Pewnie bym tu nie trafił, gdyby nie splot kilku wydarzeń z koronawirusem na czele. Na Wyspach Zielonego Przylądka nie ma kolei ani tramwajów, betonowych blokowisk ani składowisk odpadów radioaktywnych. Są za to krajobrazy – niewiarygodne, jak ze snu.
Nie bez powodu mawia się, że położona u zachodnich wybrzeży Afryki Republika Zielonego Przylądka to Wyspy Szczęśliwe. Zaklęte w archipelagu piękno chwilami wydaje się wręcz nierealistyczne: olbrzymie klify, pionowymi ścianami spadające wprost do oceanu, zielone doliny pełne tarasowych upraw, sadów bananowych i soczystych papai, wreszcie kolorowe wioski, które zdawałoby się ostatkiem sił przycupnęły pod zwalistymi skałami.
Ten wyspiarski raj wciąż czeka na odkrycie przez masową turystykę. Owszem, na Wyspy Zielonego Przylądka codziennie wyruszają wycieczki z niejednego biura podróży, ale znaczna ich większość kończy w hotelu na wyspie Sal albo Boa Vista. W przeciwieństwie do reszty archipelagu, dwie wspomniane wyspy cieszą turystów ogromnymi piaszczystymi plażami i wiecznie dobrą pogodą.

Ci, którzy nie przepadają za plażowaniem, mają do wyboru kilka całkowicie odmiennych wysepek. Najbardziej znane to Santiago – stołeczna wyspa, Fogo – z najwyższym szczytem Republiki Zielonego Przylądka, aktywnym wulkanem wznoszącym się na wysokość 2829 metrów, São Vicente – ze stolicą w Mindelo, drugim pod względem wielkości miastem kraju i jego kulturalnym centrum, oraz Santo Antão – raj dla miłośników gór i pięknych widoków.

Niestety, błędem jest lecieć do Republiki Zielonego Przylądka i oczekiwać sprawnej, taniej komunikacji pomiędzy poszczególnymi wysepkami. Komunikacja promowa, choć obejmuje wszystkie wyspy, jest powolna i droga. Samoloty są szybsze, ale dość rzadkie, a lot w obie strony pomiędzy wyspami kosztuje zazwyczaj kilkaset złotych. Jeśli już trafi się “budżetowo” na Wyspy Zielonego Przylądka, trudno mieć nadzieję na równie budżetową “objazdówkę” po większości wysepek.

Cel – Santo Antão!
Moim głównym celem jest położona na północnym zachodzie wyspa Santo Antão. Nie da się tutaj dostać drogą lotniczą. Najprościej dolecieć do Mindelo na wyspie São Vicente, a później łapać jeden z dwóch codziennych promów. Statek pomiędzy miastami Mindelo a Porto Novo płynie około godziny i kosztuje niecałe 40 złotych. Na pokładzie – ciężarówki, kozy, turyści. Choć na wyspie brakuje resortów z prawdziwego zdarzenia (wątpliwe zresztą, by kiedykolwiek się pojawiły, bo brzeg morski jest tutaj wyjątkowo niedostępny), nie brak tu przyjezdnych z większości europejskich państw. To jednak zupełnie inna turystyka niż ta kojarzona z folderów biur podróży. Na wyspach Sal oraz Boa Vista ma ona wymiar masowy i oznacza głównie siedzenie przy hotelowym basenie. Na Santo Antão docierają dużo mniejsze grupki, zazwyczaj o nastawieniu trekkingowo-krajoznawczym.
Jedna z ulubionych przez turystów tras to pieszy szlak pomiędzy wioskami Ponta do Sol i Cruzinha. Ta piętnastokilometrowa trasa oferuje niemal cały zestaw obecnych na wyspie widoków. Trzeba jednak uważać, aby nie wyjść na szlak nieprzygotowanym – to nie lekka niedzielna przechadzka, tylko prawdziwie górska wyprawa z dziesiątkami stromych podejść. Kiedy od oceanu wieje wiatr, robi się całkiem przyjemnie. Jeśli jednak podmuchów zabraknie, podrównikowy pot zalewa oczy, a ostre słońce spala skórę na wiór.

Po drodze znajduje się jedno z najbardziej znanych miejsc na Wyspach Zielonego Przylądka – Fontainhas. Wioska regularnie pojawia się na pocztówkach czy instagramowych fotografiach. Jednocześnie, o ironio, to także jedno z tych miejsc, którego piękna nie jest w stanie oddać żadna fotografia. Nie ma na świecie obiektywu, który objąłby w całości szeroką panoramę okolic Fontainhas – ostre skały, liczne tarasy uprawne, widok w stronę oceanu… Można użyć rybiego oka, ale wtedy zatracą się szczegóły. Po prostu trzeba tam być. Wirus czy nie wirus – nie wszystko można oddać przez Internet.




Wyschnięte rzeki i soczyste owoce
Choć sama nazwa kraju sugerowałaby widoki pełne soczystej zieleni, na Wyspach Zielonego Przylądka dużo częściej spotyka się raczej suche krajobrazy. Cała wyspa Santo Antão pokryta jest wyschniętymi korytami rzek okresowych. To tak zwane ribeiras, dosłownie potoki, przez większą część roku będące raczej kamienistymi wąwozami, niż życiodajnymi rzekami. Tylko w porze deszczowej (sierpień-październik) koryta wypełniają się wodą.

Tam, gdzie afrykańskie słońce bezlitośnie wypala powierzchnię, nie rośnie nic. Cała południowa część Santo Antão to wulkaniczne pustkowie. Postapokaliptyczny krajobraz kamieni i nicości. Wszystko zmienia się jednak, gdy wjedzie się w którąś z dolin po północnej stronie wyspy. W zacienionych zakątkach gęsto rosną banany oraz trzcina cukrowa. Drzewa papajowe uginają się od rosnących na nich soczystych owoców.


Człowiek i przyroda
Krajobrazy wyspy Santo Antão są na tyle niewiarygodne, że dociera do mnie nieoczekiwana prawda. To chyba najpiękniejsze miejsce, w którym byłem. Choć jeździłem już po islandzkich bezdrożach, poznałem uroki norweskich fiordów, fotograficznie polowałem na lwy w Republice Południowej Afryki, to krajobraz Wysp Zielonego Przylądka jawi się jako coś kompletnie niewiarygodnego. Później stwierdzę, że może konkurować jedynie z Kirgistanem, który trafił do mojego serca ze względu na umiłowanie pustych przestrzeni, fantazyjne lokalne cmentarze (rodem z planety Tattooine!) i radzieckie pozostałości.

Podobnie jak w Kirgistanie, siłą krajobrazów Zielonego Przylądka są nie tylko walory przyrodnicze, ale i krajobraz kulturowy. Ogromne klify dopełniają przycupnięte u ich stóp kolorowe wioski. U wejściu do wiecznie zielonych dolin trwa wytężona praca przy produkcji grogu. A tarasy uprawne, umożliwiające uprawę roślin w niezwykle trudnym terenie, przywodzą na myśl raczej krajobrazy południowo-wschodniej Azji, niż zachodniej Afryki.

I pomyśleć, że trafiłem tu zupełnym przypadkiem! Co więcej – w ostatniej chwili. O tym, że poza wyspami dzieje się coś złego, przypominały stacjonujące na lotnisku służby sanitarne, mierzące temperaturę każdemu pasażerowi. Tu i ówdzie wisiały już plakaty, przypominające o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Ale poza tym – cisza, spokój, relaks. Wyspy Szczęśliwe.


Republika Zielonego Przylądka – krótki przewodnik dla odwiedzających
Przylot
Trudno powiedzieć, jak będzie teraz. Przed pandemią koronawirusa na wyspy najłatwiej było się dostać czarterem turystycznym. Biura podróży, oferujące wycieczki all inclusive do jednego z przyplażowych hoteli, wyprzedawały wolne miejsca w samolotach za dość niewielkie ceny. Tanim sposobem można się było dostać między innymi ze Skandynawii (Szwecja, Dania, Norwegia – linie lotnicze Sunclass Airlines) oraz z Wielkiej Brytanii (TUI).
Minusem lotów czarterowych są przyloty jedynie na “plażowe” wyspy (głównie Sal). Lukę wypełniały regularne linie lotnicze, na przykład portugalski TAP, obsługujący połączenia ze stolicą kraju – Praią, lub jego kulturalnym centrum – Mindelo. Niestety ceny połączeń były dość wysokie, zazwyczaj w granicach 1500-2000 złotych w obie strony (mając na względzie wylot z Portugalii).
Wiza
Dla Polaków – brak. Konieczne jest jednak uiszczenie opłaty przyjazdowej (w marcu 2020 – 35 USD).
Poruszanie się między wyspami
Promy lub samoloty. Rozkład promów można sprawdzić tutaj. Rekomendowałbym jednak samoloty, jako szybszy i pewniejszy środek transportu.
Poruszanie się po wyspach
Najprościej i najtaniej korzystać z lokalnych zbiorowych taksówek, tak zwanych aluguerów. Dobrze działa autostop (może być płatny niewielkie sumy). Nie ma sensu wynajmować samochodu – wyspy są na tyle niewielkie, że to tylko marnotrawstwo pieniędzy oraz benzyny.
Język
Portugalski. Pożyteczne: francuski, hiszpański. Angielski bywa zrozumiały, ale tylko w turystycznych miejscach i tylko do ustalenia niezbędnych kwestii.
Ceny
W marcu 2020: na poziomie Polski, być może trochę niższe. Tani obiad można zjeść od około 12-15 złotych. Lepsze danie z deserem i czymś do picia – do 40 złotych. Noclegi w “backpackerskim” standardzie – przeciętnie od 30 do 60 złotych za osobę. Pułapką finansową może być wspomniane przemieszczanie się między wyspami.
Jedzenie
Dużo ryb i owoców morza (tych galaretowatych: ośmiornice, ślimaki, kalmary). Niestety, jak w większości krajów południa, często spotykany jest niedosmażony kurczak z obowiązkową kupką ryżu obok (kupka ryżu znajdzie się zasadniczo w każdym daniu).
Warto skorzystać z możliwości zjedzenia świeżej papai!


O czym nie można zapomnieć?
O dużej ilości kremu do opalania. Podrównikowe słońce spala białą skórę na wiór. Nawet kilka godzin spaceru można pamiętać tygodniami… Tymczasem ceny kremu do opalania, jako produktu kompletnie niewykorzystywanego przez miejscowych, potrafią być na niektórych wyspach zaporowe.
To pierwsza część artykułu opisującego Republikę Zielonego Przylądka. W kolejnej przyglądam się życiu w tropikalnym raju. Czy w takim miejscu w ogóle można mieć… problemy? Zaglądam także do miasteczek oraz na lokalny mecz piłki nożnej.
Zobacz też:





Byłem na Azorach i Kanarach i cały czas się zastanawiam czy warto odwiedzić Wyspy Zielonego Przylądka, czy nie będą to Azory/Kanary bis.
Czekam na kolejne artykuły, ale póki co, dzięki Twoim materiałom zaczynam chyba się przekonywać, że trzeba tam polecieć i to zobaczyć, bo wygląda świetnie.
Czy będą relacje z bardziej dostępnych wysp niż Santo Antao? Zwiedzałeś również inne?
Oczywiście. W ciągu tygodnia będzie drugi artykuł, o życiu na Wyspach. W planach mam też bardziej “alternatywne”, o mrocznych zakątkach wyspy Sal albo o… kolei. Ale tutaj trudno mi przewidywać termin publikacji :)
Yyy.. no ja tez tam bylem, ale mam odmienne zdanie. Jak najbardziej jest beton i pustynie. Moze nie ma tramwajow… bo mieszka tam niewiele ludzi (z racji rozmiaru cape verde) ale istnieje cywilizacja, prostytucja, ba… malo tego, istnieja tez ludzi i to calkiem spoko, jest tez bieda, innowacja, ekologiczne torebki, lowienie tunczyka sposobem.
denerwuja mnie takie jednowymiarowe blogi, cape verde to spoko miejscowa, ludzie ktorzy tam mieszkaja sa takimi zeuropeizowanymi afrykanami. calkiem przyjemnie. ale te krajobrazy to takie bieszczady cape verde ;)
Ziomuś, to jest artykuł o pięknie naturalnym wyspy Santo Antao, a nie o biedzie i prostytucji ;) Wróć tu za tydzień – pojawi się drugi artykuł o życiu, miastach, ludziach, problemach itd.
Również byłam, ale nie ma co porownywac Cape verde do innych wysp, które nie sa az tak “uturystycznione”. Choc jak bylam pierwszy raz w 2013roku było calkiem inaczej niz w 2020. Tak czy siak wyspy zielonego przyladka sa dobrym miejscem wakacyjnym, zarowno dla kogos, kto chce lezec i zupelnie nic nie robic, jak i dla ludzi ktorzy chca sie przemieszczac miedzy wysepkami.
Bardzo ciekawy artykuł i wspaniałe fotki . Dziwne jest jak można żyć w takich warunkach .
O to chodzi w podróżowaniu. Żeby bywać w miejscach poza szlakiem komercji. Poza all inclusive. Ja jestem w Cabo zakochany. Byłem już 4 razy. Zobaczyłem 5 wysp i to nie koniec.