarnęła jeszcze powszechna globalizacja, znaczki wydawane w mniejszych krajach mogły istotnie wpływać na wielkość ich gospodarek. W przeciwieństwie do produktów rolnych czy innych wytworów natury lub ludzkich rąk, znaczki nie wymagają prawie żadnej pracy i nakładu środków. Praca grafika zajmuje kilka godzin, papieru zużywa się bardzo niewiele, a podziurkować obrzeża potrafi każda maszyna introligatorska. Najwięcej problemów jest ze sprzedażą. Choć wiele z wydawanych dziś znaczków to bardzo ciekawe graficznie, pobudzające wyobraźnię projekty, ich wydanie nie ma nic wspólnego z polityką emisyjną większych państw, a w związku z tym mogą być traktowane wyłącznie jako niewiele znacząca ciekawostka.
Brak regulacji sprzyja dużym nakładom
W 2020 roku Poczta Polska planuje wydać 75 wzorów znaczków kolekcjonerskich oraz 12 wzorów znaczków do wykorzystania w obiegu pocztowym. Dokładny plan emisji zatwierdził minister infrastruktury niemal rok wcześniej – decyzją z 22 marca 2019. Jako druk opłaty skarbowej, każdy wydany w Polsce znaczek musi być odpowiednio zatwierdzony i skatalogowany, a poczta musi rozliczyć się z jego sprzedaży.
Tego rodzaju regulacje nie obowiązują w wielu państwach tak zwanego światowego Południa. – Poszczególne poczty afrykańskie wydają dużo więcej serii niż na przykład poczta polska, niemiecka, francuska czy Stanów Zjednoczonych. Dokładnych nakładów nikt zresztą nie zna. Takich krajów jest bardzo dużo, a każdy z nich dosłownie zalewa rynek znaczkami – mówi Paweł Mieszkowicz. – Kiedy któryś z nich “złapie temat”, będzie wydawał znaczki tak długo, jak długo będzie można na nich zarabiać. To dlatego najwięcej znaczków z Janem Pawłem II wydały kraje arabskie – twierdzi filatelista.
Dziś elegancki bloczek z wydanymi w Togo znaczkami przedstawiającymi Lecha Kaczyńskiego można kupić za 2 funty na międzynarodowym portalu aukcyjnym. Za ilustrowany w komiksowej formie bloczek z Mozambiku (pojawia się na nim Tupolew, Benedykt XVI i Maria Kaczyńska) trzeba zapłacić nieco więcej, bo 20 dolarów.
Jeszcze 20 lat temu, gdy rynek nie był zalany kolorowymi znaczkami z całego świata, cena pojedynczego bloczka była dużo większa. – Ich wartość spada z roku na rok. W szczytowym okresie popularności filatelistyki wiele krajów produkowało całe olbrzymie nakłady różnych serii i wzorów. Nie tylko kontrowersyjnych. Jakiś czas temu rozmawiałem z kolegą, którego syn pasjonuje się dinozaurami. Byłem wtedy w posiadaniu kilkudziesięciu arkusików dinozaurowych serii, wydanych w tak różnych państwach, że miałbym problem z umiejscowieniem niektórych na mapie. Nakleiłem je wszystkie na kopertę, dzieciak się bardzo ucieszył. Ale wartość handlowa, filatelistyczna takich serii, to jest nic – opowiada Mieszkowicz.
Koronawirus upamiętniony
Oburzenie redaktora Frondy, wspominane kilka akapitów wyżej, od kilku lat jest już nieaktualne, bo i Polska wypuściła okolicznościowy znaczek przedstawiający katastrofę smoleńską. Pierwsza emisja nastąpiła w 2017 – wówczas na rynek trafił projekt upamiętniający ofiary katastrofy w jej siódmą rocznicę. Parę miesięcy temu, w kwietniu 2020 roku, wyemitowano 144 tysiące egzemplarzy kolejnego znaczka „Pamiętamy 2010-2020”.

Nie wiadomo natomiast, które z państw świata jako pierwsze wypuściło znaczek z… koronawirusem. Jest ich już wiele: nowoczesny, oszczędny w formie projekt ze Szwajcarii, przedstawiający ludzi zgromadzonych wokół symbolu czerwonego krzyża; propagandowy znaczek z Chin, w socrealistycznej formie prezentujący walczących z wirusem medyków; indonezyjska odezwa “Stay at home!” (“Zostań w domu!”). Wietnam, Maroko, Tajwan, Iran wyspa Man – poczty wszystkich tych miejsc postanowiły upamiętnić walkę z pandemią przy pomocy znaczka pocztowego.

– Akurat taki znaczek chętnie zobaczyłbym w swoich zbiorach – przyznaje Paweł Mieszkowicz. – Głównie z myślą o odwiedzających. Chętnie pokazałbym im kolejną pocztową ciekawostkę, próbując na nowo zainteresować ludzi filatelistyką – podsumowuje założyciel Regionalnego Muzeum Poczty w Płocku.
To kolejny odcinek wakacyjnej serii o hobbystach. Zajrzyj także do poprzednich artykułów (linki poniżej).
Jeżeli zainteresował Cię ten materiał, wesprzyj mnie na Patronite. Blog utrzymuje się bez reklam ani materiałów sponsorowanych, a pracy nad nim jest naprawdę dużo (o kosztach nie wspominając) :)
Zobacz też:






Czyli okazuje się, że nie tylko Polak potrafi. To przecież znana jak świat prawda, że na ludzkiej tragedii zarabia się najlepiej. Ten przykład jest tego doskonałym potwierdzeniem.